Jak powietrze - Nic nie trwa wiecznie


Minął trochę ponad tydzień odkąd Yurij wprowadził się do swojego dziadka. Zmienił szkołę i zapisał się z powrotem na lekcję baletu i na lodowisko u swoich starych nauczycieli, których pamiętał jeszcze z dzieciństwa. Dobrze się uczył i pomagał starszemu mężczyźnie w domu, codziennie rozmawiał po kilka godzin z Otabekiem i cieszył się, że odzyskał starego przyjaciela. Wkurzał się, że przez swój złamany nadgarstek miał trudności z robieniem wielu podstawowych czynności, przy czym często przeklinał, aż strach było do niego podejść. Ale siwowłosy mężczyzna i tak martwił się o swojego wnuka. Widział jego smutek i żal, skierowany do matki. Chciał mu pomóc, ale nie był w stanie. Nie wiedział, jak. Wiedział jednak, że jego wnuk zjednał sobie w końcu przyjaciela i miał nadzieję, że młody Kazach pomoże blondynowi stanąć na nogi.

Myślał o tym, wpatrując się w herbatę. Nie mógł tego wyjaśnić, ale dziś w nocy przyśniła mu się zmarła małżonka i ostrzegła go, że będzie musiał bronić wnuka. Nie wiedział, co to znaczy. Przed czym miałby ochronić to zamknięte na świat dziecko? Czy los chce zrzucić więcej nieszczęść na jego barki? Przecież już i tak zbyt wiele wycierpiał...

Mimo, że za oknem dawno zapadł już zmrok, od przebudzenia myślał o swoim śnie. Miał nadzieję, że u niego wnuk będzie w końcu bezpieczny. Bardzo się martwił tym, że jedyna jego pociecha mieszka z tak okrutnym człowiekiem, oraz że tak bardzo poróżnił się ze swoją córką, iż ta przez większą część życia nawet nie chciała go widzieć. Nie wiedział, co ma począć, jak z nimi rozmawiać, jak przekonać swoją córkę, by zmieniła swoje życie. Dawno już się poddał i czekał na cud, wciąż wierzył, że jego córka zmieni siebie i życie swoje i swoich dzieci. Modlił się, by tym razem nie poddała się aborcji. Bardzo długo musiał walczyć o to, by urodziła Yurija, nie sądził, by jego wiek pozwolił mu na tę samą walkę po raz drugi.

Nie zauważył nawet, gdy zegar wybił godzinę 20:00. Czekał na swego wnuka, by przygotować kolację po jego powrocie. Wiedział, że chłopak po szkole chodził na balet i ćwiczył tyle, ile mógł, by nie wypaść z formy do czasu, gdy będzie mógł wrócić na lodowisko. Starszy mężczyzna wciąż pamiętał pierwsze łyżwy, które kupił swojemu wnukowi. Pamiętał pierwsze upadki, gdy dziecko stawiało pierwsze kroki na lodzie na zamarzniętym jeziorze za jego domem. Chociaż chłopiec bardzo szybko się uczył i nie zaliczył wielu upadków, mężczyzna wciąż je wspominał. Wiedział, że każdy krok na zamarzniętej tafli wody prowadzi chłopczyka do dotarcia na szczyt jego pasji. Pierwsze treningi były męczarnią, ale blondynek nie poddawał się i wciąż padł do przodu, przewyższając oczekiwania kogokolwiek i przekraczając niejednokrotnie własne możliwości. Z dumą patrzył na postępy tego dziecka. Płakał, gdy Yurij stawał na podium i z uśmiechem unosił bukiet i medal. Zawsze zdobywał pierwsze lub drugie miejsce, chociaż na drugim stopniu podium wylądował tylko kilka razy. Nigdy się nie poddawał. Jednak szkoła baletowa zamykają o 18:00. Nawet, jeśli prowadząca pozowli ćwiczyć Yurijemu kilka minut dłużej, droga nie powinna mu zająć więcej niż 15 minut. To go wyrwało ze świata rozmyślań i wspomnień. Gdzie też podziewał się jego wnuk? 

Zadzwonił telefon a on w sercu poczuł nieprzyjemne kłucie. Drżącą dłonią uniósł urządzenie i wcisnął zieloną słuchawkę, akceptując połączenie z nieznanego numeru.

-Pan Nikolai Plisteksy?

Usłyszał kobiecy głos i jej poważny ton. Wiedział już, że osoba znajdująca się po drugiej stronie łącza nie ma dla niego dobrych wieści.

-Tak, w czym mogę pomóc?

Poczuł nagłą suchość w ustach, gdy zadał to pytanie.

-Chodzi o pańskiego wnuka, Yurija. Chłopiec wylądował u nas nieprzytomny, jest właśnie operowany.

Sprawdziły się jego najgorsze obawy. Szybko podziękował za informację i wybiegł z domu, zabierając jedynie kurtkę, by jak najszybciej dotrzeć do szpitala, w którym według pielęgniarki znajdował się jego wnuk. Odpalił silnik samochodu i ledwo powstrzymując się przed łamaniem przepisów drogowych dojechał na miejsce w kilkanaście minut. Gdy dotarł do recepcji, przerażona jego stanem pielęgniarka pomogła mu usiąść.

