Nuty naszych serc - Rozdział 6


 Obudziłem się, czując jak całe moje ciało jest dziwnie ociężałe i nie mogąc się poruszyć. Spróbowałem otworzyć oczy ale okazało się, że niedość że moje powieki są bardzo ciężkie to jeszcze cały obraz jest dziwnie rozmazany. Czułem jakiś ucisk na dłoni ale nie potrafiłem go w żaden sposób ani nazwać, ani odwzajemnić. Zdawało mi się, że coś usłyszałem ale musiałem skupić całą swoją uwagę na tym, żeby w ogóle zrozumieć, co to takiego.

-Adaś? Adaś, słyszysz mnie?

Znałem ten głos. Oczywiście, że go znałem ale nie potrafiłem początkowo przypisać go do żadnej konkretnej osoby. Spróbowałem jeszcze raz otworzyć oczy ale oślepiło mnie jakieś nieludzkie światło.

-Chyba się budzi...

-Spokojnie, proszę dać mu chwilę, to dla niego w tym momencie duży wysiłek. 

Kolejne dwa głosy. Jeden z nich co prawda kojarzyłem ale drugi był dla mnie kompletnie nowy, a miałem bardzo dobry słuch i wiedziałem, że mogę na nim polegać. Zamrugałem szybko i chciałem przetrzeć oczy rękami ale okazały się być one niczym z ołowiu. Nie wiem nawet ile czasu minęło, nim poczułem palący ból zdający się płynąć z każdej komórki w moim ciele, na co jęknąłem cicho. Ból przy tym, że nie mogłem się ruszyć był chyba najgorszym możliwym połączeniem bo nie mogłem zrobić nic, żeby mu zaradzić. Dawno nie czułem się aż tak źle.

-Morfina przestaje działać, nie mogę mu jednak podać nic póki go nie zbadam.

Powiedział znowu ten nieznajomy a ja próbowałem pokojarzyć fakty ale to wcale nie było takie proste. 
Jakimś nadludzkim wysiłkiem spróbowałem po raz trzeci otworzyć oczy i dopiero po kilku sekundach zacząłem w końcu coś widzieć i powoli udawało mi się rozpoznać to, co miałem przed oczami. Pierwszym co zauważyłem, była zmartwiona twarz okalana bardzo jasnymi blond włosami z rozmazanym, czarnym makijażem na policzkach. Ciemne oczy były mocno zaczerwienione, co bardzo mnie zaniepokoiło.

-Płakałeś?

Chciałem zapytać ale nie wiem, na ile mi to wyszło bo sam siebie ledwo rozumiałem i strasznie chciało mi się pić. Chłopak parsknął cicho śmiechem i poczułem, jak zaciska mocniej palce na mojej dłoni. 

-Nie jest to teraz ważne. Adam, jak się czujesz?

Zapytał zamiast tego a ja rozejrzałem się w końcu po pokoju. Po drugiej stronie łóżka zauważyłem moją zapłakaną, zmartwioną mamę a obok niej człowieka w kitlu... zaraz. Łóżko? Człowiek w kitlu?

-Szpital?

Zerknąłem znów na Tommy'ego, który pokiwał głową i wziął powoli głęboki, drżący oddech. 

-Ktoś cię napadł, gdy szedłeś do mnie do domu. Nieźle cię poobijali... 

Pociągnął nosem i zrobiło mi się cholernie głupio, że wszyscy musieli się tak o mnie martwić. Tommy potarł się po czubku nosa wierzchem dłoni, po czym uśmiechnął się do mnie słabo.

-Przyniosę ci trochę wody.

Powiedział i wyszedł szybko z pokoju a moja dłoń opadła bezwładnie na kołdrę. Spojrzałem na mamę i stojącego wciąż przy mnie lekarza, który uśmiechał się pocieszająco.

-Jak się pan czuje, panie Lambert?

Zapytał w końcu i zerknął gdzieś nade mną a ja mogłem się tylko domyślać, że znajduje się tam monitor na którym pokazują się moje wyniki i tak dalej... Nie znam się na tym wszystkim.

-Skołowany, zmęczny, obolały... sam nie wiem.

Wychrypiałem na co mężczyzna pokiwał głową i sprawdził coś przy mojej kroplówce.

-To normalne po takim pobiciu. Musieliśmy przeprowadzić operację bo istniało ryzyko, że złamane żebro przebije płuco ale poza tym nie ma pan groźniejszych obrażeń. Jest pan młody i silny, szybko dojdzie pan do zdrowia. Poproszę pielęgniarki, żeby podano panu środki przeciwbólowe i pobrano krew do badań. Wie pan, kto pana zaatakował?

Wiedziałem. Oczywiście, że wiedziałem. W momencie gdy o to zapytał, obrazy z ostatnich minut zanim straciłem przytomność stanęły mi przed oczami. 

