Lód - rozdział 4
Obudziła mnie kłótnia. Po tylu latach powinienem być przyzwyczajony do tego typu akcji, ale nie potrafiłem. Zawsze zaczynałem drżeć na samą myśl o tym, że ktoś mógłby chociaż na mnie krzyczeć. Zbyt dużo się w moim życiu wydarzyło. Otworzyłem powoli oczy i spojrzałem na biały sufit. Jeszcze nie wróciłem do końca z krainy snu, ale powoli już zaczynałem rozpoznawać słowa i głosy dochodzące spoza tego pokoju w którym się znajdowałem.
-Nie masz nic do gadania! Jak chcesz go tu trzymać to masz nam zapłacić!
Mama? Ale co ona tutaj robi? Jak dowiedziała się, gdzie jestem? Jak znalazła dom Tom'a? I dlaczego w ogóle przyjechała?
-Co z pani za matka?! Jest pani bezczelna, nachodzi nas pani w domu i wywrzaskuje swoje żądania! Moja mama jest w ciąży a pani skazuje ją na stres! Jeśli coś stanie się jej albo dziecku, skończy pani w więzieniu, już ja tego dopilnuję!
Tom brzmiał jakby zaraz miał kogoś zabić. Trochę się zdziwiłem, ale nie miałem czasu, żeby o tym myśleć.
-Ty bezczelny gówniarzu! Jak w ogóle śmiesz mi grozić?! Uprowadziłeś mojego syna!
Tja, uprowadził. Uciekłem od nich, ot co.
-Nikt go nie uprowadził! Sam mnie poprosił, żeby po niego przyjechać, bo pani mąż go pobił! On jest w tragicznym stanie! Jak śmie pani w ogóle nazywać się jego matką?! Wyjazd albo ochrona się panem zajmie!
Ochrona? Oni mają tutaj ochronę? Jak się zastanowić to wiem, że Tom ma mnóstwo pieniędzy i jest to w sumie dosyć logiczne.
-Ty mi grozisz policją?! Pójdziesz siedzieć za porwanie!
Poczułem łzy w oczach. Dlaczego oni grożą komuś, komu na mnie zależy? Tom z pewnością nie będzie chciał mnie znać po tym wszystkim. Powoli zacząłem wstawać, mimo, że wszystko mnie bolało. Tak sprawnie, jak tylko mogłem, przebrałem się i z plecakiem na ramieniu zszedłem na dół wciąż przysłuchując się kłótni. Gdy wyszedłem z pokoju, zorientowałem się, że nie wiem w którą stronę mam iść, ponieważ dom był tak ogromny, że nie mogłem znaleźć drogi do wyjścia. Gdy się zdecydowałem, gdzie mam iść, po chwili zostałem przyciśnięty do czyjejś klatki piersiowej a delikatna i drobna dłoń zasłoniła mi usta.
-Spokojnie.
Usłyszałem ciepły szept, który zaraz skojarzyłem z mamą przyjaciela. Mimo to odruchowo zacąłem się szarpać, ale i tak była ode mnie silniejsza. Z dołu wciąż słyszałem krzyki.
-Gówniarzu, nie będziesz mi mówił, co mam robić!
-Wypieprzaj stąd zanim cię uderzę!
-Nie będziesz mi groził!
-SAM! KURWA MAĆ SAM WYPIERDOL Z NASZEGO DOMU TĘ BABĘ, ZANIM JEJ WPIERDOLĘ, BO MAM JEJ DOŚĆ!!
Usłyszałem tak głośny wrzask, że aż zamarłem. Nie ruszyłem się nawet o milimetr, gdy mama w akompaniamencie krzyków została wywleczona z mieszkania a mama Warkoczyka odsunęła się, puszczając mnie. Czułem na sobie jej spojrzenie, ale nie potrafiłem się poruszyć, zdając sobie sprawę, jak dziwacznie muszę wyglądać. Usłyszałem kroki na schodach, ale nawet wtedy nie zareagowałem. Zza zakrętu wyszedł Tom i spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.
-Co tu się dzieje?
Zapytał, spoglądając to na mnie, to na swoją matkę.
-Zauważyłam Billa, gdy chciał zejść do was na dół i go zatrzymałam.
Wyjaśniła kobieta po dość długiej chwili, gdy ja milczałem. Młody mężczyzna podszedł do mnie i i położył mi delikatnie dłonie na ramionach.
-Billy, odezwiesz się?
Zapytał, gładząc delikatnie mój policzek, a ja zdałem sobie sprawę z tego, że drżę.
-Ja... ja... ja... ja....
Jąkałem się, ale nie byłem w stanie powiedzieć słowa. Byłem przerażony i nie mogłem się poruszyć.
-Shh... spokojnie. Już dobrze. Nikt więcej cię nie skrzywdzi. Obiecuję.
