Od początku - 18
Obudziłem się dziwnie
szczęśliwy, ale nie byłem pewien, dlaczego. W głowie migały mi obrazy
seksu z Shizusiem, ale to musiało mi się przyśnić. Zwlokłem się z
łóżka, mimo, że było mi baaardzo wygodnie i zszedłem na dół, chcąc
dotrzeć do kuchni i zjeść coś, bo z pewnych przyczyn byłem niezmiernie
głodny. Po drodze w salonie zauważyłem puste butelki po winie i
porozrzucane poduszki. Przypomniało mi się, jak we śnie razem z Shizuo
kochaliśmy się na kanapie. Hah, senne marzenie. Nastawiłem ekspres z
kawą i poszedłem do łazienki wziąć szybki prysznic. Rozebrałem się i
byłem w lekkim szoku, gdy na bokserkach zauważyłem białą, zaschniętą
ciecz. Sięgnąłem między pośladki a ze mnie wypłynęły pojedyncze, jeszcze
niezaschnięte krople tej samej cieczy. Zszokowany spojrzałem w lustro.
Z pewnością mogłem stwierdzić, że wyglądałem śmiesznie. Fakty zaczęły
mi się łączyć w całość. To mi się nie śniło. Uprawiałem seks z Shizuo
wczoraj. W moje urodziny. Nie wiedziałem, czy mogłem być bardziej
zaskoczony niż teraz... ale chyba nie. To było największe zaskoczenie ze
wszystkich zaskoczeń. Westchnąłem cicho i pełen kłębiących się myśli
wszedłem pod prysznic. Nie mogłem w to uwierzyć. Zamyśliłem się do tego
stopnia, że ocknąłem się dopiero czując docierający z dołu zapach
świeżej kawy. Czym prędzej wyszedłem spod prysznica i dokończyłem
poranną toaletę, po czym zszedłem na dół, wciąż nie mogąc sobie tego do
końca ułożyć w głowie. A miałem tam głównie jedno pytanie.
CZY JA SERIO POWIEDZIAŁEM SHIZUO ŻE GO KOCHAM????????????
Przecież nie kochałem
go... jasne, pociągał mnie bo jest cholernie seksowny i jest
jednocześnie najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem sobie wymarzyć,
ale... czy to znaczy, że go kocham? Sam nie wiem, muszę pomyśleć.
Sięgnąłem po niemal rozładowaną komórkę i z kubkiem kawy w ręce
wszedłem na górę do swojego pokoju, podłączając urządzenie i
sprawdzając pocztę. To dziwne, miałem jakąś dziwną wiadomość...
otworzyłem to i zacząłem czytać z rosnącym niepokojem. To, czy wyznałem
Shizuo miłość i czy się pieprzyliśmy, zeszło na drugi plan.
Najważniejsze teraz było to...
Od: Shiki
Temat: Ważne
Treść: Izaya,
dostaliśmy informację jakoby Twoi rodzice mieli wrócić dzisiaj. Ich
samolot ląduje o 10:15, w domu powinni być na 12:00. Chciałeś, by
informowano Cię na bieżąco.
Otworzyłem szeroko oczy,
nie mogąc w to uwierzyć, a potem otworzyłem je jeszcze szerzej,
spoglądając na zegar. 11:52. Czyli mam tylko kilka minut. W pośpiechu
wstałem i zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy do torby - laptop,
ładowarki, telefon, wszystkie nożyki, wszystkie notatki i akta,
kosmetyczkę i kilka ciuchów na zmianę. Zapinałem torbę, gdy usłyszałem
otwierane drzwi wejściowe. 11:56. Cholera! Szybko ubrałem pierwsze
lepsze buty i kurtkę, ale kroki na schodach wciąż się zbliżały.
Przewiesiłem sobie torbę przez ramię i otworzyłem na oścież okno. W tym
samym momencie do pokoju wpadła moja mama, czerwona z wściekłości.
-Nigdzie nie idziesz, kreaturo!
Wrzasnęła i ruszyła w
moją stronę. Gdy wyskoczyłem na ulicę, jej dłoń minęła się o dosłownie
kilka milimetrów. Prawie było po mnie. Nie zwracając szczególnej uwagi
na ból w kostce po upadku, zacząłem biec przed siebie ile sił w nogach.
Wiedziałem, że to spotkanie nie skończy się dobrze. Że mnie zabiją,
powieszą, uduszą, spalą... cokolwiek! Ale wiedziałem, że tak będzie, w
końcu znam własnych rodziców. Pędziłem tak długo, jak długo starczyło
mi sił. Dopiero, gdy znalazłem się w ciemnym zaułku z dala od domu,
moje płuca paliły żywym ogniem a kostka bolała tak, że chciało mi się
płakać - dopiero wtedy przystanąłem i przysiadłem. Zastanawiałem się,
co mam teraz zrobić. Nie czekając zbyt długo wybrałem znany sobie
numer.
-Halo?
Usłyszałem po chwili po drugiej stronie słuchawki. Odetchnąłem, słysząc znajomy głos.
-Moi... rodzice... uciekłem...
Wydyszałem ledwo, o mało nie wypluwając płuc.
-Nie mieli wrócić w przyszłym roku?
Westchnąłem. Ciągłe pytania.
-Mieli.
Potwierdziłem.
-Okey, to wpadaj.
Uśmiechnąłem się i spróbowałem wyrównać oddech. Podniosłem się i aż jęknąłem z bólu, gdy stanąłem na lewej nodze.
-Co jest?
Usłyszałem przejęty
głos w słuchawce. Usiadłem i odczekałem kilka sekund, nim się
odezwałem, w ciągu których ból częściowo minął.
-Chyba skręciłem kostkę.
