Can I trust you? - Rozdział 4
Wróciłem do domu w środku nocy - jak codziennie ostatnio - dzisiaj jednak miałem nadzieję, że Eren już od dawna śpi snem sprawiedliwych. Przez te niemal dwa tygodnie, podczas których mieszkalem razem z tym zagubionym i osieroconym szczeniakiem, chłopak bardzo dużo pomagał mi w obowiązkach domowych i mogłem mu zaufać, gdy chodziło o sprzątanie czy przygotowywanie posiłków. Dużo też czytał i dowiadywał się nowych rzeczy o świecie, w którym się teraz znalazł a którego w zasadzie jeszcze w ogóle nie spał. Niestety z powodu jego problemów z oddychaniem naszym powietrzem dużo również spał i musiałem przyznać, że nigdy tak bardzo nie pragnąłem zastać go śpiącego, jak w tym momencie. Otworzyłem ostrożnie drzwi i zajrzałem do rozjaśnionego światłem świecy dużego pokoju, w którym znajdowały się salon, kuchnia i przedpokój. Moje serce zabiło mocniej na widok światła ale wciąż nie traciłem jeszcze nadziei.
-Czemu się tak zakradasz?
Usłyszałem ciche pytanie niedaleko mnie i gdy spojrzałem w głąb pomieszczenia zauważyłem wpatrujące się we mnie z zaciekawieniem, zielone oczy. Po jego twarzy widziałem, że jest trochę zaspany i nie mogłem go za to winić - było późno i trzeba było jakoś zregenerować siły. Westchnąłem cicho zrezygnowany i po prostu wszedłem, zamykając za sobą drzwi. Na jego jeszcze wciąż dziecięcym obliczu od razu wykwitło przerażenie i dopadł do mnie najszybciej, jak mógł.
-Boże, Levi... co ci się stało?
Zapytał i poprowdził mnie do krzesła przy kuchennym stole - zupełnie, jak ja poprowadziłem jego kilka dni wcześniej - po czym pobiegł po apteczkę, z którą wrócił w przeciągu kilku sekund. Przyklęknął przy mnie i zaczął w niej grzebać, szukając odpowiednich rzeczy.
-Proszę, zdejmij spodnie.
Chociaż czułem się z tym trochę dziwnie to wiedziałem, że chłopak ma rację. Niechętnie ale jednak zdjąłem z tyłka spodnie i usiadłem na zimnym drewnie, sycząc przy tym cicho. Rana na nodze wciąż mi krwawiła i wkurzało mnie to, jak bardzo mnie bolała.
-Poradzę sobie z tym.
Oznajmiłem gdy zauważyłem, jak chłopak nawleka nić na igłę, ale pokręcił głową. Nachylił się znowu nad apteczką i wyciągnął środek odkażający i waciki.
-Ojciec uczył mnie pierwszej pomocy, umiem zszywać rany.
Po tym jak to powiedział musiałem zacisnąć zęby, gdy zaczął oczyszczać mi ranę i przyglądał jej się z bardzo bliska. Piekło jak cholera, ale co mogłem na to poradzić - musiałem to jakoś przetrzymać.
-Rana nie jest zbyt głęboka, kilka szwów powinno wystarczyć.
Stwierdził w końcu i sięgnął po igłę z nicią, a ja przyglądałem się każdemu jego ruchowi. Chociaż widziałem, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada delikatnie o wiele szybciej niż u kogokolwiek, kogo znam, to jego ręce ani trochę nie drżały. Zupełnie, jakby robił to w przeszłości wiele razy, w co jakoś irracjonalnie wątpiłem.
-Tak właściwie, ile masz lat?
Zapytałem w końcu, bo bardzo mnie to zastanawiało. Miał wciąż bardzo dziecinną i niewinną twarz, ale często zachowywał się i mówił jak dorosły. W dodatku miałem okazję zobaczyć już kilkukrotnie jego wysportowane ciało i musiałem przyznać... nie spodziewałem się, żeby jakiś dzieciak miał aż tak dobrze zbudowane mięśnie. Jeszcze przed zesłaniem tutaj musiał regularnie ćwiczyć.
