My wonderful nightmare - Rozdział 25


 Chociaż bardzo się przeciwko temu buntowałem, niemożliwym było aby Kageyama zamieszkał razem z nami na stałe - i bardzo mnie ten fakt frustrował. Ani nie mieliśmy dodatkowego pokoju - chociaż nie mieliśmy nic przeciwko temu, ale nikomu się do tego nie przyznaliśmy - ani nie było do niego przystosowane, ani nie zgadzał się na to właściciel. Nie mieliśmy więc wyboru i właśnie w tym momencie, na tydzień przed jego przeprowadzką do nowego mieszkania, staliśmy na środku mojego pokoju i kłóciliśmy się - jakby to powiedział Tanaka - niczym stare małżeństwo. 

-Nie powinieneś mieszkać sam!

-Nie mam pięciu lat, umiem o siebie zadbać!

-Potrzebujesz kogoś do pomocy!

-I tak będziesz pewnie u mnie siedział częściej niż u siebie!

-To nie to samo! Nie będzie mnie tam!

-O co ci chodzi?! Przecież masz u mnie pół szafy i własną poduszkę! Cholera, nawet kupiłem ten kubek, który ci się tak bardzo podobał!

Tym sposobem zamknął mi usta chociaż nie samymi słowami - po prostu byłem w tak wielkim szoku, że przez moment nie byłem w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.

-Co? 

Wydusiłem w końcu ledwo słyszalnie, wpatrując się w niego oczami jak pięć złotych i zastanawiałem się, czy faktycznie usłyszałem to, co myślałem że usłyszałem. 

-Tak! Kupiłem ten kubek, który ci się podobał, żebyś miał swój ulubiony kubek u mnie. Zaplanowałem wszystko tak, żebyś miał u mnie miejsce na swoje rzeczy. Przecież nie zabraniam ci u mnie nocować ani nic.

Wzruszył ramionami pod koniec, przyglądając mi się uważnie ale ja dostrzegłem ten delikatny uśmiech na jego twarzy. Odetchnąłem głęboko bo chociaż faktycznie było mi niezmiernie miło i było to urocze z jego strony, to ja wciąż się martwiłem.

-Co, jeśli znów będziesz miał problemy z kolanem? Wciąż czekają cię operacje. Co, jeśli coś ci się stanie? Nie chcę, żebyś był wtedy sam.

Brunet zwiesił ramiona i zrobił minę, jakby w cale nie miał ochoty na tę rozmowę, chociaż doskonale rozumiał mój punkt widzenia. 

-Wtedy zadzwonię prosto do ciebie. Mam twój numer w szybkim wybieraniu. Poza tym mieszkanie jest dziesięć minut pieszo a znając twoje tempo to będziesz tam w dwie. Nawet pogotowie tak szybko nie przyjeżdża. Uspokoisz się wreszcie? Mieliśmy iść do chłopaków obejrzeć film. 

Przez chwilę milczałem, bijąc się z własnymi myślami i zagryzałem wargę. Nie bardzo wiedziałem, co miałem na to odpowiedzieć. W teorii zaplanowaliśmy wszystko tak, żeby być jak najbliżej niego i móc mu pomóc w każdej chwili. W praktyce wciąż się bałem, że coś się stanie a mnie znowu przy nim nie będzie. Że znowu go zawiodę.

-Idź, zaraz przyjdę.

Odpowiedziałem w końcu cicho i usiadłem na łóżku, przeczesując dłońmi włosy. Usłyszałem ciche potaknienie a potem trzaśnięcie drzwi i zostałem sam. Czułem wzbierające w moich oczach łzy a serce biło mi coraz mocniej - tak bardzo, że to aż bolało. Myśli przelatywały przez moją głowę zbyt szybko, bym mógł się uchwycić jakiejkolwiek z nich na dłużej - chaos przyprawiał mnie o zawroty głowy a płuca dostawały coraz mniej powietrza. Czułem, że się trzęsę, ale nie potrafiłem nic z tym zrobić. Ponieważ było to łatwiejsze, osunąłem się na podłogę z łóżka i skuliłem się w kulkę, zaczynając płakać. Bałem się, że ktoś mnie usłyszy więc na tyle na ile mogłem, starałem się być jak najciszej. Jednak nie potrafiłem tak do końca nad sobą panować a to wszystko, co się właśnie działo - przytłaczało mnie i obezwładniało. Miałem wrażenie, że zwariuję ale nie chciałem nikogo prosić o pomoc. Nie miałem przecież powodu się tak zachowywać. Nie miałem powodu, by tak się czuć. Nie potrzebowałem pomocy. Nie w tym momencie i nie w tej sytuacji.

