Zapisane w gwiazdach - Rozdział 5

 


-To urocze, jak bardzo uwielbiasz wszelkiej maści pieszczoty, kochanie. 

Zaśmiałem się cicho i otworzyłem oczy. Na początku na moment oślepiło mnie Słońce a potem w jego promieniach dostrzegłem uśmiechającą się do mnie, bardzo przystojną twarz pewnego nieznanego mi młodego mężczyzny. Odsłoniłem ręką oczy od Słońca i ująłem jego dłoń, po czym pocałowałem go w knykcie.

-Dobrze mnie znasz, Nick.

Odpowiedziałem cicho i poczułem pieszczącą moją talię dłoń. Było to bardzo przyjemne i nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. 

-Wciąż jesteś dla mnie ogromną tajemnicą. 

-Nic na to nie poradzę.

Chłopak roześmiał się i złączył nasze usta w czułym i krótkim pocałunku. Pragnąłem pozostać tak na zawsze.

***

Kolejna nieprzespana noc. Tym razem w ogóle nie mogłem zasnąć i na dwrocu w Hannover byłem już o godzinie 5 rano. Włóczyłem się więc po mieście, słuchając muzyki i popiając od czasu do czasu energy drinka, którego udało mi się kupić po drodze. Zastanawiałem się, co w ogóle mam z tym zrobić. Ostatnimi czasy praktycznie w cale nie mogłem spać i od dwóch tygodni moim rekordem było przespanie 4 godzin. Z pewnością nie była to ekscytacja nową szkołą, bo zdążyłem się już do tego przyzywczaić. Nie potrafiłem znaleźć żadnego sensownego wyjaśnienia mojego stanu. 

Westchnąłem cicho po raz kolejny tego dnia i usiadłem na jednym z przystanków autobusowych, chcąc chociaż chwilę odpocząć. Miałem dość tego wszystkiego i poważnie zastanawiałem się nad poproszeniem dyrektora o możliwość zamieszkania w akademiku jak najszybciej. W teorii byłoby to możliwe dopiero od przyszłego roku, ale... lepsze to niż nic, prawda? 

Zdziwiłem się, gdy mój telefon zawibrował cicho. Myśląc, że to Marta, wyciągnąłem telefon i odblokowałem, żeby odczytać najnowszą wiadomość.

Od: Tom
Treść: Hej, śpisz?

Przez chwilę po prostu gapiłem się w ten tekst nie wiedząc, co odpisać. Zupełnie tak, jakbym ściągnął go myślami i nie do końca wiedziałem, jak mam zareagować na tę sytuację.

Treść: Nie. Co tam?

Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Przyszła niemal natychmiast.

Treść: Może wpadniesz do mnie?

Ja: Nie wiem, gdzie mieszkasz.

Tom: Mogę cię odebrać z dworca, jeśli chcesz. Mieszkam 10 minut stamtąd.

Ja: Okay. Zaraz będę. Pod księgarnią, jak wczoraj?

Tom: Tak. 

Westchnąłem cicho i wstałem z ławki po czym skierowałem się w odpowiednim kierunku. Ponieważ nie znałem za dobrze miasta a w dodatku wciąż było ciemno, nie oddalałem się zbytnio od dworca bo bałem się zgubić. Dlatego w mniej niż 10 minut znalazłem się pod księgarnią, gdzie usiadłem pod ścianą na zimnej ziemii i czekałem, z kapturem na głowie, torbą pod kolanami i skulony, z słuchawkami w uszach i zastanawiałem się, dlaczego tak często spotykam się z Tomem tak często poza szkołą. Nie miałem jednak czasu na zastanawianie się nad tym, bo poczułem silne szarpnięcie za ramię i słuchawki wypadły mi z uszu. Spojrzałem w górę nie mając pojęcia, co się dzieje ale serce zabiło mi mocniej jeszcze zanim spojrzałem na naapastników. Doskonale wiedziałem, że dzieje się coś złego.

-Hej, co tu robisz o tej porze, dzieciaku? 

-Szukasz kłopotów?

Jęknąłem w duchu. No tak, ja to mam farta do takich sytuacji. Spuściłem głowę i pozwoliłem włosom opaść mi na oczy. Nie byłem może często bity ale zdarzało się i tak i wiedziałem, jak powinienem się zachować w takiej sytuacji. Najlepiej nie reagować i pozwolić im się trochę poszturchać i zabrać, co chcą. Wtedy szybciej zostawią mnie w spokoju a z moją wątłą posturą, w dodatku osłabiony długotrwałym brakiem snu i w ogóle średni w bijce i tak nie miałem absolutnie żadnych szans na wygranie czy chociażby na obronę. Lepiej dostać jak najmniej obrażeń.

-Ty, patrz, niemowa nam się trafił.