Powiedziałem już mniej zdyszanym głosem. Przez chwilę panowało milczenie.
-Wyślij mi geolokalizację, przyjdę.
Obiecał potworek i
rozłączył się. Szybko spełniłem jego prośbę i oparłem się głową o mur.
Zimno... przyjemnie. Zamknąłem oczy, rozkoszując się tym spokojem i
uspokajając mój organizm.
Chyba straciłem
poczucie czasu, bo nawet nie zorientowałem się, kiedy przybył mój
bohater i zauważyłem go dopiero, gdy potrząsnął mnie za ramię.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego, jak na kosmitę.
-Hej, Shizzy.
Powiedziałem z
uśmiechem i wstałem, ale szybko usiadłem z cichym jękiem bólu. No
tak... znów zapomniałem o kostce. Czy ja kiedyś zapomnę swojej głowy?
Prawdopodobnie - tak. Blondyn spojrzał na mnie i z cichym westchnieniem
zabrał mi torbę, którą przewiesił sobie przez ramię, a potem wziął mnie
na barana.
-Zacznij się wiercić albo robić cokolwiek głupiego a cię zrzucę.
Zagroził, a jednak w jego głosie dało się wyczuć nutkę rozbawienia. Uśmiechnąłem się, słysząc to i objąłem go, nie chcąc spaść.
-Dzięki.
-A tak w ogóle jak skręciłeś sobie kostkę?
Zapytał, a ja wiedziałem, że jak nie odpowiem, to będzie zły.
-No wiesz, jak to
jest... otworzyłem oczy, nastawiłem kawę, umyłem się i wtedy odczytałem
wiadomość, że moi rodzice mnie wyrolowali i wrócili do Tokio i około
12 będą w domu, miałem kilka minut więc szybko spakowałem swoje rzeczy i
w tym czasie wrócili, chciałem wyskoczyć przez okno zanim wejdą do
mojego pokoju, ale jednak byli szybsi i wyskoczyłem przez to źle, bo
bałem się, że mnie złapią. Przez ten pośpiech źle wylądowałem i puff -
tak oto skręciłem kostkę.
Opowiadałem historię
mojego życia z aż przesadną gestykulacją itd, ale nie umiałem inaczej.
Albo raczej nie chciałem. Bo czułem, że jeśli opowiem to z monotonią, to
się popłaczę. Nienawidziłem tego uczucia, gdy coś ściskało mi klatkę
piersiową.
-Może zabiorę cię do szpitala?
Usłyszałem w pewnym momencie pytanie ze strony blondyna, na co zacząłem się śmiać.
-Shizuś, nie, podziękuję. Zadzwonię po Shinrę, gdy będziemy u ciebie.
Reszta drogi minęła nam w milczeniu, każdy pogrążony we własnych myślach.
Gdy dotarliśmy do
mieszkania Shizusia, ledwo powstrzymywałem się od zadania nurtującego
mnie pytania, ale odczekałem, aż zamknie za nami drzwi. Niedawno się tu
przeprowadził, by żyć na swoim i bardzo mi to odpowiadało.
-Ne, Shizu-chan? Czy my... przespaliśmy się wczoraj ze sobą?
Zapytałem i zostałem za to pytanie zrzucony prosto na kanapę w salonie. Skrzywiłem się, ale potworek nawet na mnie nie spojrzał.
-Co chwilę razem śpimy, głupie pytanie.
Odpowiedział, odkładając moją torbę pod ścianą.
-Ale czy uprawialiśmy seks?
Wyjaśniłem, o co mi
chodzi i zobaczyłem, jak na chwilę kamienieje. Zdawało mi się, że na
jego twarz wpłynął rumieniec, lecz kiedy się do mnie odwrócił jego
policzki nie były zaczerwienione, za to unikał patrzenia mi w twarz.
-Co to za pytania?
Prychnął i skierował się do kuchni. Przewróciłem oczami zniecierpliwiony.
-Zupełnie normalne.
Myślałem, że to mi się śniło, ale potem zauważyłem spermę w moim
odbycie.
Byłeś jedyną osobą, z którą spędziłem wczorajsze popołudnie i
wieczór. Możesz mi to wyjaśnić?
Powiedziałem a dłonie chłopaka zacisnęły się na blacie, aż powstało kilka pęknięć.
-Tak, uprawialiśmy
seks. Szybko się upiłeś i zacząłeś do mnie dobierać. Mówiłeś, że mnie
kochasz i tego typu rzeczy. Też byłem podpity. Podnieciłem się i cię
zerżnąłem. Zadowolony?
Zapytał, wciąż stojąc
tyłem do mnie. Walnął pięścią w blat, aż posypał się tynk i mrucząc
coś, żebym zadzwonił po Shinrę wyszedł z domu. Ups?
Jednak zgodnie z tym, co powiedział, chwyciłem za telefon i wybrałem numer.
-Shinra~. Potrzebuję twojej pomocy.. Przyszedłbyś do domku Shizusia~?
Wyśpiewałem i nie
czekając na odpowiedź, która zapewne brzmiałaby jakoś "ALE JA CHCĘ
SPĘDZIĆ CZAS Z MOJĄ CELTYYYYY", nie pozostawiając mu wyboru - musiał
przyjść.
Zadowolony z siebie rozciągnąłem się na kanapie i włączyłem
telewizor. Jednak już po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Nie
sądziłem, że Shinra jest tak szybki. Wstałem i pokuśtykałem więc do
drzwi z wielkim bananem na twarzy.
-Shinra~!
Wyśpiewałem, otwierając je i zamarłem. Uśmiech powoli spełzł z mojej twarzy.
-Witaj, I-za-ya-kun.
Komentarze
Prześlij komentarz