Blackie - Rozdział 5


 Blondyn patrzył niepocieszony na swoją rodzicielkę i powoli kręcił głową. Ona coś wiedziała. Czuł to. Ale nic nie chciała mu powiedzieć i to go wkurzało. Doskonale zdawał sobie sprawę z tajemnicy lekarskiej, jaka ją obowiązywała ale i tak... był zawiedziony. Czy jego matka nie potrafiła zrozumieć, że on poważnie martwił się o swojego nowego znajomego?

-Idę do szkoły.

Mruknął cicho i wyszedł, odprowadzany spojrzeniem błękitnych oczu. Kobieta westchnęła ciężko i potarła zmęczoną twarz dłońmi. Nocne dyżury i praca w szpitalu czasami nieźle dawały jej w kość. Mimo że jej mąż był bogaty i nie musiała w ogóle pracować, kochała jednak swoją pracę i nie chciała z niej rezygnować. Czasami jednak miała wrażenie, że to jest ponad jej siły. Nie zdawała sobie sprawy, że w czasie gdy ona jadła śniadanie i z rozkoszą myślała już o swoim miękkim łóżku, szykując się do ciepłej kąpieli, jej syn wchodził właśnie na teren szkoły by z zaskoczeniem zauważyć siedzącego na tej samej ławce, co jego pierwszego dnia w szkole, Czarnego. Od razu skierował do niego swoje kroki, uśmiechając się lekko ale w jego umyśle wręcz kotliło się od natłoku myśli. Co Bill w ogóle robił dzisiaj w szkole?

-Hej. Jak się czujesz?

Zapytał, przysiadając się do niego i uważnie mu się przyglądając. Świeże bandaże zasłaniały jego rany ale żadnego nie miał na głowie w miejscu, gdzie wczoraj rozczął sobie skórę. Brązowe oczy, tak podobne do jego własnych, spojrzały na niego zupełnie bez wyrazu i aż go przeszedł dreszcz przez to. 

-W porządku, dzięki. Dziękuję, że mi wczoraj pomogłeś.

Tom pokręcił głową i zestresowany zaczął bawić się kolczykiem w swojej wardze. Czuł się okropnie ale nie mógł sobie przypisać tych zasług. 

-To nie ja. Panie ze stołóki udzieliły ci pomocy. Ja tylko zadzwoniłem po pogotowie. 

-Nie wiesz, że w każdym przypadku najważniejsze jest zadzwonienie po pomoc? Im też już podziękowałem, twoja mama wspominała, co się stało. Poza tym wczoraj też zaopiekowałeś się mną zanim zemdlałem. Przepraszam, że cię wystraszyłem. 

Blondyn zmarszczył delikatnie brwi, słysząc tę długą wypowiedź. Miał głupie wrażenie, że to była najdłuższa kwestia, jaką Bill kiedykolwiek wypowiedział. 

-Nie przepraszaj tylko powiedz, proszę, jak do tego doszło. No i skąd wiedziałeś, że to moja mama się tobą zajęła?

Chłopak wywrócił oczami, opierając się o pień drzewa za ich plecami i patrząc niewidzącym wzrokiem przed siebie. 

-Nazwisko Kaulitz może być popularne ale nie wierzę w przypadki. Jest nowa w tym szpitalu. Pojawiła się mniej więcej wtedy co ty w naszej szkole. 

-Często bywasz w szpitalu?

-Dosyć. 

-Dlaczego?

Wzrok brązowych oczu znów spoczął na nim, jakby chłopak się zastanawiał nad tym, czy może mu zaufać. 

-Może kiedyś ci powiem. 

Tom pokiwał głową. Zdawał sobie sprawę, że więcej z niego nie wyciągnie i nie chciał naciskać. Miał wrażenie, że między nimi wytworzyła się pewna nić porozumienia, która jednak mogła zostać szybko zerwana. Zastanawiało go jeszcze coś...

-Dlaczego nie zostałeś dzisiaj w domu? Musisz się okropnie czuć. 

-Tu przynajmniej mam spokój. 

