Stay - Rozdział 6


 Oczywiście wszyscy w szkole od razu wiedzieli, że nowy uczeń zajął jedyne wolne miejsce w męskim akademiku i mieszkał z królem szkoły, którego bali się wszyscy. Nie musiał w cale nikogo bić, żeby zyskać sobie szacunek - jego rodzina była bogata od pokoleń, każde kolejne pokolenie kształciło się w tej szkole i w dodatku od lat wspierali szkołę finansowo. Nic więc dziwnego, że nawet nauczyciele bali się go tknąć a pracownicy szkoły przymykali oko na jego wyskoki i nie zawiadamiali o tym nawet rodziców Dredziarza. Bill z kolei w tym momencie został nikim i z niczym - nie miał już nikogo, kogo mógł nazwać rodziną ani nawet przyjaciół. Został sam na tym świecie i musiał sobie jakoś poradzić, musiał sobie to wszystko poukładać i wywalczyć sobie jakieś ciche, spokojne miejsce, w którym nikt nie będzie się go czepiał a jego niebezpieczny współlokator nie będzie się go czepiał i będą mogli żyć w jakiejś dziwnej symbiozie. 

Czarny westchnął ciężko i odłożył torbę przy biurku, po czym spojrzał z niechęcią przez okno. Pierwsze dni szkoły były okropne i mimo, że z całych sił starał się być miły i nie wyhylać się, nikt jak na złość nie chciał go zaakceptować i czuł się okropnie samotny. Coraz bardziej samotny tak, że stawało się to powoli nie do zniesienia. Żeby to wszystko zagłuszyć, najczęściej siedział więc z słuchawkami na uszach i dużo się uczył. Wiedział, że dobrze zdana matura to podstawa, żeby w przyszlości mieć jako takie szanse na w miarę dobre utrzymanie się, więc nie chciał jej zaprzepaścić. Musiał też zastanowić się nad jakąś dodatkową pracą a przy tym nie mógł sobie pozwolić na zaległości, inaczej szkoła mogłaby go zmusić do zrezygnowania z pracy. Chcąc nie chcąc wstał ze swojego miejsca i z słuchawkami w uszach wyszedł z pokoju, kierując się do biblioteki. Szedł pod ścianą, chcąc jak najmniej wchodzić w drogę pozostałym uczniom. Nie chciał ryzykować, że znowu ktoś zniszczy mu życie. Nie po raz kolejny. Nigdy więcej.

Przywitał się cicho z bibliotekarką, która chyba jako jedyna tutaj okazywała mu sympatię, po czym zaczął buszować między książkami. Znalazł odpowiedni dział i zaczął rozglądać się za książką, która mogłaby mu się najbardziej przydać. Spędził tak między regałami prawie godzinę, nim w końcu znalazł wszystkie potrzebne mu materiały i podszedł do biurka bibliotekarki z wielką stertą książek. 

-Pilnie się uczysz, co? Bill Kaulitz, prawda?

Zapytała i zaczęła skanować książki na jego konto, powoli acz sprawnie przeczesując się przez tę stertę.

-Tak, chcę jakoś zdać maturę a mam trochę zaległości. Chciałbym to jeszcze pogodzić z pracą, ale... nie zanosi się na to na razie.

-Wiesz, szkoła też oferuje różne prace dla swoich uczniów. W bibliotece mamy miejsce dla jednego ucznia, który mógłby segregować i katalogować z nami książki. Nie dostaniesz tu dużo, bo kwota to zaledwie 500 euro za miesiąc pracy, bo pensja idzie z kieszeni inwestora biblioteki.

-Pana Trumpera?

-Dokładnie. Sporo wiesz.

-Czytałem historię szkoły. Mógłbym zacząć od jutra?

-Oczywiście. Przyjdź jutro po lekcjach, wszystko załatwimy. 

-Dziękuję. Do jutra, proszę pani.

-Miłego wieczoru, Bill. 

Chłopak wyszedł niemal uginając się pod ciężarem książek i idąc na górę do swojego pokoju. Wolał nie ryzykować braniem windy i spotkaniem tam Toma albo jego pachołków. Zbyt dobrze wiedział, do czego ci idioci niekontrolowani przez swojego przywódcę są zdolni. Barwne opowieści w zupełności mu wystarczyły.

Wszedł do pokoju, słuchając głośno muzyki i tylko kątem oka zauważył, że jego współlokator właśnie zawiązuje buty. Chociaż jego podświadomość zarejestrowała fakt, że Dredziarz po lekcjach się przebrał, Bill nawet o tym nie pomyślał, stawiając książki na biurku i zaczynając je przeglądać. Musiał zdecydować się, do czego zabierze się w pierwszej kolejności, ale przerwało mu szturchanie w ramię. Spojrzał z zaskoczeniem na Dredziarza i uniósł lekko brew, wyciągając słuchawkę z uszu. 

-Tak? 

-Zaraz obiad. Nie idziesz?

