Zemsta - Rozdział 4
Czarnowłosa dziewczyna siedziała na parapecie w szkole i czytała opartą o kolana książkę, nie zwracając uwagi na wpadające jej do oczu włosy. W uszach miała słuchawki i zdawała się kompletnie odciąć od zewnętrznego świata, korzystając z długiej przerwy. W pewnym momencie poczuła silne uderzenie w ramię a gdy spojrzała w bok, zauważyła opadającą właśnie na ziemię piłkę. Wyciągnęła z uszu słuchawki i rozmasowała sobie bolące miejsce, rozglądając się za właścicielem przedmiotu.
-Przepraszam, to niechący.
Powiedział chłopak, którego kojarzyła z zajęć chóru. Rok starszy, trzymający się raczej na uboczu - teraz uśmiechał się szeroko i podchodził do niej po swoją zgubę, odprowadzany wzrokiem roześmianej grupki przyjaciół. Dziewczyna lekko odwzajemniła uśmiech i na powrót oparła się o ścianę, wracając wzrokiem do swojej książki.
-Nic się nie stało.
Myślała, że to już koniec konwersacji i już miała włożyć słuchawki z powrotem do uszu, jednak powstrzymały ją kolejne słowa starszego ucznia.
-Zawsze tu spędzasz przerwy, prawda? Widziałem cię już kilka razy. Może chcesz posiedzieć z nami?
Zielone oczy z zaskoczeniem spojrzały na wciąż uśmiechającego się do niej bruneta. Przez chwilę analizowała jego słowa, nim westchnęła w końcu ciężko i opuściła dłoń, w której trzymała słuchawki.
-Sama nie wiem... raczej nie jestem zbyt towarzyska.
Przyznała, na co odpowiedział jej śmiech, chociaż nie do końca rozumiała, z czego brunet w ogóle się śmieje. Czekała więc, co powie jako następne.
-Spokojnie, jak chodzi o dziwaków to jesteśmy tą grupką dziwnych dzieciaków w tej szkole. Wpasujesz się idealnie.
Konwersację przerwał im dzwonek, więc dziewczyna spuściła nogi z parapetu i zaczęla chować swoje rzeczy do szkolnej torby.
-Jestem tu na każdej przerwie. Nie pogardzę waszym towarzystwem, jeśli chcecie. Do później.
Powiedziała bardziej od niechcenia aniżeli naprawdę licząc na szybkie, ponowne spotkanie. Była więc bardzo zaskoczona, gdy na kolejnej przerwie, gdy właśnie otwierała swoją książkę, siedząc już wygodnie na swoim ulubionym parapecie, otoczyła ją grupka spotkanych wcześniej osób.
-Hej, wróciliśmy, tak jak się umawialiśmy.
Przywitał się brunet, najwyraźniej będąc swoistym liderem ich grupy i przysiadł się u stóp nastolatki, opierając plecy o zimną szybę.
-Ja jestem Dane. To są Veronica, Edward i Marc.
Przedstawił wszystkich po kolei, chcąc najwyraźniej w jakikolwiek sposób wciągnąć czarnowłosą w ich grupę. Dziewczyna odłożyła zamkniętą książkę na kolana i nerwowym ruchem odgarnęła włosy za ucho, zastanawiając się, dlaczego w ogóle pozwoliła się wpakować w taką sytuację. Chociaż czuła się bardzo samotna, ceniła sobie święty spokój i świadomość, że nie ma prawie nikogo, kto mógłby ją skrzywdzić.
-Alice.
Odpowiedziała w końcu, słysząc ciche powitania od wszystkich i po chwili już przysłuchiwała się ich wesołej paplaninie, chociaż sama nie brała w niej udziału. Słuchała ich jednak z uwagą, uświadamiając sobie po jakimś czasie boleśnie, że w sumie to im zazdrości. Mają siebie i wydają się być na prawdę zgraną paczką przyjaciół. Byli sobie bliscy i... mogli być po prostu sobą. W duchu wzruszyła jednak ramionami, tłumacząc sobie po prostu, że nie każdemu jest to dane.
-Widziałaś ten film?
Z zaskoczeniem zorientowała się, że pytanie skierowane było tym razem do niej. W zakamarkach umysłu próbowała odnaleźć w myślach temat, na który najwyraźniej jej nowi znajomi rozmawiali już dłuższą chwilę i wręcz odetchnęła z ulgą, gdy ją olśniło.
-Tak, niezbyt mi się podobał. Główny aktor kompletnie nie odegrał roli, którą dostał.
Skomentowała, co spotkało się z uznaniem ze strony grupy i po chwili znów po prostu słuchała ich wesołej paplaniny, nim kolejny dzwonek rozdzielił ich aż do następnego dnia. Wtedy, wracając do domu dwie godziny później zastanawiała się, czy może to pierwszy krok, by faktycznie zdobyć nowych przyjaciół? I chociaż bardzo odsuwała od siebie tę myśl, nic nie mogła poradzić na kwitnącą w jej sercu nadzieję.
Komentarze
Prześlij komentarz