Jeśli Kaulitz zdziwił się, nie chciał tego okazywać za żadne skarby. Nie wiedział, że w tym czasie myśli czarnowłosego też pobiegły torem, na którym jeszcze chwilę temu były jego własne. Czuł irracjonalną chęć zaufania siedzącemu obok chłopakowi i nie rozumiał tego uczucia. Postanowił póki co nie zbliżać się zbytnio do nowopoznanego ale w pamięci odnotował, żeby uważnie go obserwować. Strach odcisnął na nim zbyt duże piętno, by teraz mógł sobie po prostu beztrosko żyć. Westchnął ciężko i rozmasował sobie skronie. Zdecydowanie wciąż nie czuł się zbyt dobrze i nie był w stanie wysiedzieć na głośnych lekcjach. Wstał powoli i ostrożnie z ławki i sięgnął po torbę, czując na sobie uważne spojrzenie brązowych oczu. 

-Wszystko dobrze?

Drgnął i spojrzał na blondyna, zastanawiając się chwilę, czy powiedzieć mu o swoich zamiarach. Stwierdził w końcu, że chłopak i tak nie jest w stanie mu zaszkodzić takimi informacjami. 

-Tak. Idę się położyć.

-Dokąd?

-Jest takie miejsce w szkole. Chcesz zobaczyć? 

Tom zebrał się szybko i podążył za czarnowłosym, który zaprowadził go na... sam nie wiedział, jak nazwać miejsce, w którym znaleźli się parę minut później. Tuż obok boiska przeszli przez rozrewaną siatkę, która miała akurat taką dziurę, żeby przejść chociaż nie bez problemu. Najwyraźniej komuś, kto stworzył to miejsce zależało, żeby nikt go tutaj nie znalazł. Tuż przy ogrodzeniu od zewnątrz i wewnątrz rosły wysokie na kilka metrów i bardzo gęste krzaki. Gdy już się jednak przedarło przez ten gąszcz, w samym środku był niewielki placyk, wielkości może 600 cm na 400 cm a pod jedną ze ścian krzaków była ustawiona drewniana ale dość szeroka i wyglądająca na wygodną ławeczka. Rosnące dookoła drzewa rzucały przyjemny cień na tą... polankę? i dodatkowo kryły ją przed wzrokiem nieporządanych osób. 

Blondyn rozglądał się z zaciekawieniem nie zdając sobie sprawy z tego, że miał lekko otwarte usta. Bill z kolei uważnie mu się przyglądał, siadając na ławce i zrzucając plecak na ziemię. 

-Wow... skąd tu takie miejsce?

Zapytał cicho, patrząc w końcu na czarnowłosego i zajmując miejsce tuż obok niego. Ten jedynie wzruszył ramionami i wstał z ławki, klękając przy jednym z krzaków, wyciągając zza niego jakieś szczelne, plastikowe pudło, które zaraz otworzył. 

-Znalazłem je kiedyś. Nikt o nim w sumie nie wie, wszyscy myślą że rosną tu po prostu krzewy i drzewa. Oficjalnie jest pod opieką szkolnego ogrodnika ale ten nigdy tu nie przyszedł, więc korzystam. 

Wyjaśnił cicho, wyciągając z pudła dwa koce i poduszkę, patrząc na nie cosik niepewnie. W końcu westchnął i rozciągnął grubszy koc na ziemi, rzucając na niego poduszkę, nim znów zaszczycił spojrzeniem swojego towarzysza. Nic nie mówił przez co Dredziarz zastanawiał się przez chwilę, czego on od niego oczekuje ale ten milczał jak zaklęty. W końcu znowu wzruszył chudymi ramionami i ułożył się na posłaniu, układając drugi z kocy pod głową jako poduszkę i zamykając oczy.

-Boli cię głowa?

Rozchylił powieki, słysząc zmartwienie w głosie Kaulitza. Pokiwał lekko głową i podkulił pod siebie nogi. 

-Chcę się chwilę przespać.

Tom pokiwał głową i przez chwilę przyglądał się leżącemu na ziemi nastolatkowi i jak delikatnie, rytmicznie unosi się i opada jego klatka piersiowa. W końcu wygrzebał z plecaka słuchawki i zaczął słuchać muzyki, chcąc jakoś zabić czas. Wiedział, że powinien iść na lekcje ale nie chciał zostawiać Czarnego samego. Nawet nie wiedział, kiedy przysnął. Obudził się, czując lekki dotyk na ramieniu. Z zaskoczeniem zamrugał, widząc nad sobą pochylonego Billa ale uśmiechnął się lekko. 