Bill z zaskoczeniem spojrzał na zegarek. Co prawda dzisiaj skończyli wcześniej, niż zwkle ale nie spodziewał się, że dochodzi już pora obiadowa.

-Nie, nie jestem głodny. 

Jednak mimo udzielonej odpowiedzi blondyn dalej stał nad nim, jak kat nad grzeszną duszą, i przyglądał mu się z uwagą.

-Mogę ci jeszcze jakoś pomóc?

-Nie jadłeś śniadania. Nie chcę, żebyś później sobie zemdlał pod prysznicem i rozwalił łeb. Będę mieć wtedy problem.

Czarny zamrugał kilkukrotnie, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Czy to był jakiś wyraz troski o niego ze strony Dredziarza? To w ogóle możliwe? Ale szybko otrząsnął się z tych myśli bo zorientował się, że chłopak dalej czeka na jakąś jego reakcję a jej brak lub zwłoka mogły być nieprzyjemne w skutkach.

-Pójdę na kolację, dobrze? Teraz nie jestem głodny, nic w siebie nie wcisnę.

Skejt przez kilka sekund jeszcze mu się przyglądał, po czym w końcu wzruszył ramionami i mrucząc coś pod nosem wyszedł z pokoju, zostawiając Billa sam na sam z jego książkami i muzyką. 

Tom wrócił do ich wspólnego pokoju dopiero, gdy pora kolacji już dawno dobiegła końca. Był wściekły i miał wrażenie, że udusi tego chudzielca, który zajmuje łóżko obok. Wpadł do pokoju jak burza i zaraz stanął jak wryty, po chwili cicho zamykając za sobą drzwi i na paluszkach podszedł do biurka czarnowłosego, przyglądając mu się niczym jakiemuś kosmicie.

Bill siedział przy biurku z głową położoną na książce od matematyki i z słuchawkami w uszach spał sobie w najlepsze. Przez to, że cały dzień nie jadł i był odwodniony, jego blade usta były odrobinę bledsze niż zazwyczaj, co Dredziarz zauważył wbrew sobie. Przyglądał się przez kilka minut temu dziwnemu zjawisku zastanawiając się nad tym, co ma z tym zrobić, nim w końcu ostrożnie wyjął Billowi słuchawki z uszu i przeniósł go ostrożnie na łóżko, po czym zaczął mu się przyglądać. Odkąd po raz pierwszy zobaczył czarnowłosego miał świadomość, chociaż może raczej lepiej nazwać to przeczuciem, że jego nowy współlokator to niezłe ziółko i odpowiednio sprowokowany lub w momencie, gdy nie jest w stanie mieć swojej idealnej kontroli nad sobą, może wybuchnąć bomba, która zmiecie z planszy całą ich szkołę. Wolał się o tym nie przekonać i dlatego od pierwszego spotkania go przytęperował i starał się to systematycznie powtarzać. Obserwował swojego nowego współlokatora i pomału go oceniał zastanawiając się, czy jest wart zawarcia przyjaźni czy raczej lepiej go usadzić. I mimo, że minęły już prawie dwa tygodnie - wciąż nie potrafił zdecydować.

Czarny zdecydowanie wyalienował się od innych. Nie mieszał się raczej w żadne rozmowy i ich sam nie inicjował, unikał ludzi niemal jak ognia. Czasem Tom zauważał, jakby Bill się czegoś bał ale nigdy nie zdołał przyuważyć, co takiego mogło wywołać jego strach. Prawie zawsze słuchał muzyki a po lekcjach zaszywał się z książkami - jeśli nie w pokoju, to w bibliotece. Nawet w przyszkolnym parku nie przesiadywał, chociaż tam uczyło się sporo innych uczniów. Jednocześnie pewne jego gesty, odruchy i słowa wypowiedziane bez zastanowienia zdradzały, że miał dużo pewności siebie i pewnie w swojej starej szkole był na tej samej pozycji, na której Tom był tutaj. To były jednak tylko jego przypuszczenia a czarnowłosy nie dawał mu okazji się lepiej poznać. Strasznie go to frustrowało i musiał wymyślić coś, dzięki czemu przekona się o prawdziwym charakterze współlokatora.

Bill oczywiście był zaskoczony rano, gdy obudził się w łóżku a nie na biurku z bólem pleców, gdzie spodziewał się obudzić. Oczywiście od razu się domyślił, czyja to sprawka i z wdzięczności szybko  przepisał Dredziarzowi do zeszytów wszystkie zadania domowe, jeszcze przed śniadaniem, nie mówiąc mu o tym. Gdy więc Tom na niemieckim został wywołany do rozwiązania zadania domowego i zobaczył, że je ma, był w niezłym szoku, jednak powiedziało mu to coś o charakterze Czarnego. Mianowicie zawsze spłacał swoje długi. 