-Podać panu wody i coś na uspokojenie?

Zaproponowała, a mężczyzna skinął głową. Po kilku minutach jego tętno uspokoiło się i personel wreszcie postanowił go wysłuchać.

-Mój wnuk, Yurij Plisetsky, podobno jest tu operowany.

Powiedział spokojnym głosem. Chociaż wciąż był blady jak ściana, nie drżał już od emocji. Pielęgniarka wystukała nazwisko na klawiaturze i przez chwilę czytała coś na komputerze.

-Chłopiec jest właśnie operowany. Trafił do nas po pobiciu, co do tego nie ma wątpliwości. Znalazł go przechodzień i zawiadomił szpital. Yurij ma wstrząs mózgu, złamane dwa żebra, otwarte złamanie kości piszczekowej lewej nogi w dwóch miejscach oraz zerwany staw w kolanie prawej nogi. Doszło do krwotoku wewnetrznego, jedno ze złamanych żeber przebiło któryś narząd, niestety ani badanie USG ani tomografia nie mogła dać nam jednoznacznej odpowiedzi, został natychmiast przewieziony na salę operacyjną. Z tego, co mogę panu powiedzieć, w pierwszej kolejności znajdą uszkodzony narząd i ustawią żebra po czym zoperują mu nogi, żeby nie wzbudzać go w międzyczasie ze śpiączki. Jego lekarz prowadzący ma gabinet numer 207 na drugim piętrze, on będzie w stanie udzielić panu więcej informacji.

Czuł, jak nogi się pod nim ugięły. Schował twarz w dłoniach a w oczach poczuł łzy. Czuł złość na samego siebie. Wiedział, że miał chronić wnuka. Jego żona dała mu o tym wyraźnie znać. A tymczasem zawiódł i nie wiadomo, czy jego ukochany wnuczek kiedykolwiek w pełni wyzdrowieje.
Gdy trochę się uspokoił, poszedł we wskazanym przez pielęgniarkę kierunku do gabinetu lekarza prowadzącego Yurija. Musi się trzymać i wierzyć, wspierać go. Dla Yurija.
 
Wziął głęboki oddech i zastukał do drzwi.

-Proszę!

Usłyszał i nacisnął klamkę. Znalazł się w niewielkim pomieszczeniu. Naprzeciwko drzwi znajdowało się okno, pod którym stało biurko z czarnego drewna. Na białych ścianach, w czarnych ramkach wisiały dyplomy. Na prawo znajdował się czarny regał, zawalony segregatorami, kartami pacjentów i książkami medycznymi. Na lewo ustawiona była niewielka kozetka. Za biurkiem stało jedno, obrotowe krzesło a przed biurkiem stały dwa, mniejsze, białe krzesła. Jasna podłoga mocno kontrastowała z meblami. Mimo, że lampa sufitowa była wyłączona i w pokoju panował lekki półmroj, pomieszczenie wydawało się dziwnie puste. Jedynym źródłem światła była stojącą przy regale lampa oraz znajdujący się na biurku komputer. Zza czarnych okularów obserwowała go para zmęczonych i nieco wyblakłych, niebieskich oczu.

-Ach, Nikolai, stary przyjacielu. Siadaj, proszę. Napijesz się czegoś?

Siwowłosy mężczyzna wstał i wyciągnął pomarszczoną dłoń w jego stronę. Gdy się przywitali, usiadł a lekarz nastawił wodę na herbatę.

-Markov, powiedz mi, co z moim wnukiem?

Zapytał, chociaż bał się odpowiedzi. Chciał to mieć już za sobą.

-Pewnie już wiesz, że jest operowany. Jedno z dwóch złamanych żeber przebiło lewe płuco, milimetry od serca. Pod tym względem ma szczęście. Doznał urazu głowy, skutkiem jest wstrząs mózgu, na szczęście niegroźny. Stracił trochę krwi, ale nie zagraża to jego życiu. Ma złamanie otwarte lewego piszczela i prawdopodobnie zerwany staw w kolanie, chociaż możliwe, że kolano również jest złamane. Jest mocno poobijany i był wyziębiony gdy do nas trafił. Operacja płuc i żeber właśnie się kończy i dali mi znać, że zaraz zajmą się jego lewą nogą. Na szczęście nie doznał urazu kręgosłupa. Będzie żył, po rehabilitacji będzie nawet chodził czy biegał.

Wyliczał starszy doktor, zalewając herbatę wrzątkiem i podając jeden z dwóch kubków przyjacielowi.

-Powiedz, co z łyżwiarstwem? Będzie mógł wrócić na lód?

To pytanie tłukło się po jego umyśle już od dłuższego czasu. Wystarczyło, że zobaczył minę swojego przyjaciela i wiedział, że nie ma on dobrych wieści.

-Obawiam się, że to pobicie zakończyło karierę łyżwiarską Twojego wnuka. Po takiej kontuzji nie uda mu się wrócić na lód.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    fantastycznie, może teraz Kordelia inaczej spojrzy na wszystko... ciekawe czy ktoś ruszył też za Shadowem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, jestem załamana, biedny Juri, jak on to przeżyje, koniec z łyżwiarstwem dla niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty