Blackie - Rozdział 11


 Jeśli komukolwiek wydawało się, że chociaż noc przyniesie nastolatkom ukojenie, to niestety musiałby się bardzo mocno rozczarować. Następnego poranka Tom siedział przy stole, memłając w swoim śniadaniu ale nie jedząc nawet kęsa. Podparł brodę na dłoni i tempo wpatrywał się w miskę pęłną płatków, od czasu do czasu ziewając całkiem otwarcie. Ponieważ oboje rodzice już byli w pracy a jego przyjaciel jeszcze spał, siedział przy stole całkiem sam.

Tom długo nie spał, wpatrując się w spokojną twarz leżącego w jego ramionach chłopaka. Cieszył się i czuł nieopisaną ulgę, mając go znów tak blisko przy sobie. Gdy już odpływał w krianę snów, obiecał sobie po raz kolejny, że obroni go za wszelką cenę. Niestety jego sen nie trwał długo. Obudził się, gdy czarnowłosy wiercił się w jego ramionach i mruczał coś. Z każdą chwilą jednak mruczenie przeradzało się w krzyk.

-Arrêter! Je vous en supplie! /Przestań! Błagam!/

Tylko jakimś skrawkiem podświadomości Dredziarz zorientował się, że jego ukochany krzyczy po francusku. Na wpół zaspany zaczął szeptać Czarnemu do ucha, chcąc go jakoś uspokoić. O dziwo udało mu się to, chociaż dopiero po dłuższej chwili. Jednak po tym zajściu nie mógł już spać spokojnie i co chwilę sprawdzał, czy Bill śpi już spokojnie. Na szczęście tej nocy nic więcej się nie wydarzyło.

Teraz jednak był niezwykle zmęczony i nie mógł nic na to poradzić. Nie miał zamiaru iść do szkoły, był na to za bardzo zmęczony. Poza tym po tym, jak Bill w końcu na powrót pojawił się w jego życiu, nie chciał go zostawiać. Bał się, że gdy wróci do domu, on zniknie i już więcej go nie znajdzie.

Z cichym westchnięciem odsunął od siebie wciąż pełną miskę i wszedł na piętro do swojego pokoju. Uśmiechnął się, widząc wtulonego w poduszkę nastolatka, oddychającego przez lekko rozchylone usta. Zdecydowanie czuł się tutaj komfortowo i w końcu mógł się w spokoju wyspać. Dredziarz podszedł do łóżka i położył się naprzeciwko przyjaciela, przyglądając mu się przez chwilę. Chociaż sam nie był tego świadomy, przez cały czas lekko się uśmiechał. Wyciągnął rękę i opuszkami palców zaczął głaskać blady, zapadły policzek, rozkoszując się delikatną fakturą jego skóry i nim obejrzał się wpatrywał się prosto w ciemne, podobne do jego własnych oczy. Uśmiechnął się szerzej, gdy to sobie uświadomił.

-Hej.

-Hej.

-Jak się spało?

-Dobrze. Jak zawsze.

Blondyn uniósł lekko brew z powątpiewaniem, słysząc ostatnie zdanie, na co czarnowłosy z lekkim cieniem uśmiechu na ustach pokręcił głową.

-Z tobą zawsze lepiej mi się śpi.

Przyznał cicho nim na powrót pozwolił powiekom opaść. Wciąż musiał być nie do końca wypoczęty i chciał jeszcze odetchnąć. Kaulitz przysunął się i przytulił do siebie drobną postać, która momentalnie się w niego wtuliła - w końcu Bill kochał pieszczoty, nie miał więc zamiaru z nich rezygnować. Blondyn przez chwilę głaskał spokojnie jego plecy, nim w końcu na powrót ułożył dłoń na bladym policzku i złożył krótki pocałunek w samym kąciku lekko różowych ust. Przez kilka sekund nad czymś się zastanawiał, po czym musnął delikatnie, jakby na próbę, usta swojego przyjaciela. Nie widząc jednak żadnego oporu zaczął powoli i czule całować Czarnego, który po chwili sam zaczął oddawać pieszczotę. Już kilkanaście sekund później spleceni w silnym uścisku całowali się namiętnie, aż im brakowało tchu, jednak żaden z nich nie chciał przestać. Tom wykorzystał okazję, gdy jego partner nabierał powietrza, i wsunął mu język w usta, wyrywając cichy pomruk aprobaty z gardła Billa. Zadowolony z tego wplątał palce w czarne włosy i o ile to w ogóle było jeszcze możliwe, przysunął chłopaka bliżej siebie, co chwilę bawiąc się kolczykiem w języku Czarnego. Doskonale czuł delikatne muśnięcia długich palców na swoim ciele i miał wrażenie, że zwariuję - każdy dotyk był elektryzujący bardziej, niż byłby w stanie to sobie wyobrazić.

Gdy odsunęli się od siebie parę minut później, patrząc sobie w oczy, obaj mieli duże problemy z oddychaniem a na bladej twarzy Billa pojawiły się w końcu kolorki. To było o wiele bardziej elektryzujące dla nich obu, niż byliby w stanie się kiedykolwiek spodziewać. Dredziarz westchnął ciężko i odgarnął czarne włosy z zarumienionej twarzy partnera i złożył czuły pocałunek na jego czole.

-Pójdę pod prysznic.

Powiedział w końcu Czarny i wstał powoli, niejako z ociąganiem z łóżka, doskonale czując na sobie wzrok partnera. Nie odwrócił się jednak ani razu, nim zniknął w końcu za drzwiami, zostawiając Toma sam na sam z własnymi myślami. Dredziarz westchnął cicho i odwrócił się na bok, wtulając twarz w poduszkę. To było kompletnie idiotyczne ale już tęsknił za znajdującym się przecież za ścianą chłopakiem. Niechętnie wstał z łóżka, słysząc dzwonek do drzwi. Doskonale wiedział, że Sebastian, ich pracownik, otworzy drzwi i zatrości się o nowoprzybyłego gościa, ale musiał do nich zejść, jako że jego rodziców nie było w domu. Szybko przebrał się w byle jakie ciuchy, żeby nie witać nikogo w pidżamie i po skierowaniu przez służbę wszedł do salonu, z zaskoczeniem widząc siedzącą na kanapie kobietę. Była piękna i mniej więcej w wieku jego matki, biła od niej pewność siebie. Uśmiech zamarł mu na twarzy, gdy kobieta zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.

-Witam, Thomas Kaulitz. Czy mogę pani jakoś pomóc?

Przywitał się miło, starając się wypaść jak najlepiej przed nieznajomą, co w cale nie było takie proste. Podał jej dłoń, jednak nie otrzymał odpowiedzi na swoje powitanie, więc po kilku sekundach zajął miejsce na jednym z foteli i czekał, co też chce od nich ta kobieta.

-Podejrzewam, że w waszym domu znajduje się coś, co do mnie należy.

Zmarszczył brwi, słysząc stanowczy ton kobiety. Kompletnie nie rozumiał, o co jej w ogóle chodzi, jednak nie zamierzał się bawić w takie tajemnice.

-Droga pani, moi rodzice nie raczyli poinformować mnie o fakcie, że ktokolwiek przyjdzie cokolwiek od nas odkupić. Jeśli umówiła się pani z nimi na odebranie jakiegoś przedmiotu, proszę wrócić wieczorem lub zadzwonić do nich i umówić się na konkretny termin. Nie sądzę, bym był w stanie pani teraz pomóc.

Chociaż nie cierpiał mówić w ten sposób, to doskonale władał oficjalnym językiem, którego musiał się nauczyć w trakcie swojego życia. Za każdym razem, gdy go używał, czuł się co prawda jak ostatni idiota ale czasem po prostu nie było wyboru.

-Och, ja sądzę, że to właśnie ty możesz mi pomóc. Czy Bill przypadkiem nie znajduje się pod twoją opieką?

Drgnął nieznacznie, słysząc imię przyjaciela. Zdecydowanie nie podobał mu się sposób, w jaki kobieta wypowiadała imię chłopaka i domyślał się, że w jego salonie zasiada sprawczyni całego cierpienia biorącego właśnie prysznic nastolatka.

-Jeśli tak się sprawy mają, to muszę panią rozczarować. Ani moi rodzice ani ja nie pozwolimy pani zabrać od nas Billa. Niedługo dostanie pani pismo od naszych prawników. Teraz proszę o opuszczenie naszego domu i nie pojawianie się tu. Nigdy.

Wstał ze swojego miejsca, czując narastającą w nim złość. Odwracając się kątem oka zauważył uśmiech satysfakcji na ustach kobiety, jednak uświadomił to sobie zbyt późno.

-Och, doprawdy? Fils. /Synu./

W drzwiach ze spuszczoną głową i mokrymi włosami opadającymi na twarz stał Bill, wpatrujący się uparcie w czubki swoich butów. Dredziarz przez moment zastanawiał się, kiedy chłopak tu w ogóle zszedł ale nie był to czas na takie rozważania. Podszedł do czarnowłosego i ułożył mu dłonie na ramionach, czekając cierpliwie, aż znów będzie mógł spojrzeć w jego brązowe oczy. Gdy to się w końcu stało, uśmiechnął się lekko i wiedział, że nie pozwoli mu odejść.

-Nous allons. /Idziemy./

Dodała kobieta, wstając ze swojego miejsca i stając obok dwójki nastolatków. Pan domu doskonale wyczuł, jak Czarny zaczął drżeć, gdy jego matka znalazła się tak blisko nich. Zmierzył nieproszonego gościa zimnym spojrzeniem i schował Billa za swoimi plecami, łapiąc go za dłoń.

-Nie puszczę Billa z panią. Proszę opuścić nasz dom, zanim zawołam ochronę.

-Och, ochronę? Widzę, że ojciec nie nauczył cię, jak należy traktować swoich gości.

-Owszem, nauczył. Nie chciałbym jednak, żeby musiał bronić własnego syna, za zamordowanie nieproszonego gościa w afekcie.

-Nie byłbyś w stanie, gówniarzu.

-Chce się pani przekonać?

-Bill należy do mnie.

-Bill nie należy do nikogo i zostaje tutaj. Ma pani ostatnią szansę, żeby wyjść stąd jako wolny człowiek a nie w kajdankach. Dla mnie to bez różnicy.

Kobieta jeszcze przez chwilę wpatrywała się w niego, jakby analizując zaistniałą sytuację i zastanawiając się, jaką podjąć decyzję aż w końcu wzruszyła ramionami i bez jakiegokolwiek więcej słowa opuściła domostwo Kaulitz'ów, zostawiając chłopców samych. Tom odetchnął ciężko i odwrócił się do swojego towarzysza, chcąc się upewnić, że wszystko z nim w porządku.

Kilka sekund później dziękował sobie w duchu za szybki refleks, gdy ledwo udało mu się złapać upadającego bez przytomności nastolatka.

Komentarze

Popularne posty