Dlaczego? - Rozdział 25
TOM
Do domu wróciliśmy dopiero następnego dnia popołudniu i musiałem przyznać że niejaką satysfakcję sprawiał mi fakt, że rodzice nie przespali całej nocy zamartwiając się o nas. Zasłużyli sobie na to w stu procentach i nie miałem zamiaru im niczego ułatwiać. Jedyne co mnie gryzło to fakt, że mama wyglądała jakby kilka godzin przepłakała ale musiałem pozostać konsekwentnym - wszyscy posunęli się zdecydowanie za daleko. Wymieniłem w międzyczasie kilka wiadomości z The G's ale pozostałych ludzi kompletnie ignorowałem - szczególnie dobijającego się do nas managera, który zdecydowanie nie wiedział kiedy powinien odpuścić. Siedziałem właśnie na łóżku Billa po obiedzie podczas gdy on sam zawzięcie wystukiwał coś na komputerze, gdy leżący na biurku telefon bliźniaka po raz kolejny zaczął wibrować. Czarny skrzywił się komicznie i pokrecił głową.
-Znowu Jost.
Mruknął, chociaż właściwie nie musiał tego mówić, jego mina wyrażała więcej niż to całe Rafaello. Wzruszyłem ramionami i ignorowaliśmy przychodzące połączenie tak długo, aż w końcu urządzenie znowu ucichło. Nie minęło jednak nawet kilka sekund, nim ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Spojrzałem porozmumiewawczo na bliźniaka i wiedziałem, że obu nam na myśl przyszła tylko jedna osoba która byłaby na tyle bezczela, by wbić do naszego domu po tym co nam zafundowano. I choćbym bardzo chciał wam powiedzieć, że się myliłem to niestety tak nie było i już po chwili drzwi do pokoju bliźniaka odbiły się z hukiem od ściany i stanął w nich Jost, którego twarz wyrażała ni mniej, ni więcej niż to, że jest wkurwiony. Sam się wściekłem, jak tylko go zobaczyłem ale starałem się opanować.
-Jak długo macie jeszcze zamiar udawać obrażone dzieciaki?
Zapytał zaskakująco spokojnie i założył ręce na piersi. Gdzieś za jego plecami widziałem zaniepokojoną mamę ale nic mnie to nie interesowało w tym momencie, całą swoją uwagę skupiłem na człowieku który chciał nas wypromować ale stracił tę szansę.
-Co proszę?
-Macie dużo pracy, musicie nagrać demo, dopracować piosenki a potem zrobić płytę, kilka teledysków promujących was zespół i jeśli wszystko się uda to ruszamy w trasę...
-Zapomnij.
Sam chciałem to powiedzieć ale uprzedził mnie mój bliźniak. Spojrzałem na niego i zauważyłem, że nawet nie podniósł wzroku znad ekranu komputera - odwrócony plecami do drzwi wyglądał, jakby nawet nie wiedział co się tu tak właściwie dzieje ale wiedziałem, że to zdecydowanie był jego głos a sądząc po pulsującej na czole Josta żyłce, on też doskonale to słyszał.
-Co proszę?
Bill westchnął cicho i zapisał swoją pracę, po czym odwrócił się na krześle i beznamiętnym wzrokiem zmierzył stojącego w progu mężczyznę od stóp do głów. Przez chwilę myślałem nawet, że już się więcej nie odezwie ale mój bliźniak znowu w ostatnim czasie mnie zaskoczył.
-Aż tak się postarzałeś że masz problemy ze słuchem? Powiedziałem: zapomnij.
Przysiągłbym, że widziałem iskrę skaczącą między Billem a Davidem i miałem wrażenie, że zaraz od niej spali się cały dom a jednak przez kilkanaście okropnie długich sekund nic się nie działo. W końcu Jost westchnął i rozluźnił się trochę, jakby właśnie takiej reakcji po nas oczekiwał.
-Słuchajcie, rozumiem że możecie być źli ale mamy dużo pracy, nie można zachowywać się jak w przedszkolu i obrażać się o takie drobnostki...
-Drobnostki?
Podświadomie się w sobie skuliłem, słysząc bardzo cichy głos bliźniaka. Jego oczy ciskały błyskawice ale zachował kamienną twarz i aż musiałem się powstrzymywać przed wkroczeniem do akcji. Wiedziałem, że nie potrzebował w tej chwili mojego wsparcia - w tym momencie miałem okazję oglądać pewnego siebie i bardzo odważnego Billa, którego nie obchodzą konsekwencje jego działań. Najlepszą opcją było nie wtrącanie się.
-Drobnostką nazywasz to, że niemal doprowadziłeś mojego brata do śmierci? O to mamy się nie gniewać? Ty w ogóle masz świadomość, co my tam przeżyliśmy?
Głos mu się załamał ale jego postawa wciąż jasno wskazywała na to, że nie ma zamiaru odpuszczać. Jost wyglądał tak jakby zastanawiał się, czy nie powinien w tym momencie uciec i szczerze mówiąc - powinien. Bill mógł się zmienić przez ostatnie lata ale dalej jest w stanie stać się huraganem, który zmiecie nas wszystkich z powierzchni ziemi.
