Blackie - Rozdział 7
Następnego dnia dwaj koledzy stali przy samochodzie, z którego dopiero co wysiedli i przyglądali się ładnemu domostwu i otaczającemu wejście ogrodowi. Czarnowłosy miał cosik niepewną minę i przyglądający mu się Dredziarz nie mógł stwierdzić, czy przypadkiem jego towarzysz nie chce uciec.
-Mama i Gordon są spoko. Nie martw się.
Pocieszył go i ruszył do drzwi wejściowych, słysząc za sobą ciche kroki. Weszli szybko po schodkach i Tom pospiesznie otworzył drzwi, zapraszając kolegę do środka. Ledwo zdążyli zamknąć za sobą drzwi a w przedpokoju pojawiła się lekarka, którą Czarny pamiętał jeszcze ze szpitala.
-Bill! Jak miło cię widzieć. Cześć, skarbie. Jak było w szkole, chłopcy?
Na okalanej blond włosami twarzy wykwitł serdeczny uśmiech, który mógłby lodowce roztapiać. Gość spojrzał niepewnie na swojego przyjaciela i przez chwilę zastanawiał się, co w ogóle powinien powiedzieć. Nie był przyzwyczajony do tego typu spotkań i było to po nim widać.
-Mieliśmy klasówkę z biologii. Chyba dobrze mi poszła. Bill pewnie znowu dostanie piątkę. Kiedy obiad? Umieram z głodu! Gordon zje z nami?
Tom rzucał pytaniami, ściągając buty i kurtkę a potem ciągnąc czarnowłosego za sobą zaprowadził go do jadalni, gdzie aż się uśmiechnął widząc stojącą na stole swoją ulubioną sałatkę z awokado i dzbanki z wodą. Czyli jednak zaraz będzie obiad.
-Gordon zaraz przyjdzie. Bill, mamy dwa rodzaje obiadów, jeden z mięsem drugi bez. Który preferujesz?
-Nie jadam mięsa.
Kobieta skinęła głową i wyszła na chwilę a chłopcy zajęli miejsca obok siebie i poczęstowali się wodą, czekając na posiłek. Tom wciąż gadał jak najęty a jego towarzysz od czasu do czasu coś odpowiadał, jednak zdawało się że im obojgu to pasuje i świetnie się dogadują. Simone stała w wejściu i przyglądała im się z lekkim uśmiechem. Jej były pacjent wyglądał bardzo podobnie do jej syna, pomijając oczywiste kwestie jak farbowane włosy i kompletnie inny styl ubioru. Od samego początku miała wrażenie, że ich twarze są niemal takie same. Westchnęła ciężko do swoich myśli. Wciąż nie do końca udało jej się otrząsnąć z dnia narodzin jej pierworodnego.
Przez cały okres ciąży cieszyła się, że będzie mieć bliźniaki. W dodatku jednojajowe! Podwójne szczęście. Tyle było dla niej jasne. Jednak przy porodzie położna, która odbierała powód, poinformowała ją o niespodziewanych komplikacjach. Młodsze z dzieci nie oddychało. Podjęto próbę ratowania jego dopiero co rozpoczętego życia jednak... nie udało się. Było jej ciężko ale musiała być silna. Dla swojego małego synka, który przecież również w tamtym momencie stracił najbliższą mu na świecie osobę.
Gdyby to było możliwe, życzyłaby sobie aby Bill był bratem bliźniakiem jej syna. Mimo tak krótkiego kontaktu jaki z nim do tej pory miała to słuchając opowieści pierworodnego czuła coraz większą sympatię do tego nastolatka. Martwiło ją jedynie, co się dzieje u niego w domu. Miała co do tego złe przeczucia a dodatkowo jego nazwisko ciągle nie dawało jej spokoju - wciąż nie rozgryzła, dlaczego wydawało jej się aż tak znajome. Widząc wchodzącą do pomieszczenia służącą z talerzami w dłoniach sama zajęła swoje miejsce przy stole i uśmiechnęła się do nastolatków.
