Opiekun 2 - Rozdział 6


Już następnego dnia zająłem się szukaniem mieszkania, co nie było niestety w cale takie proste, jakby się mogło wydawać. Niespecjalnie paliłem się do kupowania jakiegoś lokum, wolałem raczej najpierw coś wynająć ale mimo pieniędzy, jakimi dysponowałem, właściciele mieszkań nie byli zbyt chętni do podpisywania umowy ze studentem i małym dzieckiem. Chociaż gimnastykowałem się jak mogłem, na każdym kroku spotykałem się z odmową i miałem wrażenie, że zaraz zwariuję. 

Chodziłem po domu, w którym przecież nie tak dawno doszło do tragedi i zastanawiałem się, co mam teraz z tym wszystkim począć. Czekałem na telefon od jednego z właścicieli mieszkań - miał dać mi odpowiedź do końca dnia, więc chociaż miałem świadomość, że znów dostanę odmowę, to gdzieś w moim sercu tliła się nadzieja, że tym razem dostanę pozytywne informacje. 

Z cichym westchnięciem usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach, w myślach powtarzając po kolei listę rzeczy do zrobienia. Za godzinę muszę wyjść i odebrać Erena ze szkoły. Dam mu obiad w domu i potem odprowadzę go na zajęcia z języka angielskiego i pójdę do pracy a wracając odbiorę go ze świetlicy. Zjemy razem kolację, pomogę mu odłożyć lekcję i ułożę do łóżka a potem wrócę do szukania mieszkania, chociaż coraz bardziej kurczyły mi się opcje.

Drgnąłem, słysząc dzwonek telefonu. Ponieważ często ostatnio odpływałem myślami, ustawiłem sobie budziki, żeby przywracały mnie do rzeczywistości i żebym niczego nie zawalał. Przeczesałem dłonią włosy i wstałem z miejsca, niemal odruchowo wyłączając alarm i zacząłem sprzątać dokumenty ze stołu. Nie byłoby dobrze, gdyby Eren je zobaczył po powrocie ze szkoły. Co prawda nic takiego tam nie ma, jednak wciąż był na takie rzeczy za młody, przynajmniej według mnie. Spakowałem wszystko do obszernego segregatora i schowałem go do torby, gdy znów rozbrzmiał mój telefon. Tym razem jednak byłem pewien, że to nie budzik - ktoś dzwoni. Gdy to do mnie dotarło, szybko dopadłem do urządzenia i nie patrząc na to, kto dzwoni, odebrałem. Serce szybko mi waliło i miałem nadzieję, że to właściciel mieszkania z odpowiedzią.

-Halo? 

Zapytałem czując, że zaschło mi w gardle. Tak bardzo chciałbym, żeby odpowiedź była twierdząca! Ani Eren ani ja nie czuliśmy się dobrze w tym domu, w którym tak wiele było zarówno radosnych jak i bolesnych wspomnień. 

-Pan Levi Ackermann? 

Usłyszałem miły, kobiecy głos, co trochę mnie zdziwiło ale szybko się opanowałem. Westchnąłem ciężko i opadłem z powrotem na krzesło. Ostatnio czuję się fizycznie i psychicznie wykończony i miałem wrażenie, że powoli przestaję dawać sobie radę. Ale musiałem iść dalej. Dla Erena. 

-Tak, jak mogę pomóc?

-Dzień dobry panie Ackermann, nazywam się Linda Konieczny, sekretarka ze szkoły podstawowej numer 17. Pan jest opiekunem Erena Jaegera, prawda? 

Przysięgam, że serce na moment mi zamarło, gdy wspomniała o jedenastolatku. Nie przeżyłbym, gdyby coś mu się stało. 

-Coś się stało z Erenem? Wszystko z nim w porządku?

-Musimy pana prosić o przyjechanie do szkoły i odebranie go. Eren wdał się w bójkę, dyrektor również chciałby z panem porozmawiać. 

Po części odetchnąłem z ulgą słysząc, że Erenowi jednak nic się nie stało ale z drugiej strony martwił mnie fakt, że do tej pory tak spokojny dzieciak ni z tego ni z owego wdał się w jakąś bójkę. I to najwyraźniej nie byle jaką, skoro nawet dyrektor placówki był w to zaangażowany. 

-Oczywiście. Przyjadę tak szybko, jak się da. 

Obiecałem nim się rozłączyłem i przetarłem twarz dłońmi, próbując się w jakikolwiek sposób uspokoić. Odkąd wróciliśmy tamtego pamiętnego dnia z komisariatu do domu, trzęsłem się nad brunetem jak nad jajkiem i chociaż mnie to wkurzało, nie potrafiłem inaczej. Napisałem szybko wiadomość do mojego szefa, że nie dam rady dzisiaj się pojawić i wyszedłem z mieszkania, w biegu zakładając kurtkę. Całe szczęście, że szkoła Erena nie znajduje się zbyt daleko i można tam na spokojnie dojść na nogach w parę minut. Dlatego też ledwo zorientowałem się, kiedy wchodziłem do odpowiedniego budynku po kamiennych schodach i kilka chwil później przekroczyłem próg sekretariatu. Za biurkiem na przeciwko drzwi siedziała młoda kobieta - jak się domyślałem to właśnie ona dzwoniła do mnie wcześniej - i przywitała mnie uroczym uśmiechem.