Powiedział, spoglądając na mnie i prowadząc z powrotem do mojego pokoju. Gdy już tam byliśmy, posadził mnie na łóżku a ja się rozpłakałem, nie mogąc dłużej wstrzymać łez. Silne ramiona objęły mnie ciasno, ale delikatnie, starając się mnie uspokoić.
-Spokojnie, jest dobrze, wszystko będzie dobrze.
Szeptał mi do ucha, głaszcząc mnie po plecach, a jego głos w jakiś sposób koił moje nerwy. Minęło sporo czasu, zanim się uspokoiłem i mogłem już odsunąć się od niego i spojrzeć mu w twarz.
-Przepraszam.
Powiedziałem cicho, wciąż zachrypniętym od płaczu głosem. Bolała mnie głowa, ale nic o tym nie mówiłem. Ciepła dłoń pogłaskała mój policzek.
-Nie przepraszaj, ale nie powinieneś był wstawać. Połóż się, przyniosę ci wody i leki, które lekarz zostawił dla ciebie.
Powiedział i wyszedł. Wstałem powoli i ściągnąłem z siebie wierzchnie ubranie, wracając pod ciepłą pierzynę. Gdy usłyszałem, że ktoś otwiera drzwi, zerknąłem tam, spodziewając się przyjaciela, ale zauważyłem jego mamę. Uśmiechnąłem się do niej słabo.
-Bill, wiem, że nam nie ufasz i w cale ci się nie dziwię, praktycznie nas nie znasz, ale Tomowi na prawdę na tobie zależy i nie pozwoli cię skrzywdzić. Z resztą żadne z nas na to nie pozwoli. Możesz być spokojny i zostać z nami, twoi rodzice więcej się do ciebie nie zbliżą. Chciałabym, żebyś za kilka dni złożył na policji zawiadomienie o tym, co ci robili. Ale to jest twoja decyzja i nie chcę cię zmuszać. Zastanów się nad tym, proszę. Nie masz się już czego bać. Daj nam się poznać i zaufaj nam.
Jej melodyjny głos brzmiał w moich uszach. Podobał mi się, chciałbym, żeby moja mama mówiła do mnie takim tonem głosu.
-Dziękuję i przepraszam.
Odpowiedziałem skruszony. Nie chciałem sprawiać jej problemów. Kobieta przysiadła na wiklinowym krześle obok łóżka, cały czas trzymając rękę na brzuchu. Przypomniały mi się słowa Toma o jego mamie i dziecku.
-Przepraszam, ale... czy wszystko w porządku? Wiem, że przez moją mamę miała pani niezbyt przyjemny czas i dużo stresu. Nie chciałbym, żeby pani albo dziecku coś się stało.
Spytałem ciekawy ale i zmartwiony tym, co mogło się jej przytrafić. Na jej anielską twarzy wykwitł delikatny uśmiech, ciepły niczym promienie słoneczne.
-Tak, nie masz się o co martwić. Niedługo będę rodzić, jutro jadę do lekarza. I nie mów do mnie per pani, jestem Anna i tak się do mnie zwracaj.
Zaskoczyła mnie jej otwartość, ale jednocześnie uspokoiła mnie wiadomość, że wszystko jest w porządku.
-Dobrze. Cieszę się. Wiadomo, czy to chłopiec, czy dziewczynka?
Pokręciła przecząco głową a drzwi otworzyły się i tym razem do pomieszczenia wszedł Warkoczyk, niosąc tacę z lekami i szklanką wody.
-Obgadujecie mnie?
Zapytał z figlarnym uśmiechem na ustach i błyskiem w oczach. Zaśmiałem się cicho, widząc, jak puszcza mi oczko.
-Nie, mamy lepsze tematy do rozmowy. Kochanie, jeśli chcesz, żeby Bill przyszedł na przyjęcie jako twoja osoba towarzysząca, musimy zamówić dla niego garnitur. Nie zapomnij o tym, krawiec potrzebuje przynajmniej dwóch tygodni.
Zdziwiłem się. Przyjęcie? Jakie przyjęcie? I o co chodzi? Zastanawiałem się, o co chodzi.
-Tak, mamo, wiem. Idź się połóż i odpocznij, okey? Tata niedługo przyjdzie.
Powiedział chłopak i zajął jej miejsce na fotelu, podając mi leki. Grzecznie połknąłem tabletki i popiłem je wodą, wypijając na raz niemal całą szklankę.
-Przyjęcie?
Zapytałem Toma, gdy jego mama już wyszła. Uśmiechnął się, ściągnął buty i bluzę i wpakował się pod kołdrę by mnie przytulić. Przyjemny dreszcz przeszedł mnie po kręgosłupie a ciepło rozlało się po moim ciele.
-Jutro ci wyjaśnię, na dzisiaj masz już za dużo wrażeń. Pooglądamy coś?
Komentarze
Prześlij komentarz