-Dziewiętnaście.
Mruknąłem cicho i syknąłem, gdy wbił po raz pierwszy igłę w moją skórę i zaczął zszywać ranę. Na zmianę zaciskałem dłonie w pięści i rozluźniałem je zastanawiając się, ile razy w życiu będę musiał jeszcze się zszywać? Pewnie sporo zwracając uwagę na to, co robię żeby zarobić na życie. No cóż, nie ma na to rady. Dużo ważniejszy był dla mnie fakt, że pomiędzy mną a Erenem było całe piętnaście lat różnicy. Co prawda jego ojcem raczej być nie mogłem, ale mogłem być jego starszym bratem.
-Gotowe. Wybacz, że tak bolało, ale nie masz tu nic do znieczulenia.
Zamrugałem kilkukrotnie gdy go usłyszałem i przyjrzałem się zszytej ranie na mojej nodze. Faktycznie już skończył i nie mogłem uwierzyć że zamyśliłem się na tyle, żeby tego nie zauważyć. Wciągnąłem zakrwawione i zniszczone spodnie na tyłek, nie chcąc siedzieć tu w samych bokserkach i opadłem zmęczony na krzesło. Ostatnimi czasy zdecydowanie za mało sypiałem.
-Dzięki. A co do znieczulenia, nie jest łatwo je zdobyć i jest bardzo drogie. Niewielu ludzi wie, jak je przygotować.
-Ja wiem.
Spojrzałem na chłopaka w takim szoku, że kolokwialnie mówiąc niemal opadła mi szczęka. Przez moment zastanawiałem się nawet, czy przypadkiem się nie przeslyszałem ale wyglądało na to, że mówił poważnie, co trochę mnie zastanowiło.
-Umiesz przygotować środek znieczulający?
-Cóż, w roli znieczulenia miejscowego najlepiej sprawdza się lidokaina, tutaj jednak jej raczej nie uda mi się zdobyć. Imbir i kozłek lekarski powinny być odpowiednią mieszanką. Gdybym zdobył chociaż trochę, mógłbym przygotować odpowiedni roztwór... co prawda nie zlikwiduje bólu kompletnie, ale chociaż trochę go złagodzi. Wątpię, żeby udało się tu zdobyć korę wierzby białej lub hakorośli, może chociaż z kurkumą nie byłoby zbyt dużego problemu... Jiaogulan przydałby się w domu, ale brak tu Słońca, wiec nie będzie chyba rósł... a szkoda, bo eliminowałby twoje bóle głowy...
Słuchałem go tak w milczeniu zastanawiając się, jakim cudem ten dzieciak się tego wszystkiego nauczył i zacząłem gorączkowo myśleć. Być może strażników udałoby mi się przekupić, żeby dsotać trochę kurkumy, imbiru i tego całego... kozłeka czy coś lekarskiego. Westchnąłem cicho i rozmasowałem sobie kark. Usłyszałem cichy syk odpalanej zapałki, a po chwili poczułem przyjemny zapach jakiegoś zioła. Wydawał mi się bardzo znajomy a jednocześnie nie potrafiłem go do niczego przypisać.
-Co to?
-Zrobiłem roztwór z melisy i go ogrzewam świeczką. Miałeś ciężki dzień, powinieneś odpocząć. Melisa jako herbata i jako aromaterapia ma działanie uspokajające i odprężające.
Wyjaśnił cicho a ja odchyliłem się lekko na krześle i zerknąłem na spowitą w poblasku świecy twarz chłopaka. Nie sądziłem, że mieszkanie z kimś może być aż takie pożyteczne i przyjemne, ale najwyraźniej w cale się nie pomyliłem pozwalając mu tu zostać.
-Swoją drogą, dobrze ci się śpi na tej kanapie? Jest chyba dość twarda, rzadko jej używam.