-No, no, tak to bywa. Nie miał szczęścia w życiu i dzisiaj też go nie ma.

Poczułem, jak jeden z nich wyszarpuje mi torbę a po chwili drugi przyszpila mnie do ściany i od uderzenia aż zabrakło mi oddechu. Nie odważyłem się nawet spojrzeć w górę.

-Nawet się nie rzuca. Grzeczny dziwak. 

Obaj zaśmiali się a ja usłyszałem, jak moja torba upada gdzieś obok. Modliłem się, żeby jak najbszybciej się znudzili i zostawili mnie w spokoju. W następnej chwili nie mogłem już się jednak modlić, bo pięść jednego z nich trafiła mnie prosto w nos. Jęknąłem głucho i poczułem spływającą mi po twarzy krew. No pięknie! Bez wizyty u higienistki przed lekcjami się nie obejdzie. Dwa kolejne uderzenia ogłuszyły mnie na tyle, że ledwo pozostawałem przy zmysłach. 

-Ej, zostawcie go!

Myślałem, że się przesłyszałem ale z pewnością głos ten należał do Toma. Chciałem na niego spojrzeć ale nie miałem na to siły. Poczułem, jak osuwam się po ścianie na podłogę a moje ciało było tak odrętwiałe, że nawet nie mogłem się ruszyć.

***

-William? William, zostań przy mnie, proszę!

Uniosłem powieki, które wydawały się być zrobione z ołowiu i spojrzałem prosto w ciemne oczy mojego kochanka. Doskonale go pamiętałem. Sir Thomas. Uśmiechnąłem się lekko i wyciągnąłem obolałą rękę w jego stronę, dotykając jego policzka. 

-Kocham cię, Thomas. 

Wyszeptałem cicho i poczułem, że odpływam. Nie potrafiłem dłużej utrzymać otwartych oczu.

*** 

-Bill? Bill! Bill, nie odpływaj, proszę!

Z trudem uniosłem powieki. Czułem, jak cała twarz mnie boli i kręciło mi się w głowie. Pochylał się nade mną pewien anioł w dredach i z ciemnymi oczami. Zaśmiałem się cicho ale zaraz potem jęknąłem, czując ból w szczęce. 

-Spokojnie, aniele. Nigdzie się nie wybieram.

Zapewniłem cicho i zauważyłem, jak najpierw Tom zrobił niezwykle głupią minę a potem się roześmiał. Pomógł mi usiąść na ziemi i podał mi butelkę wody i fajkę. Obie rzeczy przyjąłem z wdzięcznością. Najpierw wypiłem pół butelki wody a potem odpaliłem fajkę i zaciągnąłem się dymem, oddychając w końcu głęboko. Tom siedział naprzeciwko mnie i też palił, przyglądając mi się uważnie.

-Wyglądam okropnie, wiem.

-Mocno oberwałeś. Nie ma się co dziwić. Jak się czujesz?

-Raczej nie zemdleję ale trochę mi się kręci w głowie.

-Dojdziesz do mnie na nogach?

-O ile to nie jest daleko. 

-W razie czego doniosę cię na rękach.

-Jakiś ty szlachetny. Mój książę z bajki.

-Tylko nie mów w szkole, bo zaczną mdleć z wrażenia.

-Twój sekret jest ze mną bezpieczny.

Roześmialiśmy się a ja dopiłem butelkę wody i wrzuciłem ją do torby. Westchnąłem cicho i zacząłem wstawać, ale zawahałem się i dzięki Tomowi zachowałem równowagę. Rzuciłem mu wdzięczny uśmiech i przejrzałem się w szybie księgarni, krzywiąc się. Miałem pół twarzy we własnej krwi. 

-Umyjesz się u mnie. Nie mam chyba ciuchów w twoim rozmiarze...

-Spoko, mam ze sobą ciuchy na zmianę.

-Serio nosisz ze sobą?

-Z przyzwyczajenia.

Tom zaśmiał się cicho a potem wziął mnie pod rękę, zarzucając sobie moją torbę na ramię, nim zdołałem zareagować.

-To tak na wszelki wypadek.

Dodał, puszczając mi oczko i zaczęliśmy iść powoli w nieznanym mi kierunku. Z pewnością w innym, niż szkoła. Musiałem przyznać, że gdyby nie Tom, z pewnością nie byłbym w stanie przejść nawet 100 metrów, ale nie chciałem się do tego przyznać. 

-Rany, strasznie nam to idzie.

Westchnął w końcu Dredziarz z niecierpliwością i nim zdołałem się odezwać, wziął mnie na barana a ja w panice złapałem go mocno za szyję i objąłem go nogami w pasie, zamykając oczy.

-Spokojnie, ze mną nic ci się nie stanie. Człowieku, ile ty ważysz?

-Nie za dużo.