-Nie pamiętam.

Sam nie wiem, dlaczego postanowiłem skłamać ale po minie mamy wiedziałem, że mi nie uwierzyła. To jednak nie było teraz aż tak istotne.

-Proszę się nie przejmować, to szok, niedługo wróci panu pamięć. Zaraz przyślę do pana pielęgniarkę. Proszę się na razie oszczędzać.

Odpowiedział i wyszedł a mama przyglądała mi się oskarżycielsko jak zawsze gdy wiedziała, że kłamię.

-Co się stało?

Zapytałem w końcu bo bardzo mnie to ciekawiło. Chyba też trochę zbiłem ją tym pytaniem z tropu, bo wyraźnie się zmieszała.

-Wyszedłeś do Toma, miał jakiś kryzys przed randką. Jakieś czterdzieści minut później Tom pojawił się w drzwiach i pytał, gdzie jesteś ale gdy usłyszał, że powinieneś już dawno być u niego, bardzo się przejął. Ja z resztą też się martwiłam. Twój telefon milczał a Tom nie spotkał cię nigdzie po drodze. W końcu wzięliśmy Neila i poszliśmy jakimś skrótem, o którym nie miałam pojęcia. Znaleźliśmy cię nieprzytomnego w jakimś zaułku, przeraziłeś nas na śmierć. Dobrze, że Tom tak szybko zareagował...

Słuchałem uważnie relacji mojej mamy ale zastanawiały mnie jeszcze dwie rzeczy. Odczekałem chwilę i zadałem pierwsze pytanie.

-Ile byłem nieprzytomny?

-Niedługo minie doba odkąd cię znaleźliśmy.

Skrzywiłem się. Niezbyt podobało mi się, że przez jakieś cholerne pobicie - którego powodu z resztą nawet się nie domyślałem - straciłem cały dzień. No ale w tej kwestii raczej nie miałem zbyt wiele do gadania, prawda?

-Jak poszła randka Toma?

Mama spojrzała na mnie jak na kosmitę i przez chwilę wydawało mi się, że może mówię do niej w jakimś innym języku albo co ale wyglądała na szczerze zaskoczoną.

-Randka? Jaka randka? Kochanie, Tom nie opuścił szpitala odkąd cię tu przywieźli. Wykłócał się z całym personelem jak chcieli go wyprosić. 

Zaskoczyło mnie to ale po minie mamy widziałem, że mówiła wyjątkowo poważnie. Było mi cholernie głupio i przykro, że przeze mnie i moją durną chęć pójścia na skróty Tommy nie poszedł na swoją pierwszą od lat randkę. Westchnąłem ciężko i zamknąłem na moment oczy, bo czułem się cholernie zmęczony ale zareagowałem na ruch. Tommy wrócił do pokoju razem z uśmiechniętą od ucha do ucha pielęgniarką. Jeszcze jakby miała z czego się cieszyć.

-Chodź tutaj.

Tom dopadł do mnie szybko i pomógł mi ułożyć głowę na tyle, żebym powoli mógł wypić zawartość plastikowego kubeczka nim znów opadłem na poduszki. Niemal od razu znów złapał mnie za rękę i usiadł na krześle obok mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku podczas gdy pielęgniarka majstrowała już przy moim wkłuciu i zaczynała pobierać mi krew.

-W skali od jeden do dziesięciu, jaki odczuwa pan ból?

Zapytała w pewnym momencie a ja musiałem przez moment się zastanowić. Do czego miałem porównać tę skalę? Nie miałem pojęcia ale wiedziałem, że musiałem odpowiedzieć.

-Chyba... pięć? Nie jest źle ale nie mogę się ruszyć.

-To przez znieczulenie jakie dostał pan do operacji. Jak się pan prześpi to powinno panu przejść. Jakieś trudności w oddychaniu albo silniejszy ból w okolicach żeber?

-Nie, chyba nie. 

-W porządku. Zaraz wrócę z lekami dla pana. Może być pan po nich senny, więc radziłabym pana mamie i przyjacielowi się powoli zbieać i wrócić jutro.

Mówiąc to kobieta zerknęła na Toma i niemal się roześmiałem mając świadomość, jaką musiał im tu urządzić chryję wczoraj wieczorem. 

-Zostanę. Pani Lambert, pani powinna odpocząć i powiedzieć mężowi i Neilowi, że Adam ma się już lepiej. W razie czego zadzwonię do pani.

Pielęgniarka wyszła z cichym westchnięciem rezygnacji a mama wyglądała, jakby bardzo poważnie rozwważała zostanie tu kolejną noc ale w końcu pokiwała głową.

-W porządku. Masz rację, padam z nóg ale ty też powinieneś o siebie zadbać, Tom.

-Nic mi nie będzie, proszę się nie martwić.

-Adaś? Potrzeba ci czegoś?

