Other Universe - Rozdział 5
-Naruto! Chodź, wracamy!
Zeskoczyłem z drzewa, słysząc wołającego mnie mężczyznę i podszedłem do niego, uśmiechając się. Byłem dumny, że udało mi się tak szybko opanować medytację, której mnie uczył.
-Udało się, Itachi! Osiągnąłem ten stan, o którym mówiłeś!
-Brawo. Dobrze ci idzie. Ile się w nim utrzymałeś?
-Trzydzieści siedem sekund.
-W porządku. Jutro będziesz kontynuować. Gdy będziesz umiał walczyć w stanie medytacji, będziesz mógł zbierać jednocześnie energię z powietrza. Przy twoim stylu walki ci się to przyda.
-Skąd to wszystko wiesz? Z tego co zauważyłem, ty tak nie walczysz, prawda?
Zapytałem, gdy ruszyliśmy w drogę do domu. Powoli już robiło się ciemno i wiedziałem, że niedługo rozpocznie się codzienny raport.
-Znałem kiedyś pewnego wielkiego shinobi. Nauczył się pozyskiwać chakrę z powietrza. Na razie chcę, żebyś nauczył się zbierać energię. Zbieranie czakry jest podobne, ale o wiele trudniejsze. W trakcie samodzielnego zbierania czakry możesz się w coś zmienić. W dodatku nie jest to możliwe bez kontraktu.
-Z chowańcem?
-Dokładnie.
-Będę mógł taki zawrzeć?
-Może kiedyś. Twój ojciec miał taki kontrakt.
-Znałeś mojego ojca?
-Owszem. Nawet całkiem dobrze.
-Opowiesz mi o nim? I o mamie?
-Po kolacji, dobrze? Na razie mamy spotkanie z pozostałymi.
Odpowiedział, bo właśnie wchodziliśmy do kryjówki, którą traktowałem jak dom. Po tym jak dowiedzieli się o moich celach i pochodzeniu, postanowili się mną zająć. Powiedzieli, że mam potencjał i pomogą mi osiągnąć mój cel. Każdy tu jakiś miał i nad nimi współpracowali. Zajmowali się mną ci, którzy akurat mieli na to czas. Aktualnie byli to Itachi i Kisame, zbieg z Konochy i jeden z mistrzów miecza. Powoli zaczynałem się czuć tutaj całkiem dobrze, szczególnie Itachi który na początku mnie przerażał, wzbudził koniec końców moje zaufanie.
-Idź do siebie i się ogarnij. Przyjdę po ciebie jak kolacja będzie gotowa.
-Okay.
Mruknąłem i poszedłem do swojego pokoju. Chociaż bardzo chciałem, nie byłem dopuszczony do ich zebrań i musiałem to zaakceptować. Raz próbowałem się zakraść i Kisame prawie wystraszył mnie na śmierć. Bardzo tego pilnowali. Poszedłem prosto do łazienki, żeby od razu wziać prysznic bo wiedziałem, że na dzisiaj już koniec z treningiem. Przebrałem się potem w luźny t-shirt i szorty, po czym wróciłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. W trakcie ich zebrań nigdy nie miałem co robić, więc najczęściej siedziałem nad książkami i się uczyłem, bo co innego miałem robić? W całej kryjówce było bardzo dużo książek z najróżniejszymi technikami, więc lektur mi nie brakowało. W końcu jednak Itachi zjawił się w moim pokoju z lekkim uśmiechem na ustach i wiedziałem, że mogę w końcu wyjść z pokoju. Aż poczułem napływającą mi do ust ślinę, gdy poczułem zapach grillowanego mięsa. Kolacja zapowiadala się serio świetnie, jak zawsze! Chyba dlatego zasiadłem do stołu z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Obiecałeś, że opowiesz mi o moich rodzicach.
Przypomniałem, gdy wylądował przede mną pełny talerz a chłopak usiadł naprzeciwko mnie. Westchnął cicho i napił się najpierw wody, nim zaczął mówić.