-Jak się czujesz?

Zapytał, zdejmując słuchawki z uszu i orientując się, że Słońce jest już o wiele niżej niż wcześniej. Zerknął na zegarek. Spali prawie trzy godziny. 

-Trochę lepiej. Jeśli chcesz spać to się połóż na kocu. 

Poprosił chłopak, podchodząc do swojej torby i przez chwilę w niej grzebiąc. W końcu wyciągnął z niej butelkę wody i upił parę łyków, nim znów opadł na posłanie. Dopiero teraz Tom zauważył, że chłopak wygląda o wiele bardziej blado niż wcześniej. Po chwili faktycznie położył się tuż obok niego ale czuł się głupio z tym, że zabiera mu poduszkę. Przyciągnął chłopaka do siebie i ułożył sobie jego głowę na ramieniu, przykrywając ich kocem, który jeszcze chwilę temu służył za poduszkę. Był to czysty odruch i nawet nie zdążył o tym pomyśleć, nim to zrobił. Bill spiął się, czując jego dotyk ale nic nie powiedział. Dopiero po kilkunastu minutach, gdy nic się nie działo, zaczął powoli się rozluźniać. Leżał przytulony do ciepłego ciała Dredziarza, opatulony kocem, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca a ręka blondyna obejmowała go lekko, nieświadomie gładząc jego bok. Ogarnęła go jakaś dziwna pewność, że ze strony Kaulitza absolutnie nic mu nie grozi. Nawet nie zorientował się, kiedy zasnął. 

Spał jak zabity i dopiero wibracje telefonu wyrwały go z przyjemnego snu. Musiał przyznać, że dawno nie spało mu się tak dobrze. Niechętnie i z lekkim jękiem podniósł się z Toma i wyciągnął telefon, odbierając bez patrzenia, kto dzwoni. 

-Halo?

Przeklął w myślach, gdy zorientował się, jak słabo brzmi jego głos. Przeczesał dłonią włosy i zaczął przecierać zaspane oczy.

-Wróć za godzinę do domu. Przyjdzie ktoś do ciebie.

Zadrżał, słysząc głos rodzicielki i dopiero po chwili rozumiejąc sens jej słów. Mruknął coś potwierdzająco i rozłączył się po czym zerknąłna wciąż śpiącego tuż obok nastolatka. Westchnął cicho i sięgnął do swojej torby, wyciągając z niej jakiś zeszyt i długopis.

Musiałem iść. Dziękuję za wszystko. Bill.

Zapisał na kartce, którą zaraz wyrwał z zeszytu i ułożył tuż obok Toma. Po chwili namysłu sięgnął po plecak blondyna i położył na kartce tak, żeby wiatr jej nie wyrwał a jednocześnie była dość widoczna zaraz po przebudzeniu się. Poprawił koc na piersi chłopaka i wyszedł ze swojej kryjówki, zabierając szybko swoje rzeczy. Czekał go ciężki wieczór.

Tom nie wiedział, ile spał ale od razu poczuł, że czegoś mu brakuje. Otworzył oczy i rozejrzał się za chłopakiem, który zdecydowanie wcześniej leżał przytulony do jego piersi, jednak nigdzie go nie było. Przecierając zaspane oczy zauważył kartkę pod swoim plecakiem i sięgnął po nią. Odczytał szybko zapisane starannym pismem słowa i uśmiechnął się uświadamiając sobie, że Bill po prostu nie chciał go budzić. Wstał ze swojego miejsca, przeciągając się i słysząc, jak strzelają mu stawy, po czym zabrał się za sprzątanie. Schował koce i poduszkę tak, jak wcześniej i dobrze ukrył pudełko w miejscu, z którego parę godzin wcześniej wyjął je jego kolega po czym wyszedł z tej polanki, uśmiechając się lekko sam do siebie. Mimo że głównie spali, bardzo cieszył się, że spędził ten dzień w taki a nie w inny sposób. Czuł, że w jakiś sposób zbliżył się do czarnowłosego nastolatka i bardzo mu to odpowiadało. Dodatkowo wiedział, że ten czuje się znacznie lepiej i mógł się przestać o to martwić. Przynajmniej taką miał nadzieję. Z takimi myślami wrócił do domu.

Komentarze

Popularne posty