Uśmiechnąłem się najszerzej, jak tylko potrafiłem i pokręciłem lekko głową.

-Nie, dzięki mamo. Mam tu najlepszą możliwą opiekę.

Zażartowałem, mając oczywiście na myśli Toma, na co mama się uśmiechnęła. W końcu udało mi się ją trochę rozbawić i zaczęła się zbierać. Przed wyjściem jeszcze przykazała nam na siebie uważać - bo przecież tak niebezpiecznie jest w szpitalach, prawda? - po czym pocałowała mnie w czoło i zniknęła za drzwiami. Pielęgniarka szybko podała mi leki przeciwbólowe i wyszła a ja powoli czułem, jak zaczynają działać.

-Nie powinieneś był odwoływać randki z mojego powodu.

Zacząłem na co usłyszałem pełne pogardy prychnięcie i poczułem, jak mocniej zaciska palce na mojej dłoni. 

-I miałbym pójść na randkę, być może dobrze się bawić a może nawet uprawiać seks wiedząc, że jesteś w trakcie operacji której możesz nie przeżyć? Za kogo ty mnie masz, Lambert?

Warknął niby wściekle ale wcale mnie to nie zraziło bo wiedziałem, że to tylko jego sarkazm. Nie mogłem się nie uśmiechnąć.

-Przykro mi, że tak cię nastraszyłem i że przeze mnie musiałeś odwołać randkę.

-I tak nie chciałem iść. Jak nie ta, to kolejna a jak nie, to trudno. A teraz powiedz tak szczerze, jak się czujesz? Tylko bez ściem jak dla mamy czy lekarza.

Chciałem się zaśmiać ale bolały mnie żebra, więc tylko uśmiechnąłem się szeroko. Ciągle zaskakiwało mnie, jak dobrze Tom umiał mnie rozgryźć.

-Jak gówno. 

W kącikach jego ust w końcu zamajaczył uśmiech, co mnie oczywiście usatysfakcjonowało ale wiedziałem, że zaraz znowu się pokłócimy.

-Powinieneś wrócić do domu, Tommy. Wyspać się w porządnym łóżku...

-Nie. 

Nie powiedział nic więcej. Mimo to wiedziałem, że nie ma sensu kontynuować tej dyskusji. Westchnąłem więc jedynie cicho i zamknąłem na moment oczy, bo jednak jasność tego pomieszczenia wciąż mnie przytłaczała.

-Domyślam się, kto mógł ci to zrobić ale musisz mi powiedzieć.

Usłyszałem głos Tomm'yego i spojrzałem na niego. Wpatrywał się w moją dłoń z jakimś dziwnym wyrazem twarzy. Otworzyłem już usta żeby mu odpowiedzieć, gdy zmierzył mnie lodowatym wzrokiem.

-Tylko bez kłamstw.

Zaznaczył, na co westchnąłem cicho i uśmiechnąłem się lekko.

-Skąd wiesz?

Zapytałem a Tommy podwinął mi rękaw szpitalnej koszuli i uniósł moją rękę, pokazując mi już prawie całkowicie zmyty napis na moim przedramieniu. PEDAŁ.    

-Założę się, że to pismo Chrisa. Zostawienie cię z takim napisem na ręce, nieprzytomnego, w takim miejscu jak to mogło skutkować tym, że ktoś cię tam jeszcze zgwałci. Miałeś szczęście, że tak szybko udało nam się ciebie znaleźć.

Zabolało mnie to, nie powiem, że nie. Nie miałem siły żeby się z tym kryć, więc po prostu przyznałem mu rację i zagryzłem na moment wargę, próbując się nie rozpłakać.

-Nie wiem, kim był ten drugi chłopak. Nigdy go nie widziałem ale masz rację, że jednym z nich był Chris.

Przyznałem w końcu, na co Tommy zrobił minę pod tytułem "wiedziałem, zabiję gościa" ale tylko pokręcił głową i westchnął ciężko.

-Powinieneś pójść na policję. Mogłeś przez nich zginąć.

-Nie mam na to sił, Tommy. Ja chcę tylko trochę spokoju, odpocząć od tego wszystkiego...

-Chyba nie myślisz o wyjeździe?

Zaskoczyło mnie stwierdzenie Tommy'ego a na jego twarzy widziałem autentyczne przerażenie. Nie sądziłem, że tak zinterpretuje moje słowa i szczerze mówiąc taka opcja nigdy nie przeszła mi nawet przez myśl ale widziałem, że jego bardzo to stresuje.

-Nie. Myślę o opuszczeniu na jakiś czas szkoły ale nie o wyjeździe.

-To dobrze.

Nie odezwał się już więcej tego wieczoru. Po prostu siedział i trzymał mnie za rękę, podczas gdy leki powoli zaczynały działać i zacząłem odpływać do krainy snów.

Komentarze

Popularne posty