A mimo to przed oczami miałem coraz to nowe obrazy - Kageyamy w szpitalu, Kageyamy gdy nie mógł wstać z łóżka, bo rozbolała go noga, Kageyama gdy po lekach wymiotował przez pół dnia. To wszystko, przez co przeszliśmy przez ostatnie tygodnie i co przyprawiało mnie o dreszcze gdy myślałem o tym, że brunet miał zamieszkać sam. I odbierało mi to resztki oddechu.

-Dlaczego?

Sam nie wiem, czy ten słaby, płaczliwy szept faktycznie opuścił moje gardło, czy było to jedynie wytworem mojej wyobraźni. Jednak dlaczego? Dlaczego to właśnie jemu się to przydażyło? Dlaczego go przed tym nie ochroniłem? Dlaczego to ja nie mogłem być na jego miejscu zamiast niego? Dobrze zdawałem sobie sprawę, że pytania te i wątpliwości były absurdalne, jednak nie potrafiłem przestać się obwiniać i czuć się tak potwornie bezużyteczny. 

Nie mam pojęcia, ile tak siedziałem, jednak w końcu byłem w stanie zapanować nad łzami a płuca pozwoliły mi na wzięcie głębszego wdechu. Mimo, że bezgłośny szloch wstrząs od czasu do czasu mną targał, byłem już o wiele lepiej opanowany niż jeszcze chwilę temu. Otarłem twarz dłońmi i spojrzałem przed siebie zapuchniętymi od płaczu oczami, analizując całą tę sytuację. Moje absurdalne obawy i przeczucia nie są podstawą, żeby cokolwiek z naszych ustaleń zmieniać. Nie miałem więc już na nic wpływu, z resztą na większość z tych rzeczy sam się zgodziłem. 

Wiedząc, że nie mogę się tak pokazać w salonie, wspiąłem się na łóżko gdzie zakopałem się pod kołdrę i odwrócony twarzą do ściany po prostu leżałem, nie myśląc o niczym szczególnym i jednocześnie nie będąc na tyle zmęczonym, by w ogóle zasnąć. Ledwo zarejestrowałem, gdy jakiś czas później drzwi się otwarły i ktoś cicho starał się wejść do pokoju - chociaż chodząc o kulach nie było to zbyt proste. Materac za mną ugiął się, jednak nawet nie drgnąłem, nawet czując dużą dłoń na moim ramieniu.

-Shoyo? Wszystko okay?

Zawahałem się. Jeśli odpowiem, może mi się głos zachwiać ale jednak nie mogłem go zignorować. Wiedząc, że w półmroku może jako tako dostrzec moją twarz, spróbowałem się lekko uśmiechnąć.

-Tak. Po prostu nagle poczułem się strasznie zmęczony.

-Zmęczony? Ty? Nasza kulka energii?

-Tak bywa.

Przez chwilę panowała między nami cisza i zastanawiałem się, czy domyślił się, że kłamię. Usłyszałem jakiś ruch a w chwilę później poczułem, jak wślizguje się pod kołdrę i przytula mnie od tyłu, całując krótko w kark, od czego przeszedł mnie lekki dreszcz wzdłuż kręgosłupa.

-Śpij. 

Poprosił cicho a ja rozkoszowałem się jego zapachem, kóry niestety nie koił moich nerwów i mimo wszystko - długo jeszcze nie mogłem zasnąć.

Komentarze

Popularne posty