Tom doskonale zauważył, jak Czarny spiął się w momencie, gdy dołączyła do nich jego matka. Nie czuł się zbyt dobrze w obecności obcych mu ludzi i było to widać. Niedługo później dołączył do nich Gordon i napięcie Billa sięgnęło zenitu, jednak w końcu zaczął się powoli rozluźniać i zarówno obiad jak i reszta wieczoru, którą przyjaciele już spędzili sami, upłynęła im w przyjemnej atmosferze. Była zaledwie 18:30, gdy rozdzwonił się telefon czarnowłosego a z jego twarzy momentalnie odpłynęły wszystkie kolory.
-Tak, mamo?
Zapytał od razu, przykładając urządzenie do ucha. Przez chwilę słuchał a Tom mógł idealnie obserwować, jak powoli wszelkie emocje znikają z twarzy jego gościa a oczy stają się puste i... martwe. Wzdrygnął się, widząc to i nie potrafił za żadne skarby sobie wytłumaczyć takiej reakcji.
-W porządku. Już jadę.
Odpowiedział i zakończył rozmowę, wstając powoli z wygodnego łóżka w pokoju Dredziarza, na którym siedzieli już od jakiegoś czasu.
-Wszystko dobrze?
Blondyn od razu poderwał się za nim, nie spuszczając uważnego wzroku z przyjaciela.
-Tak. Muszę iść do pracy.
-Pracy? Jakiej pracy?
-Czasem dorabiam. Mama zawsze dostaje informacje, gdy mnie potrzebują.
-Co to za praca?
Na to pytanie Bill już jednak nie odpowiedział. Pożegnał się szybko i wyszedł, zostawiając przyjaciela w niepewności i z dziwnym przeczuciem, że za chwilę zdarzy się coś okropnego. Zastanawiał się nad tym i nie potrafił przestać wracać myślami do Czarnego, nawet gdy próbował zagrać na swojej ukochanej gitarze. Zrezygnowany westchnął cicho i poszedł pod prysznic, mając nadzieję że ciepła woda zmyje z niego ten dziwny niepokój.
Nie mylił się jednak i jego złe przeczucia znalazły niestety odzwierciedlenie w rzeczywistości. Po wyjściu z domu blondyna Bill skierował się na pobliski przystanek, gdzie już czekał wezwany krótkim SMS'em kierowca. Mężczyzna ruszył we wskazanym kierunku, zerkając na przybitego nastolatka w lusterku. Doskonale wiedział, że powinien go teraz zostawić w spokoju - w takich momentach chłopak zawsze zamykał się w sobie i praktycznie nie docierały do niego zewnętrzne bodźce.
Czarnowłosy starał się nie myśleć. Niewidzącym wzrokiem obserwował krajobraz znikający szybko za szybą samochodu. Bał się i ten strach paraliżował go do tego stopnia, że zupełnie się wyłączał. Na jego nieszczęście szybko dotarli na miejsce i już po chwili, a przynajmniej takie miał wrażenie, dzwonił dzwonkiem do wskazanych przez matkę drzwi ogromnego pałacu. Został zaprowadzony przez lokaja do jednego z pokoi i po kilku sekundach stał pod jedną ze ścian w obszernej sypialni. Była urządzona naprawdę ładnie i gustownie ale on w tym momencie kompletnie nie zwracał na to uwagi. Czekał. Po kilku upiornie długich minutach w końcu ktoś wszedł do pomieszczenia i został odwrócony przodem do tego, kto go dzisiaj wykupił. Patrzył, ale nie widział. Zdawało się, że jego ciało jest puste a w pionie utrzymuje go jedynie wciąż jeszcze bijące serce. Czuł kaleczące jego ciało ręce i palące jego skórę pocałunki ale nie odpowiadał. W końcu został poprowadzony do ogromnego i z pewnością w innych okolicznościach również wygodnego łóżka, gdzie został już kompletnie unieruchomiony.