Chłoapk wzruszył ramionami w odpowiedzi i zalał herbatę wrzątkiem, parząc mój ulubiony napar. Nim się obejrzałem, rumiankowa herbata wylądowała tuż przede mną i mogłem zaciągnąć się jej przyjemnym aromatem.
-Czytałem, że w Podziemiu jest wiele chorób.
-To prawda. Nie mamy dobrego dostępu do leków.
-Istnieje kilka naturalnych antybiotyków. Mógłbym spróbować też stworzyć penicylinę, może by to coś pomogło.
-Peni... co?
Zapytałem głupio i odwróciłem się do chłopaka, który był jakby zamyślony w swoim własnym świecie. Fascynowało mnie to a jednocześnie nie wiedziałem, w jaki sposób chciałby to coś stworzyć.
-Penicylinę. Podstawowy antybiotyk. Leczy wiele chorób bakteryjnych.
-Może pomóc ludziom?
-Owszem, penicylina jest w stanie wyleczyć większość chorób. Ale to skomplikowany i długotrwały proces...
-Czego by ci było potrzeba?
W tym momencie byłem autentycznie zaciekawiony. Od czasu do czasu pojawiały się u nas istne pandemie i wielu ludzi umierało od niby zwykłego przeziębienia. Gdyby tylko istniała szansa, żeby im pomóc...
-Cóż, tego jeszcze nie wiem. Musiałbym przypomnieć sobie całą historię wynalezienia penicyliny i wymyślić, jak ją sporządzić w tych warunkach, jakie mamy. Ale może... może jakoś by się udało...
Nie byłem pewien, co o tym myśleć. Z jednej strony byłoby to genialne i moglibyśmy na tym sporo zyskać a z drugiej... bałem się, ze nic z tego nie wyjdzie i nie byłem pewien, czy Eren dobrze zniesie takie niepowodzenie. Miałem wrażenie, że mimo iż póki co dobrze się trzymał, wystarczy dosłownie jedna rzecz, drobnostka, która spowoduje lawinę. Nie wiedziałem, skąd mi się to wzięło, ale właśnie tak było. Dziwne, prawda?
-Nie stresuj się tym za bardzo.
Chłopak spojrzał na mnie, jakbym właśnie wyrwał go z głębokiego zamyślenia. Zdarzało się od czasu do czasu że do tego stopnia odpływał myślami, że był aż w szoku gdy go o coś pytałem. Najwyraźniej teraz też tak było. Pondiosłem się z miejsca, co nie było w cale proste z raną w udzie, i przeciągnąłem się. To był ciężki dzień, skoro oprócz swojej pracy robię jeszcze coś dodatkowo, ale... niedługo osiągnę swój cel i będę mógł choć trochę odetchnąć.
-Idę spać. Nie siedź za długo, dobrze?
Chociaż w momencie gdy wróciłem do mieszkania Eren wyglądał na bardzo zmęczonego, w tym momencie jego ekspresja była bardzo żywa i chyba do końca się rozbudził, co oczywiście nie było zbyt pozytywne, skoro był środek nocy. Powinien złapać jeszcze trochę snu, ale o dziwo - skrzywił się na to.
-Mam wrażenie, że odkąd tu jestem tylko śpię.
-Cóż, Słońca tu raczej nie zaznasz a i powietrze jest cięższe, jak sam mówiłeś. Nic więc dziwnego, że twój organizm wariuje i musisz więcej spać.
-Uhm.
Zerknąłem jeszcze raz na Erena i zauważyłem, że powoli sączy herbatę znowu wpatrując się w ścianę przed sobą. Trochę było mi go żal, że nawet nie może wyjść na zewnątrz, ale wciąż było to dla niego zbyt niebezpieczne. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli - a zawsze tak idzie - nie będzie musiał już długo siedzieć w zamknięciu. Mam nadzieję...
Komentarze
Prześlij komentarz