Zapisane w gwiazdach - Rozdział 4
Zasypiając tego wieczora zastanawiałem się nad tym, co wydarzyło się podczas całego tego dnia. Szczególnie interesujący wydawał mi się fakt, że od rana w ogóle nie słyszałem już tamtego damskiego głosu. Nie kazał mi już nikogo szukać. Zastanawiałem się, czy to z powodu natłoku wydarzeń czy też dlatego, że już tę osobę znalazłem. Niestety - odpowiedzi jak zwykle nie znałem.
***
-Williamie. Sir Thomas już na ciebie czeka.
Spojrzałem na stojącą nade mną kobietę i zorientowałem się, że w ręku trzymam książkę. Zamknąłem ją z cichym trzaskiem i odłożyłem na stolik obok mnie, po czym podniosłem się ze swojego miejsca. Na dźwięk tego imienia moje serce zaczęło bić mocniej i czułem, że ten cały Sir Thomas jest kimś specjalnym w moim życiu.
-Zaprowadzisz mnie?
Poprosiłem i podążyłem za panią, która jeszcze skinęła głową w ramach zgody i poszła przodem. Po drodze zerknąłem na moment w stojące przy drzwiach lustro. Miałem krótko ścięte, czarne włosy i byłem ubrany jak w jakiejś wiktoriańskiej epoce, a przynajmniej z tym kojarzył mi się mój ubiór. Westchnąłem cicho i przełknąłem rosnącą gulę w gardle, która nie wiem kiedy się tam pojawiła. Zszedłem na dół po schodach za tą kobietą aż w pewnym momencie przystanęła i jednym z pokoi i gestem dłoni pokazała, abym tam wszedł. Zrobiłem, jak kazała i zamarłem. Zauważyłem stojącego tyłem do mnie młodego mężczyznę. Jeszcze nie widziałem jego twarzy ale już wiedziałem, że go kocham.
-Thomas.
Wyszeptałem ale to wystarczyło, by chłopak zwrócił na mnie swoją uwagę. Tak, jak się spodziewałem - jego twarz była dokładnie tak piękna, jak myślałem. Zakłócał ją jednak niepokój, który się na niej malował i bił od całej jego postawy.
-William. Williamie, musimy porozmawiać, proszę.
Zaskoczyła mnie desperacja i strach przeplatający się z ekscytacją, które brzmiały w jego głosie. Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia, co się dzieje.
-Oczywiście.
Usiedliśmy na kanapie a Thomas ujął swoje dłonie w moje i spojrzał mi głęboko w oczy. Zastanawiałem się, jaka kwestia aż tak go poruszyła ale postanowiłem po prostu czekać. Byłem pewien, że zaraz wszystko się wyjaśni.
-Poczyniłem pewne poszukiwania w sprawie, o której od jakiegoś czasu rozprawialiśmy, Williamie. O naszej teorii, jakoby nasze dusze były odwiecznie ze sobą połączone i za każdym razem muszą się odnaleźć w tym szalonym świecie.
Mimo że nie miałem pojęcia, o czym on mówi, potaknąłem. Czułem, że powinienem znać przebieg tamtej rozmowy, jednak nic mi nigdzie nie dzwoniło.
-Myślę, że możemy mieć rację. Myślę... myślę, że nasze dusze w tym życiu również odnalazły się po raz kolejny w historii ludzkości. Dusza jest nieśmiertelna, Williamie. Dlatego wiemy, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Bo nasze dusze już się znają.
Nie wiedziałem, co mam mu na te rewelacje odpowiedzieć. Chociaż mówił składnie i logicznie, nie potrafiłem odnaleźć sensu ani zaczątku tej rozmowy.
-Byliśmy sobie pisani, William. Jestem tego pewien.
Wyszeptał a ja zatonąłem w ciepłym spojrzeniu jego ciemnych oczu.
***
Obudziłem się ze zroszonym potem czołem i z mocno bijącym sercem a płuca nie mogły złapać tchu. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że na zewnątrz dopiero świta. Zamknąłem na moment oczy, by się uspokoić, po czym sięgnąłem po telefon. 04 w nocy. Nie było sensu wracać do spania, o 6 miałem budzik a po takim śnie zdecydowanie nie dałbym rady zasnąć. Wstałem więc ze swojego łóżka i najciszej jak umiałem zebrałem swoje rzeczy, żeby tylko nie obudzić swojego współlokatora. Zaniosłem kurtkę i plecak do świetlicy, żeby nikomu nie walał się pod nogami, po czym skierowałem się do łazienki i niedługo później wszedłem pod ciepły strumień wody. Potrzebowałem się zrelaksować i miałem nadzieję, że gorący prysznic mi w tym pomoże.
Zastanawiał mnie cały czas ten sen. Sen albo raczej wspomnienie, bo było to zbyt realne jak na sen. Westchnąłem cicho i przypomniałem sobie słowa Sir Thomasa. "Nasze dusze już się znają." Czy to w ogóle mogło być możliwe? W takim razie reinkarnacja byłaby jedyną słuszną wiarą... znaczy nie wiarą ale no, zabrakło mi słowa.