Najpierw stracił koszulkę, która wylądowała gdzieś daleko. Następnie jego nadgarstki zostały ciasno skrępowane przywiązaną do ramy łóżka liną, nie pozwalając mu na żaden samodzielny ruch. Chwilę później z jego ciała zniknęła pozostała część garderoby a te straszne dłonie wciąż błądziły po jego ciele, pozostawiając na nim niewidoczne rany. Słyszał, że ten mężczyzna coś mówi ale zupełnie nie miał pojęcia, co takiego. Miał też świadomość, że coś mówi... a może jednak jęczy? Nie wiedział ale z jego ust z pewnością wydobywał się jego głos. Co formułował miało pozostać zagadką. Nawet nie zauważył, gdy jego oprawca również zerwał z siebie swoje ubrania i zaraz mieli przejść do tego momentu, którego nienawidził najbardziej. Gdy poczuł, jak ten mężczyzna w niego wchodzi miał jednocześnie wrażenie, jakby ogromny nóż wbijał się prosto w jego serce. Nie pierwszy z resztą. Miał ochotę płakać i krzyczeć ale jednak jego oczy pozostawały suche a z rozchylonych w niemym krzyku rozpaczy ust wydobywały się tylko jęki bólu. Błagał, żeby to się skończyło jak najszybciej ale wiedział, że tak nie będzie. Mężczyźni, których znajdowała mu matka, zawsze byli brutalni. Bardzo brutalni. Wiedział, że był bity. Zdawało mu się nawet, że jest czymś okładany ale... nie miał pewności. Wyłączył się na tyle, na ile mógł i nie reagował absolutnie na nic.
Dopiero ponad godzinę później, gdy siedział na schodach tego przeklętego domu, który właśnie opuścił, zaczął powoli do siebie wracać. Wsiadł do samochodu i odpalił sobie papierosa, czując wzbierające w oczach łzy. Jak długo już to robi? Zdecydowanie zbyt długo. Wracając myślami do pierwszego razu miał wtedy zaledwie 14 lat. Uśmiechnął się gorzko do siebie gdy uświadomił sobie, że dokładnie dziś minęły dwa lata. Piękna rocznica i idealny powód do świętowania, prawda? Ile razy już został wykupiony? Sam nie potrafił tego policzyć. Najbardziej bolało go jednak zupełnie co innego.
Od jakiegoś czasu nie potrafił powstrzymać się przed tym. Za każym razem, gdy wychodził z tych domów bądź pokoi hotelowych, od razu zaczynał porównywać ich do Toma. Ich dotyk był tak inny... Dotyk blondyna na jego skórze był delikatny i miły. Wiedział, że Tom nigdy nie zrobi mu krzywdy. Pragnął go tak bardzo a jednak... nawet, jeśli on również podobał się Dredziarzowi a on sam określił się jako biseksualny, nie mógł z nim być. To było dla nich zabronione. Tym związkiem tylko zraniłby swojego jedynego przyjaciela.
Westchnął ciężko, spuszczając głowę i pozwalając kotarze z włosów zasłonić jego twarz przed całym światem. Dłużej nie był w stanie powstrzymywać łez.
Było już dobrze po północy a on wciąż nie spał. Siedział na podłodze w swojej łazience i płakał. Sama świadomość tego, że nigdy nie będzie mu dane kochać i być kochanym rozdzierała jego serce i zalewała tak ogromnym bólem, że tracił oddech. Nie potrafił przestać płakać, rwany od czasu do czasu głośniejszymi napadami histerii. Znów powtórzył swój rytuał, biorąc w palce niewielki, metalowy przedmiot i unosząc go nad swoim nadgarstkiem.
Tom zerwał się do siadu, powoli wybudzając się z nieprzyjemnego snu. Nie miał pojęcia, co mu się śniło ale okropne przeczucie, że wydarzyło się coś złego nie opuszczało go ani na chwilę. Gdy udało mu się w końcu uspokoić oddech, spojrzał na zegarek. Jęknął widząc, że ledwo chwilę temu wybiła 24:30. Opadł ciężko na poduszki i zamknął oczy, próbując się uspokoić a w jego głowie była tylko jedna myśl.
-Bill.
Komentarze
Prześlij komentarz