-Twój tata był bardzo utalentowany. Już jako dziecko miał swoje zasługi wojenne. W odróżnieniu od wielu innych, on nie stał się zimny ani obojętny. Wręcz przeciwnie, był pełen ciepła, ciągle radosny i miał wielu przyjaciół. Wszyscy go kochali i wiązali z nim wielkie nadzieje. Twoja matka pojawiła się w naszej wiosce dopiero jakiś czas później. Miała charakterek, to trzeba przyznać. Chyba zakochali się w sobie po tym, jak twój ojciec uratował twoją matkę z rąk porywaczy z innej wioski. Przynajmniej tak słyszałem. Wiesz, jaki pseudonim bardzo szybko zyskał twój ojciec?
Wiedziałem, że pytanie było zadane do mnie, ale musiałem chwilę zaczekać z odpowiedzią - usta miałem pełne pysznego ryżu z sosem i mięsa!
-Nie mam pojęcia.
Wymruczałem z pełnymi ustami, czym zarobiłem sobie wywrócenie oczami u Itachiego.
-Żółty błysk Konochy. Opanował technikę szybkiego przemieszczania się do perfekcji. Nikt nie potrafił tego robić tak nieskazitelnie, jak on. Do tej pory nikt mu nie dorównał. Oczywiście niedługo po wojnie twój ojciec został wybrany na czwartego Hokage a towarzyszyła mu twoja matka. Minato i Kushina. Była z nich piękna para. Niedługo potem wstąpiłem do ANBU a twój ojciec był moim bezpośrednim przełożonym, więc spędzałem z nim dość dużo czasu.
-Dlaczego zginęli?
Itachi westchnął ciężko i uciekł spojrzeniem w bok, jakby te wspomnienia były dla niego bardzo trudne, ale byłem ciekaw. Musiałem wiedzieć, dlaczego i jak zginęli moi rodzice.
-Wioska początkowo nienawidziła twoją matkę. Minęło bardzo dużo czasu, nim ją zaakceptowali a i tak nikt jej do końca nie ufał. Wiesz, dlaczego?
-Bo tak jak ja miała w sobie bestię?
-Dokładnie. Dziewięcioogoniasty, którego masz w sobie, poprzednio był w twojej matce. Wszyscy drżeli przed dniem jej porodu, ale on w końcu nastąpił. Sam nie wiem, kto, ale ktoś zniszczył zabezpieczenia, które Minato i pozostali wcześniej przygotowali. Zniszczenie tych zabezpieczeń sprawiło, że bestia wydostała się na świat i zaczęła szaleć nieopodal wioski. Ta sama osoba próbowała cię zabić moment po twoim urodzeniu. Kushina była zbyt słaba, by walczyć a Minato zdołal dotrzeć w ostatniej chwili. Nie znam szczegółów, nie było mnie przy tym. Wiem jedynie, że ponieważ nikt z wioski nie odważył się pomóc w walce z bestią, twoi rodzice zginęli nad twoją kołyską, pieczętując w tobie tego potwora. Kiedy dotarłem z powrotem do Konochy, Minato i Kushina byli już w ziemi a ty przebywałeś w szpitalu z szalejącą w tobie bestią.
Teraz nie dziwiłem się, że tak trudno było mu o tym mówić. Mi też zrobiło się przykro, słuchając tego. Moi rodzice zginęli, bo ludzie z Konochy pokładali zbyt wielkie nadzieje w moim ojcu i nie próbowali nawet im pomóc w opanowaniu sytuacji. Z jakiegoś powodu jednak zamiast smutku, o wiele bardziej czułem wściekłość. Wściekłość na mieszkańców mojej rodzimej wioski. I był to kolejny powód na mojej liście.
-Teraz jedz. Zaraz jest twoja pora snu.
-Oooch!
Jęknąłem zawiedziony ale posłuchałem. Muszę sobie to jeszcze wszystko przemyśleć.
Komentarze
Prześlij komentarz