Wyszedłem spod prysznica i wysuszylem szybko włosy, po czym przebrałem się w moje ukochane, czarne rurki, które cudownie podkreślały moje długie nogi, czarny T-shirt z białymi i czerwonymi napisami, po czym ułożyłem włosy i wrociłem do świetlicy. Czułem się dzisiaj średnio przez ten dziwny sen-wspomnienie i potrzebowałem założyć ciuchy, w których będę czuć się dobrze przez cały dzień. W świetlicy zarzuciłem na ramiona jeszcze czarną, rozpinaną bluzę z kapturem i założyłem moje ukochane, czarne trampki na grubej podeszwie. Wziąłem znowu telefon do ręki i przekląłem pod nosem gdy zauważyłem, że uwinąłem się ze wszystkim w zaledwie 35 minut. Miałem nadzieję, że zeszła mi przynajmniej godzina.
Ponieważ nie miałem za specjalnie co robić, zostawiłem na drzwiach pokoju Marty karteczkę, że już wyszedłem i opuściłem sierociniec, mając zamiar przejść się chociaż kawałek na dworzec. Rzeźkie powietrze rozbudziło mnie i dobrze mi się tak szło, słuchając muzyki i będąc sam na sam ze swoimi myślami. W końcu jednak dotarłem na dworzec a zegar wybijał 5:30. Skoro i tak musiałem jechać do Hannover, postanowiłem wsiąść w następny pociąg i miałem farta, bo ledwo zdążyłem. Zatopiony we własnych myślach i muzyce ledwo się zorientowałem, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Myśląc, że to Marta odebrałem, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
-Hej, Bill. Śpisz?
-Nie.
Odpowiedziałem chociaż ledwo udało mi się ukryć zaskoczenie, że dzwoni do mnie Tom. Poznałem go dopiero wczoraj a tu dzwoni do mnie z samego rana, o 7:30.
-Super. Możemy się spotkać przed szkołą? Zapraszam na śniadanie.
Już miałem się odezwać ale postanowiłem, że zapytam się dopiero, gdy się spotkamy i sam do siebie potrząsnąłem głową.
-Mogę być na dworcu za jakieś pół godziny.
-Okay. Będę tam za jakieś 20 minut. Poczekam pod księgarnią, dobra?
-Jasne. Cześć.
Zastanawiało mnie, dlaczego tak popularny chłopak dzwoni do mnie, osoby którą ledwo zna, a najwyraźniej potrzebował czyjegoś towarzystwa. Przecież miał dość przyjaciół, którzy chętnie przybiegliby na jego wezwanie. Przez myśl przeszło mi nawet, że może coś dla mnie szykował i miał to być jakiś okropny żart, ale szybko odrzuciłem ten pomysł. To kompletnie nie pasowało mi do niego i miałem nadzieję, że faktycznie nic takiego się nie stanie.
Wysiadłem na dworcu w Hannover i rozejrzałem się dookoła. Wiedziałem, że wczoraj mijałem księgarnię, idąc w kierunku wyjścia z dworca. Nie chciałem jednak żeby Tom dowiedział się, że przyjeżdżam do szkoły aż z Hamburga, bo to spowodowałoby pytania, na które na razie nie chciałem odpowiadać. Odwróciłem się więc w przeciwnym kierunku i postanowiłem wyjść drugim wyjściem a potem wejść na dworzec od poprawnej strony i spotkać się z Tomem pod księgarnią. Jak postanowiłem, tak zrobiłem, po drodze zgubiłem się ze dwa razy ale w końcu zauważyłem znajomą postać opartą o ścianę obok księgarni i z nosem utkwionym w telefonie, więc szybko do niego podszedłem.
-Hej.
Tom od razu odłożył telefon do kieszeni a na jego twarz wpłynął ciepły uśmiech, gdy tylko mnie zobaczył. Z jakiegoś powodu zrobiło mi się przez to strasznie miło.
-Cześć. Dzięki, że tak szybko przyjechałeś i wybacz, że tak cię ścigam z samego rana.
-Nie ma sprawy, i tak nie spałem. Byłem na spacerze.
Nie do końca mijałem się z prawdą, więc nie miałem problemu z takim naginaniem rzeczywistości. Tom pokiwał głową i wskazał na wyjście.
-Chodźmy najpierw do tej kawiarni, głodny jestem. Aha i nie martw się o kasę, ja stawiam.
-Dzięki.
Szliśmy ramię w ramię, chociaż to Dredziarz prowadził a ja zastanawiałem się, o czym on może chcieć ze mną porozmawiać. Bo że o czymś chciał porozmawiać, wiedziałem na pewno.