-Dzień dobry, Levi Ackermann. Gdzie jest Eren? 

Kobieta jednak zupełnie mnie zignorowała i chwyciła za słuchawkę od telefonu, wybierając jakiś numer wewnętrzny. Trochę mnie to zirytowało ale nie chciałem sprawiać swojemu podopiecznemu jeszcze więcej problemów w szkole, niż miał. 

-Panie dyrektorze, pan Ackermann przyszedł. Rozumiem. 

Dopiero po chwili rozłączyła się i spojrzała na mnie, wciąż uśmiechając się tym słodkim niczym miód uśmiechem. 

-Pan dyrektor już na pana czeka. To te drzwi po prawej. 

Wskazała na kawałek drewna, więc szybko przeszedłem do pomieszczenia obok, od razu zauważając siedzącego na jednym z krzeseł dzieciaka. Rzucając ciche "dzień dobry" do rządzącego tą szkołą mężczyzny dopadłem do jedenastolatka, oglądając go uważnie. Od razu zauważyłem powoli pojawiającego się siniaka pod okiem i kilka zadrapań na rękach, jednak nic więcej nie widziałem na ten moment.

-Zechce pan zająć miejsce?

Usłyszałem w końcu pytanie, skierowane definitywnie do mnie. Skinąłem głową i usiadłem na krześle obok mojego młodego podopiecznego, wpatrując się wyczekująco w postawnego mężczyznę. Nie robił na mnie absolutnie pozytywnego wrażenia, ale musiałem być miły. 

-Co się w ogóle stało? Posyłam Erena do waszej szkoły i powierzam wam jego bezpieczeństwo na te kilka godzin w ciągu dnia a nagle dostaję telefon, że mam go odebrać i widzę go całego w śladach pobicia. Chciałbym się dowiedzieć, jak do tego w ogóle doszło. 

Zaznaczyłem twardo, nie mając zamiaru podkulać ogona. Co prawda wciąż starałem się zachować szacunek do starszego mężczyzny, ale nie znaczyło to, że mam zamiar być spokojny, gdy Erenowi dzieje się krzywda. 

-Sam chciałbym wiedzieć, o co poszło, jednak Eren nie raczy odpowiadać na moje pytania. Według nauczycieli, Eren zaatakował swojego kolegę z klasy, z którym miał zrobić projekt. Dwie nauczycielki miały problem, żeby ich rozdzielić. Nie wiem, jak pan wychowuje Erena w domu ale w naszej placówce nie rozwiązuje się problemów przemocą. 

Spojrzałem zaskoczony na jedenastolatka, jednak on wciąż tempo wpatrywał się w swoje buty. Najwyraźniej absolutnie nie miał zamiaru odpowiadać na jakiekolwiek pytania w obecności tego mężczyzny i w cale nie dziwiłem się, że tak jest - sam bym się do tego nie palił na jego miejscu. 

-Eren nie bywa agresywny, więc wnioskuję, że to wina tego drugiego chłopaka, jeśli doszło do jakiejś bójki. 

Zaoponowałem w końcu, postanawiając go gronić. Dyrektor pokręcił głową, zakładając ręce na piersi i mierząc nas przez chwilę spojrzeniem, jednak nie miałem zamiaru spuszczać wzroku. W końcu westchnął ciężko i spojrzał na jakieś kartki, rozłożone na biurku przed nim. 

-Tym razem Eren dostaje jedynie ostrzeżenie ale radzę porozmawiać z Erenem i rozwiązać ten problem. Nasza szkoła nie ma zamiaru tolerować tego typu zachowań. 

Oznajmił, więc uznałem sprawę za zakończoną i wstałem z miejsca, widząc jak mój podopieczny zaraz idzie w moje ślady i po chwili wyszliśmy ze szkoły, wracając spacerem do domu. Zastanawiałem się, co w ogóle mogło doprowadzić nastolatka do takiej złości, żeby kogoś zaatakować, więc gdy tylko doszliśmy do domu, zaprowadziłem go do kuchni i usadziłem na krześle, klękając przed nim.

-Eren, musisz mi powiedzieć, dlaczego pobiłeś się z tym chłopakiem. Nie rozwiązuje się konfliktów za pomocą pięści. 

Poprosiłem delikatnie, chociaż w środku aż gotowałem się ze złości. Nie wiedziałem, co mam zrobić, żeby naprostować tego dzieciaka. Chociaż zastanawiało mnie, dlaczego w ogóle do tego doszło. Westchnąłem ciężko, widząc jak w zielonych oczach zamajaczyły łzy a blade usta zacisnęły się w wąską linię. Sądząc, że już nie usłyszę odpowiedzi, miałem zamiar wstać, ale wtedy zamarłem. 

-Śmiał się z tego, że moi rodzice umarli. Powiedział, że dali się zabić, bo nie chcieli już być moimi rodzicami. 

Zamknąłem chłopca w ramionach i pozwoliłem mu płakać tak długo, aż w końcu usnął, zmęczony żalem, smutkiem i złością a w myślach zastanawiałem się, co mam z tym zrobić. Nie pozwolę, żeby znowu ktoś go skrzywdził. Nigdy więcej. Przysięgam. 

Komentarze

Popularne posty