Dlaczego? - Rozdział 2
BILL
Zastanawiałem się, dlaczego mój bliźniak tak nagle od kilku dni zaczął szukać mojego kontaktu, ale nie komentowałem tego ani nie ułatwiałem mu tego zadania. Miałem swoje powody, żeby go unikać i w cale nie chciałem tego zmieniać. Nie czułem się z nim komfortowo i nie chciałem czuć się jeszcze gorzej, niż już się czułem. Westchnąłem ciężko, widząc przygotowany dla mnie talerz kanapek na stole. Zerknąłem na uparcie ignorującego mnie bliźniaka, który właśnie jadł swoją własną porcję. Oczywistym dla mnie było, że to on przygotowałe dla mnie śniadanie. Nie wiedziałem tylko, co nim kierowało. Pokręciłem głową wiedząc od razu, że tego nie zjem - chociaż doceniałem gest i nienawidziłem marnować żywności, miałem to silne uczucie, że zwymiotuję, gdy coś zjem. Standardowo więc nalałem sobie kawy do kubka i chciałem ją zabrać ze sobą do pokoju, jako że była sobota, jednak gdy byłem już w drzwiach, zatrzymał mnie nie kto inny, tylko mój własny bliźniak.
-Zrobiłem ci śniadanie. Zjedz.
Nie odwracałem się ale w cale nie musiałem tego robić by wiedzieć, że wwierca we mnie swoje spojrzenie. Spuściłem wzrok na trzymane przeze mnie naczynie i zagryzłem wargę, przez moment zbierając się w sobie, żeby nie rozpłakać się razem z pierwszym słowem opuszczającym moje usta.
-Nie jestem głodny. Zjem potem w pracy. Ale... dziękuję, to miło z twojej strony.
Przeczuwałem, że mój brat będzie chciał coś jeszcze powiedzieć, więc najszybciej jak mogłem... uciekłem. Uciekłem i zamknąłem się w swoim pokoju, gdzie ledwo udało mi się odstawić kubek na biurko, nim padłem na miękki materac łóżka. Kręciło mi się w głowie i chociaż gdzieś w umyśle majaczył mi powód mojego stanu, to nie potrafiłem do niego dotrzeć. Nim jednak zdążyłem odzyskać zmysł równowagi i ostrość widzenia, uslyszałem trzask drzwi od mojego pokoju i ktoś pociągnął mnie za ramię, ustawiając mnie do pionu, który z resztą ledwo utrzymałem. A tym kimś był oczywiście nikt inny jak mój brat. Nie miałem jednak czasu ani żeby być zaskoczonym, ani żeby się oburzyć, bo zaciągnął mnie do łazienki. Gdy tylko puścił moją rękę, opadłem do tyłu - i dzięki bogom, że udało mi się usiąść na brzegu wanny a nie zabić się, co przy mojej niezdarności nie byłoby zbyt trudne. Zamknąłem oczy, chcąc chociaż trochę zapanować nad zawrotami głowy i kompletnie nie dbając w tym momencie o to, co robi mój bliźniak.
-Wstawaj.
Usłyszałem lekko zdenerwowany głos. Ledwo udało mi się otworzyć oczy ale posłusznie wstałem, chociaż przy okazji się zachwiałem i pozwoliłem mu się poprowadzić kawałek dalej. Tylko podświadomie zarejestrowałem, że postawił mnie na wadze.
-Spójrz! Bill, spójrz do cholery, co z sobą zrobiłeś!
Posłusznie skierowałem wzrok na cyferki na wadze, na które wskazywał palcem i jęknąłem w duchu. Nawet ja wiedziałem, że przy moim wzroście 180 cm, 47 kg było sporą niedowagą.
-Możesz nie chcieć ze mną rozmawiać, mam to gdzieś! Ale jesteś moim bratem i cię kocham i nie pozwolę ci się zagłodzić!
Tom dalej krzyczał a ja złapałem się za głowę. Miałem wrażenie, że łeb mi zaraz eksploduje. Ledwo mi się udało o własnych siłach zejść z wagi i usadowić się na zamkniętym sedesie, opierając czoło o zimną ścianę i dalej słuchałem wywodów mojego brata, chociaż ich sens w cale do mnie nie docierał.
-Słuchasz ty mnie w ogóle?!
Wzdrygnąłem się i jak na zawołanie wyprostowałem się na swoim miejscu, gdy przez ból głowy dotarło do mnie to pytanie. Przytaknąłem gorliwie i od razu pożałowałem tego machania głową. Dopiero po chwili mój bliźniak kucnął przede mną i spojrzał na mnie uważnie, wyraźnie zmartwiony, co trochę mnie zdziwiło. Nie powinno go to interesować, powinien mieć mnie w dupie... więc czemu tu jest?
-Bill, dobrze się czujesz?
Zapytał już o wiele łagodniej niż wcześniej i byłem wdzięczny, że już nie krzyczał. Odchrząknąłem cicho, nim zebrałem się do odpowiedzi.
-Tak, w porządku. Po prostu jestem zmęczony.
