Happy Ever After - Rozdział 3
Oczywiście, nic co dobre nie trwa wieczne i chociaż dopiero zaczynałem moją podróż przez ścieżkę dorosłego życia, musiałem się o tym w końcu przekonać. I to w dość bolesny sposób.
Miłość kwitła i można było to zauważyć wszędzie dookoła, ale oczywiście najbardziej skupiałem się na moim związku z Kageyamą. Było niemal magicznie i nie zawahałbym się powiedzieć, że z każdym dniem zakochiwałem się w nim coraz bardziej. Jak miałem się nie zakochiwać co rano na nowo w tym chłopaku? Czuły i opiekuńczy a jednocześnie umie się wydrzeć, czasem się pobijemy ale szybko się godzimy a koniec końców leży nam tylko na sercach dobro tego drugiego. Czego więcej chcieć? Koledzy z Karasuno nawet trochę się już podśmiechiwali i pytali się nas kiedy ślub, co kwitowaliśmy śmiechem. Co prawda nie chciałem się do tego przyznać, ale czasem o tym myślałem. Prawdopodobnie jest to spowodowane tym, że całe życie zajmowałem się - i wciąż czasem zajmuję! - moją młodszą siostrą, ale od dawna myślałem na temat tego, jak chciałbym aby wyglądał mój ślub. Tyle że zanim uświadomiłem sobie, co tak na prawdę czuję do Tobio, zawsze wyobrażałem sobie jakąś piękną kobietę, która stanie na ślubnym kobiercu tuż obok mnie. Od momentu gdy się zeszliśmy, temat ten o wiele bardziej się skomplikował. Ale to nie znaczy, że w cale o tym nie myślałem, bo wtedy musiałbym skłamać.
Niestety nie dało się uniknąć dość przykrego faktu, że wzięcie ślubu przez parę homoseksualną w Japonii jest trudne - o ile nie niemożliwe. Myślałem więc o innych opcjach, o krajach w których mogliśmy bez problemu urządzić nasz ślub i wesele. Nigdy jednak nie przyznałem się do tego na głos. Po prostu czasem przed snem myślałem o tym, że gdy w końcu wejdziemy na szczyt naszej siatkarskiej kariery zdecydujemy się założyć rodzinę i weźmiemy ślub. Zaadoptujemy kota i psa, bo przecież to będzie wtedy idealna rodzina a jeśli się uda i będziemy chcieli to może nawet postaramy się o adopcję dziecka lub dwójki - jako starszy brat nie mogłem sobie wyobrazić, żeby moje dziecko miało być jedynakiem. Nie miałem też zamiaru na razie przyznawać się Kageyamie do moich marzeń. Bo właśnie tym one były - marzeniami, do których jeszcze niezmiernie daleka droga i nie chciałem zaprzątać mu tym głowy. Poza tym chociaż to cholernie głupie to trochę bałem się, że mogę się tym przed nim ośmieszyć. Widział mnie w tak wielu różnych i żenujących sytuacjach a ja bałem się poruszyć z nim tak przyziemny temat, jak małżeństwo.
Rozmyślałem o tym na lekcji i nawet nie zorientowałem się, jak godzina dobiegła końca a nasz profesor opuścił już aulę. Nie musiałem się jednak o to martwić, bo kolejne zajęcia mieliśmy mieć również tutaj - mieliśmy kilka zajęć, które potrzebowały specjalistycznych przyrządów a przemieszczanie ich z jednej auli do drugiej było zbyt kłopotliwe, więc czasem nawet trzy różne lekcje z rzędu mieliśmy w jednej sali. Żaden alarm nie bił mi więc z tyłu głowy, że muszę pędzić na inne piętro albo gdziekolwiek indziej, więc nawet się tym nie przejmowalem. Pogrążałem się więc w moich marzeniach, gdy nagle poczułem jak ktoś odsuwa mnie na krześle i o mało nie przywaliłem szczęką w moje biurko - opierałem właśnie brodę na dłoni i dziękuję wszystkim świętością za mój refleks, bo inaczej już straciłbym zęby. Spojrzałem zdezorientowany na stojącego przede mną chłopaka i jakoś kątem oka zauważyłem, że za mną stoi jeszcze dwóch kolejnych chłopaków. Kojarzyłem ich tylko z widzenia. Wiedziałem, że jestem z nimi na jednym kierunku ale nie mogłem zapamiętać imion większości moich kolegów z klasy. No cóż mogłem poradzić, nie mam zbyt dobrej pamięci.
-No co tam, księżniczko?
Usłyszałem szyderstwo i od razu się skrzywiłem. Nie musiałem pytać żeby zorientować się, że to jeden z naszych prześladowców. Czasem zdarzało się, że w mojej torbie lądowały złośliwe liściki ale nic sobie z tego nie robiłem. Teraz dałbym sobie rękę uciąć, że chociaż jeden napisany został właśnie przez stojącego nade mną chłopaka.
-Księżniczka chyba straciła głos. A może za dużo obciągała i gardziołko ją boli?
Naśmiewali się ze mnie ale nie ruszało mnie to. Co prawda kompletnie nie rozumiałem, dlaczego ktoś w ogóle miałby się interesować związkiem dwójki obcych mu osób albo rzucać takie teksty, ale nie wchodziłem w szczegóły. Suga powtarzał, że takich ludzi nigdy nie da się zrozumieć, więc mu wierzyłem. Nigdy jeszcze mnie nie okłamał.
-Albo została tak wypieprzona, że zdarła sobie gardło.
Rzucił tym razem któryś z tyłu a cała trójka znowu zarechotała. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na nich z jakimś takim... współczuciem? Chyba tak. Bo w sumie było mi ich żal. Nie byli zakochani i nie mieli nikogo, kto ich kochał w taki sposób, w jaki ja kochałem Kageyamę a on mnie. Nic dziwnego, że nie mogli zrozumieć jak odurzającym uczuciem jest miłość. Niestety to był mój pierwszy błąd. Nim się zorientowałem, zostałem zdzielony z otwartej dłoni w twarz.
-Nagrabiłeś sobie, zboczeńcu. Radziłbym ci nie chodzić samemu po zmroku.
Syknął jeszcze na odchodne widząc, że kolejny z naszych profesorów wchodzi do sali i cała trójka ode mnie odeszła. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo szybko biło w tym momencie moje serce. Mój mózg jednak dawał mi sygnały. Jestem w niebezpieczeństwie.
Komentarze
Prześlij komentarz