Wyszeptałem, ledwo łapiac oddech. Bałem się, co moge poradzić? Po raz pierwszy ktoś niósł mnie na barana i byłem przerażony.

-Ej, wszystko okay? 

-Uhm.

Mruknąłem cicho i przytuliłem się mocniej do Toma. Bałem się, ale w jakiś sposób... było okay. Na prawdę. Ufałem mu nawet, jeśli to było kompletnie irracjonalne. 

-Bill?

-Hmm?

-Czemu się trzęsiesz?

-Nie wiem.

-Boisz się, prawda?

-Nie. Ufam ci.

-Zimno ci?

-Może trochę. 

-Zaraz będziemy w domu i wpakujesz się w ciepłą kąpiel. Zadzwonię po lekarza i powiadomimy twoich rodziców i policję...

-Nie. Żadnych lekarzy czy policji. Nic mi nie będzie.

Tom nie skomentował mojej wypowiedzi i skręcił w kolejną uliczkę. Odważyłem się otworzyć oczy i zauważyłem, że jest o wiele lepiej oświetlona, niż ulice przy dworcu i że są tutaj same ogromne domy. Walnąłem się mentalnie w czoło. Zupełnie zapomniałem o tym, że Tom jest bogaty i nie sądziłem, że trafię do jakiejś willi ani nic. W końcu weszliśmy na jakiś podjazd i przez dobrych kilka minut szliśmy do schodów prowadzących do drzwi frontowych, które otworzyły się same z siebie.

-Dzięki, Brandon. Nie musisz budzić moich rodziców ale możesz przysłać kogoś z apteczką, proszę?

-Oczywiście, paniczu.

-Ten tutaj to Bill. Upewnij się, że będzie miał wstęp do tego domu i wszystkich pomieszczeń kiedy tylko zechce, dobrze?

-Jak sobie panicz życzy. 

-Dzięki, Brandon. 

Wtuliłem się mocniej w plecy Toma i czułem, jak wchodzimy po schodach a po jakimś czasie weszliśmy do jednego z pokoi. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem ogromną przestrzeń, ale... niewiele więcej, bo zaraz przeszliśmy przez kolejne drzwi i znaleźliśmy się w łazience większej, niż moja sypialnia w sierocińcu. Tom posadził mnie na stojącym pod ścianą krześle a ja mogłem się trochę przyjrzeć wystrojowi. Ściany pokryte były ciemnymi płytkami, przeplatanymi gdzieniegdzie czerwienią a podłoga była kompletnie czarna, poza czerwonymi dywanikami tu i ówdzie. Tom rzucił moją torbę na ziemię obok mnie i zaczął napuszczać wodę do wanny a po chwili uklęknął przede mną.

-Nie ruszaj się, postaram się zmyć to delikatnie, okay? 

Skinąłem głową, wpatrując się prosto w jego ciemne oczy ale syknąłem z bólu, gdy przytknął ręcznik do mojej twarzy.

-Przepraszam. 

Uśmiechnąłem się delikatnie i poprawiłem nerwowo włosy. Młody mężczyzna klęczał przede mną na drewnianej podłodze i delikatnym uśmiechem dodawał mi otuchy. 

-Spokojnie. Nie jestem z porcelany. 

Sir Thomas zaśmiał się cicho i zanużył ponownie ręcznik w lejącej się do wanny wodzie. Dzięki temu materiał się wyczyścił i znów był przyjemnie ciepły.

-Zaraz usiądziesz w wannie i się zrelaksujesz. Dodam jakiejś piany do kąpieli. 

Powiedział i podniósł się z klęczek, po czym przez chwilę kręcił się po łazience, nim do mnie wrócił. Na krześle obok mnie wylądowały dwa ręczniki a w wannie jakaś kula do kąpieli, która od razu zaczęła się rozpuszczać. Zabrał odrobinę już ostygnięty ręcznik z mojej dłoni i znowu zamoczył go w wodzie i znów uklęknął przede mną, wracając do zmywania mi krwi z twarzy.

-Jesteś pewien, że nie powinienem wzywać lekarza? Mogli złamać ci nos.

-Po lekcjach pójdę do szpitala, zrobią mi badania.

-W porządku. Co chcieli od ciebie ci zbóje?

-Nie wiem. Chyba tylko kase ale nie miałem za wiele przy sobie.

-Moim zdaniem i tak powinniśmy zadzwonić po policję. I lekarza. I twoich rodziców.

-Nie. Tak jest w porządku.

Widziałem, że Tom nie do końca rozumie moje decyzje, ale tak było w porządku. W końcu po kilku minutach wyszedł z łazienki a ja wylądowałem w wannie. Odetchnąłem cicho i oparłem głowę o ręcznik na brzegu wanny, gdy rozległo się pukanie a potem drzwi się uchyliły...

Komentarze

Popularne posty