Happy Ever After - Rozdział 5
Od momentu pobicia nie pozostawałem sam nawet na moment. Rano na stację odprowadzała mnie mama, na kolejnej stacji dosiadał się do mnie mieszkający w okolicy Sugawara-senpai, po czym dosiadał się do nas Daichi. Na stacji odbierał mnie Kageyama a po drodze dochodzili do nas Noya i Asahi, od czasu do czasu nawet Tanaka przychodził żeby nas popilnować. Co prawda w trakcie zajęć pozostawałem zdany sam na siebie ale w momencie, gdy tylko kończyła się lekcja ktoś już czekał na mnie pod klasą. Byłem pod stałą ochroną i obserwacją a te wyrostki, mimo rzucania mi wymownych spojrzeń, nie odważyli się nawet do mnie zbliżyć. Cieszyłem się, że to przynosi skutki ale jeśli mam być szczery, to czasami czułem się tym wszystkim osaczony. Czułem się jak małe dziecko, które nawet na moment nie może zostać pozostawione samo sobie bo może mu się stać krzywda. Mimo to byłem niezmiernie wdzięczny moim przyjaciołom za to, co dla mnie robili i jak się mną zajmowali. Nie mam pojęcia, jak ja się im za to odwdzięczę ani czym tak właściwie zasłużyłem sobie na ich troskę i przyjaźń ale dziękowałem za nich niebiosom i wszystkim znanym mi bóstwom.
Niestety mimo że w szkołach i przez media czy rodziców uczono nasze pokolenia, że zarówno homoseksualizm jak i transseksualizm czy cokolwiek innego, co wchodzi w ramy LGBTQ+ nie jest niczym złym i powinno się po prostu to akceptować, to wciąż znajdowali się ludzie mający z tym najwyraźniej bardzo duży problem.
Westchnąłem cicho i spojrzałem w kierunku stojącego w otwartych drzwiach Noyi, który pisał coś zawzięcie na telefonie. Ta rola chyba bardzo do niego pasowała - nasz anioł stróż z boiska jest też teraz moim prywatnym aniołem stróżem łamane przez ochroniarzem i chyba nawet mu się to podobało, bo cieszył się jak małe dziecko z tego, że spędzamy razem coraz więcej czasu. Zabawne, prawda? Wydawałoby się, że nie można już spędzać więcej czasu razem niż to robimy a teraz z każdym z naszej grupy mogłem spędzać go o wiele więcej, niż byłbym przypuszczał że jest to wogóle możliwe.
Podszedłem do niego i przywitałem się, na co chłopak rzucił się na mnie z uśmiechem i mnie przytulił, od razu zapominając o telefonie w który tak intensywnie wpatrywał się jeszcze chwilę temu.
-Shoyo! Z każdym dniem coraz bardziej promieniejesz, musisz mi zdradzić swój sekret.
Zaśmiał się głośno, przez co kilkoro osób z mojej grupy na nas dziwnie spojrzało ale jakoś niezbyt się tym przejąłem. Między nami mogliśmy i często zachowywaliśmy się jak dzieci z przedszkola i ani trochę nam to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie - mogliśmy po prostu być sobą i się wydurniać i nikt nie czuł się z tego powodu źle ani nic z tych rzeczy.
-Dużo przyjaciół, dużo miłości i dużo siatkówki.
Odpowiedziałem i pociągnąłem chłopaka za sobą, prowadząc go na dach. Starałem się żeby uwierzyli mi, wszyscy z naszej grupy, że już dawno zapomniałem o tym cholernym pobiciu i że nie zauważam tych dziwnych spojrzeń, które niektórzy ludzie mi wysyłali. Chyba jednak nie byłem przygotowany na to, co zobaczyłem po drodze - na jednej z tablic ogłoszeń widniało zdjęcie, na którym pozuję razem z Kageyamą i uśmiechamy się szeroko do aparatu. Nie mogłem się nie zatrzymać i nie spojrzeć na to, co się tam znajduje i aż mnie zmroziło. Nawet nie potrafię tego przytoczyć, potrafiłem jedynie wpatrywać się w okalające nasze zdjęcie litery.
-Shoyo?
Słyszałem głos mojego senpaia ale nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Nie byłem nawet świadom, że tak właściwie się do mnie odzywa. Byłem jak w jakimś cholernym transie a w tym świecie byłem tylko ja i te cholerne, wirujące mi przed oczami litery układające się w nienawistne słowa.
Plakat zniknął szybko z tablicy, zerwany jednym wściekłym ruchem przez mojego Anioła Stróża, który najwyraźniej się wkurzył na taki bieg wydarzeń. Obserwowałem, jak zamaszyście zgniata papier na małą kuleczkę i wrzuca ją do pobliskiego kosza na śmieci. Widziałem, że jest wściekły ale nie miałem pojęcia, co się tak właściwie dzieje w tym momencie dookoła mnie.
-Hej, Shoyo, spójrz na mnie.
Poczułem nieznaczny dotyk na ramieniu i spojrzałem prosto w poważną twarz mojego przyjaciela który wyglądał tak, jakby miał zamiar zaraz kogoś conajmniej oskalpować za to, co mnie spotyka przez ostatni czas.
-To się skończy. Będzie dobrze, zobaczysz.
Zapewnił mnie ale ja coraz mniej w to wierzyłem.
Komentarze
Prześlij komentarz