W końcu dotarliśmy do uroczej, niewielkiej kawiarenki niedaleko dworca i zajęliśmy jeden ze stolików w rogu pomieszczenia, żeby mieć jak najwięcej prywatności. Powitani przez przemiłą kelnerkę dostaliśmy do rąk karty i zaczęliśmy je przeglądać, chociaż szczerze mówiąc - wolałem już zacząć naszą rozmowę.
-Wezmę cappuccino i drugi zestaw śniadaniowy z ciemnym chlebem i truskawkową marmoladą.
Usłyszałem Toma i zauważyłem stojącą nad nami kelnerkę, która klikała coś na tablecie. Przełknąłem szybko ślinę i zdecydowałem w mgnieniu oka.
-Poproszę mocchę i słodki zestaw śniadaniowy. Potrzeba mi cukru.
Powiedziałem pierwsze, co mi przyszło do głowy i oddałem kobiecie kartę, po czym spojrzałem na Toma. Zdecydowanie mogłem stwierdzić, że jego mózg pracuje na najwyższych obrotach, szukając odpowiednich słów.
-Dobra powiedz, czemu chciałeś się spotkać o 8 rano? Lekcje mamy dopiero o 10.
Pominąłem fakt, że do kogokolwiek by nie zadzwonił - każdy zgodziłby się z nim spotkać. Do tej pory już zdołałem zauważyć, że jest w szkole bardzo poważany i niemal każdy jest na jego skinienie. Dodatkowo dowiedziałem się, że ma bogatych rodziców i kupę forsy, więc każdy chciał się móc z nim przyjaźnić, żeby chociaż na chwilę zasmakować jego bogactwa. Oczywiście, że nie miałem kasy i sama myśl o tym, że mógłbym być tak obrzydliwie bogaty jak on była ekscytująca - ale nauczyłem się już, że w życiu nie ma tak dobrze. Po prostu te kilka osób na świecie ma farta i tyle.
Dredziarz uśmiechnął się niezręcznie i uciekł wzrokiem przez co wiedziałem, że trafiłem w sedno.
-Nie mogłem spać i... Jeny, jak to głupio brzmi.
-Co takiego?
-Ja... miałem silne przeczucie, że muszę się z tobą spotkać.
Zaskoczył mnie tym stwierdzeniem, to muszę przynać. Z dalszymi pytaniami musiałem jednak chwilę poczekać, bo w tym momencie postawiono przed nami zamówione napoje. Tom upił łyk, po czym zaczął grzebać za czymś w swoim plecaku.
-Możemy wyjść przed kawiarnię? Muszę zapalić.
Poprosił i zauważyłem paczkę papierosów w jego dłoni. Skinąłem głową i wyszliśmy razem, siadając ramię w ramię na ławeczce i poczęstowałem się papierosem od Toma. Paliłem kilka razy w życiu ale nie byłem nigdy nałogowym palaczem. Zaciągnęliśmy się wspólnie dymem i odetchnęliśmy z ulgą.
-Więc? O co chodzi?
Ponagliłem go czując, że Dredziarz się waha i jeśli niczego nie zrobię, to wypalimy całą paczkę, zanim on się w ogóle odezwie. Tom zaśmiał się cicho i czułem, jak rzucił mi szybkie spojrzenie.
-Sam nie wiem. Po prostu czułem, że muszę cię zobaczyć, więc do ciebie zadzwoniłem.
-Ale twoje przeczucie musiało się skądś wziąć.
-Też racja... Chociaż sam nie do końca wiem, skąd.
Przez chwilę panowała między nami cisza, podczas której wypalaliśmy dalej fajki, patrząc na wprost przed siebie, na powoli wypełniającą się życiem i ludźmi ulicę.
-To głupie. Spotkaliśmy się wczoraj a ja mam dziwne przeczucie, jakbyś był kimś ważnym. Dziwne, prawda?
Chociaż jego słowa mnie zaskoczyły, starałem się nie dać tego po sobie poznać. Najpierw wzruszyłem ramionami i nie powiedziałem nic, ale w rzeczywistości szukałem po prostu odpowiednich słów.
-Czasem mijasz kogoś na ulicy i już wiesz, że to ktoś ważny dla ciebie. To nie jest dziwne. Raczej normalne. Dziwne jest to, że zbyt często ignorujemy to uczucie, Tom.
-Więc to w porządku?
-Jak najbardziej. Z resztą też zdążyłem cię już polubić, więc nie martw się.
Przez chwilę nie wydarzyło się nic a potem poczułem obejmujące mnie ramiona. Przyjemne ciepło mnie otuliło a delikatny zapach perfum przyprawił mnie o zawroty głowy. Zaskoczyło mnie to, że tak po prostu mnie przytulił ale... Po chwili wahania sam się do niego przytuliłem, co okazało się być bardzo relaksujące i spodobało mi się. Raczej nie jestem przyzwyczajony do pieszczot i nie do końca wiedziałem, jak mam się zachować ale... chyba tak było w porządku. Taką przynajmniej miałem nadzieję.
Komentarze
Prześlij komentarz