W trakcie obiadu Tom również świdrował Czarnego wzrokiem i nie mógł powstrzymać uśmiechu gdy widział, jak chłopak dyskretnie sprawdza, kto mu się przygląda, jednak ani razu nie natrafił na wzrok Dredziarza. Siedział sam w koncie, szybko zjadł zaledwie połowę obiadu nim zniknął, nie zdejmując słuchawek z uszu nawet na moment. 

Kolejną okazję do przyglądania się swojemu współlokatorowi Tom uzyskał dopiero po kolacji, gdy spotkali się w swoim pokoju. Bill siedział na swoim łóżku i coś czytał a w uszach standardowo miał słuchawki, odcinając się kompletnie od świata zewnętrznego. Dredziarz usiadł na swoim łóżku i zastanawiał się. Był zdezorientowany wycofanym zachowaniem nowego ucznia, które zdecydowanie nie było dla niego naturalne już na pierwszy rzut oka. Mógł stwierdzić, że ten chłopak miał pewnie więcej pewności siebie, niż on sam. Ale nie potrafił dojść do tego, dlaczego ten to tak ukrywa. 

Westchnął cicho i podszedł do swojego współlokatora, który w końcu na niego spojrzał i zdjął słuchawki, szybko wyłączając muzykę. 

-Chodź.

Powiedział tylko jedno słowo, ale Bill posłusznie ubrał buty i bluzę i podążył za swoim kolegą. Szedł kilka kroków za nim, snując się jak cień, przez co Dredziarz musiał co jakiś czas się upewniać, że ten na pewno jeszcze tam jest. Zaprowadził go do parku, chciał z nim porozmawiać pod jakimś pretekstem, wydobyć coś z niego. Czuł, że park w którym o tej porze byli sami, może być dla nich najlepszym, neutralnym gruntem. Przystanął w końcu przy swojej ulubionej ławce i usiadł na jej oparciu, przyglądając się ewidentnie zdezorientowanemu i zdenerwowanemu chłopakowi, który stał kawałek dalej od niego. Po jego postawie widać było, że jest gotów uciekać w każdej chwili.

-Ciężko cię rozgryźć. Wysyłasz sprzeczne sygnały.

Czarny miał w tym momencie tak komiczną minę, że Tom ledwo powstrzymał śmiech. Musiał przyznać, że jeśli chodzi o niespodzianki to nieźle mu one wychodziły. Odchrząknął tylko cicho i postanowił ciągnąć rozmowę.

-Widać, że na siłę się od wszystkich izolujesz. W każdej sytuacji najpierw widać bijącą od ciebie pewność siebie a potem jakby się reflektujesz i rezygnujesz. Zupełnie, jakbyś się czegoś bał.

Ciągnął dalej, ale Bill stał dalej jak zaczarowany, nie mówiąc ani słowa. Nie miał w sumie pojęcia, co miał powiedzieć. Tom postawił go przed faktem dokonanym i nie powiedział żadnego kłamstwa. Sam nie wiedział, co miał odpowiedzieć na te zarzuty.

-Kim jesteś?

Dopiero wtedy Czarny spojrzał w oczy swojego rozmówcy. Widać było, że się waha a jednocześnie nie chce tak stać jak ten kołek i nic nie mówić. W końcu chyba podjął decyzję, bo w jego oczach coś błysnęło.

-Jestem Bill. Bill Kaulitz. Pochodzę ze Stuttgartu. Moja rodzina się mnie wyrzekła i wysłała mnie tutaj. 

-Tyle to ja sam wiem. Powiedz mi, kim jesteś.

-Niby co jeszcze mam ci powiedzieć? Chcesz usłyszeć całą historię? Mój konflikt z ojcem? Czy może to, czemu przez pierwszy tydzień ledwo chodziłem? Nic ci nie powiem, bo to nie twój interes. Moje prywatne sprawy takie pozostają, nie potrzebuję, żeby jutro cała szkoła o tym mówiła. Dałeś mi jasno do zrozumienia, że nie chcesz się ze mną kolegować, więc schodzę ci z drogi. Jaki masz problem?

To było to. Zamiast krótkiej, zwięzłej i wykalkulowanej odpowiedzi, Bill w końcu powiedział o wiele więcej i w dodatku żywo przy tym modulował głos i gestykulował. Pokazał odrobinę swój prawdziwy, zadziorny charakterek i zaatakował swojego rozmówcę, broniąc się. Na to czekał Tom. Na ten moment.  W końcu mógł go zobaczyć.

-Możemy zacząć od tego, co lubisz, ale jeśli wolisz to chętnie posłucham tej historii.

Czarny skrzyżował ręce na piersi, słysząc to i przez chwilę po prostu lustrował swojego współlokatora spojrzeniem. W końcu jednak zamknął oczy, wypuścił powoli powietrze z płuc i opuścił ręce wzdłuż tłowia. Jego postawa całkowicie się zmieniła i Tom wiedział, że ta chwila szczerych emocji już minęła.

Nie mógł jednak się o to zapytać, bo Bill bez słowa odwrócił się na pięcie i bez słowa odszedł, zostawiając go samego w ciemnym parku. 

Komentarze

Popularne posty