Przyznałem, ale nie byłem w stanie stwierdzić, czy mi wierzy czy nie. Znów pociągnął mnie za nadgarstek i pociągnął do góry ale tym razem o wiele spokojniej i delikatniej niż wcześniej a jednocześnie przytrzymywał mnie w pasie, gdy prowadził mnie z powrotem do łóżka, chociaż przez cały czas uparcie starałem się mu udowodnić, że jestem w stanie iść sam. Mimowolnie jęknąłem cicho, gdy położyłem głowę na przyjemnie chłodnej poduszce i zamknąłem oczy mając nadzieję, że nudności i te zawroty głowy miną. Z reguły mijały chwilę po wypiciu kawy ale teraz musiałem zebrać siły, by w ogóle po nią wstać.
-To z głodu. Przyniosę ci śniadanie.
Usłyszałem i nim zdążyłem zaprotestować, mój bliźniak już zbiegał po schodach na dół i westchnąłem ciężko. Znając to, jak uparty jest mój braciszek, nie wyjdzie stąd póki nie zjem całego śniadania. Już widziałem siebie, wymiotującego chwilę po posiłku, gdy Dredziarz wrócił do mojego pokoju i położył talerz na stoliku nocnym, kładąc mi dłoń na ramieniu.
-Nic mi nie jest. Źle spałem.
Skłamałem, ale po jego minie doskonale widziałem, że nie wierzy w moje kulawe tłumaczenia. Westchnął ciężko i spojrzał na talerz kanapek, po czym wziął jedną do ręki i podsunął mi ją pod nos.
-Zjedz. Dobrze ci zrobi.
Poprosił ale nie chciałem spełnić jego prośby. Odwróciłem głowę i zacisnąłem usta po czym usłyszałem ciche westchnięcie. Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu a ja modliłem się, żeby Dredziarz zostawił mnie już w świętym spokoju i poszedł zająć się swoimi sprawami.
-Bill... wiem, że nie chcesz się ze mną zadawać, ale proszę... jedz chociaż. Mama się martwi, nie wie, co się dzieje. Nic nam nie mówisz, izolujesz się od wszystkich... Nie wiem, co się dzieje, ale wciąż mi na tobie zależy i nie chcę, żeby coś ci się stało. Proszę, przemyśl to i zjedz śniadanie, zanim wyjdziesz do pracy.
Wysłuchałem jego słów i zagryzłem wargę, ledwo powstrzymując cisnące mi się do oczu łzy. W końcu jednak mój bliźniak wstał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi a ja zostałem sam. Dopiero wtedy pozwoliłem łzą spłynąc po moich policzkach i schyliłem się w cichym płaczu. Miałem dość, a dzień się dopiero zaczął.
Oczywiście nie zjadłem nic przed wyjściem do pracy i w cale nie miałem zamiaru tego zmieniać - rano jedynie kawa a po południu jem w szkole albo w pracy coś niewielkiego i przed wyjściem z pracy wrzucę jeszcze coś szybko na ząb. Tyle mi wystarczy no i jest to coś, na co zarabiam, więc dlaczego miałbym zjadać coś, za co płaci moja rodzina? Niestety po tej... kłótni? z moim bratem, nie udało mi się do końca uspokoić i niestety idąc przez miasto do pracy, dalej czułem się trochę słabo ale kompletnie się tym nie przejąłem. Zastanawiałem się tylko, dlaczego Tom tak nagle zaczął się mną interesować i ingerować w to, czy coś jem czy też nie? Przecież to nie była niczyja sprawa tylko moja! Westchnąłem ciężko i pchnąłem drzwi, wchodząc do pracy i mając nadzieję, że jutro wszystko wróci do mojej stałej rutyny.
TOM
Westchnąłem ciężko, czekając na mojego bliźniaka w kuchni. Wiedziałem, że już wstał - zawsze w soboty wstawał o 10 a o 13 wychodził do pracy. Przygotowałem mu nawet śniadanie i gdy w końcu się pojawił miałem nadzieję, że zje chociaż trochę, ale... on po prostu nalał sobie kawy do kubka i chciał wyjść. Postanowiłem, że jeśli nie teraz to nigdy - z resztą cały tydzień planowałem, że właśnie dzisiaj zrobię pierwszy krok, żeby wyciągnąć od niego, co się dzieje, więc nie zamierzałem z tego rezygnować.
-Zrobiłem ci śniadanie. Zjedz.
-Nie jestem głodny. Zjem potem w pracy. Ale... dziękuję, to miło z twojej strony.
-Spójrz! Bill, spójrz do cholery, co z sobą zrobiłeś!
-Możesz nie chcieć ze mną rozmawiać, mam to gdzieś! Ale jesteś moim bratem i cię kocham i nie pozwolę ci się zagłodzić!
-Słuchasz ty mnie w ogóle?!
-Bill, dobrze się czujesz?
-Tak, w porządku. Po prostu jestem zmęczony.
-To z głodu. Przyniosę ci śniadanie.
-Nic mi nie jest. Źle spałem.
-Zjedz. Dobrze ci zrobi.
-Bill... wiem, że nie chcesz się ze mną zadawać, ale proszę... jedz chociaż. Mama się martwi, nie wie, co się dzieje. Nic nam nie mówisz, izolujesz się od wszystkich... Nie wiem, co się dzieje, ale wciąż mi na tobie zależy i nie chcę, żeby coś ci się stało. Proszę, przemyśl to i zjedz śniadanie, zanim wyjdziesz do pracy.
Komentarze
Prześlij komentarz