-Najpierw zżerało mnie ogromne poczucie winy. Przez moją głupotę ja trafiłem do szpitala pod kroplówkę a mój brat tracił czas siedząc przy moim łóżku. Z poczuciem winy mieszał się cholerny strach, bo chciano mnie zamknąć w psychiatryku i poza Tomem nikt nie wierzył moim słowom, nawet rodzice mieli mnie za niedoszłego samobójcę i nie chcieli mnie słuchać. Myślałem, że odchodzę od zmysłów i nawet zastanawiałem się, czy nie lepiej będzie zamknąć mnie do końca życia w psychiatryku i wyrzucić klucz do rzeki ale starałem się trzymać, dla Toma. Zamartwiałem się tym, że olewa całe swoje życie żeby tylko być przy mnie i byłem tak cholernie wdzięczny a jednocześnie tak strasznie się za to obwiniałem... Przeklinałem się w myślach, obwiniałem się o to, że mój bliźniak, najbliższa mi na świecie osoba zaraz zginie, gdy siedzieliśmy zamknięci w tej pieprzonej łazience w ramach waszego pojebanego testu... Zdajesz sobie sprawę jak się czułem, gdy Tom stracił przytomność po tym wszystkim w moim pokoju? Gdy nie mogłem wyczuć pulsu i myślałem, że straciłem go na zawsze?
Spuściłem wzrok, bo nie byłem w stanie tak po prostu o tym słuchać. Wiedziałem to wszystko ale to wciąż było zbyt świeże, żeby móc tak po prostu przejść nad tym do porządku dziennego. Bill jednak kontynuował niezrażony napięciem, jakie zapanowało w pomieszczeniu a można było zawiesić siekierę.
-Chciałem umrzeć. Czułem, że umieram razem z nim. Prawie straciłem brata, prawie oszalałem i prawie się zabiłem, tym razem skutecznie, tylko ze względu na wasz pierdolony, chory test. Jeśli to nazywasz "drobnostkami", to ty jesteś tym który powinien iść do psychiatry na leczenie.
Dokończył cicho po czym po prostu wrócił do przerwanej na komputerze pracy, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Nie można jednak było cofnąć już wypowiedzianych słów ani wymazać tego, co się stało. Każde z nas przeżyło to na swój sposób i nie można było przewidzieć, jakie szkody wyrządziły te rany.
-Masz rację. Przesadziliśmy.
Myślałem, że umarłem i trafiłem do nieba słysząc słowa Josta. Może sam nie pracowałem z nim zbyt długo ale słyszałem o nim wystarczająco by wiedzieć, że to zupełnie nie w jego stylu. Chociaż może to przebrany za naszego niedoszłego managera kosmita? A może dzisiaj jest Prima Aprilis?
-Przesadziliśmy i nie powinniśmy byli tego robić. Nie miałem pojęcia, że aż tak gwałtownie zareagujecie na to wszystko ale pod każdym względem zadbałem o wasze bezpieczeństwo w obu wypadkach. Tylko że nie chcę, żeby tak utalentowane dzieciaki jak wy zmarnowały swój talent i chcę wam pomóc się wybić a charakter, jaki pokazałeś nam w szpitalu i dzisiaj, może tylko wam pomóc. Może więc zakopiemy topór wojenny i zaczniemy od nowa?
Bill nie zareagował, nieprzerwanie stukając w klawiaturę od swojego laptopa i zdawało się, że w ogóle nie słyszy tego wszystkiego. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na Josta, który wyczekująco wpatrywał się w plecy mojego brata.
-Na razie nie chcemy was widzieć. Odezwiemy się, dobrze?
-Sława nie czeka wiecznie, Tom. Chłopacy są gotowi. Jeśli się zdecydujecie, będziemy jutro w studio o 20.
-Zobaczymy.
David spojrzał jeszcze raz na każdego z nas, nim w końcu westchnął i wyszedł. Mama jeszcze przez chwilę stała w drzwiach i wpatrywała się w nas z istną rozpaczą wymalowaną na twarzy, więc wstałem i szybko zamknąłem drzwi do pokoju. Nie chciałem teraz z nią rozmawiać i czułem, że Bill też nie miał na to sił. Zerknąłem na bliźniaka i uśmiechnąłem się, podchodząc do niego powoli...
BILL
Biłem się z myślami i nie byłem pewien, co tak właściwie powinienem teraz zrobić. Wiedziałem, oczywiście że doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że propozycja Josta jest dla nas wielką i być może jedyną w tym życiu szansą na sukces. Blokował mnie jednak fakt tego, co przeszliśmy z jego inicjatywy. Do czego będzie zdolny nasz manager w przyszłości, by pomóc nam w karierze? Po trupach do celu zdecydowanie było jego mottem życiowym i zastanawiałem się nawet, czy to nie na jego podstawie ktoś je wymyślił.
Tom zdawał się o wiele bardziej pokojowo nastawiony do tego wszystkiego i chyba tylko ze wzgledu na mnie nie poruszał tego tematu i nie próbował mnie namówić na nagranie demo. Widziałem, jak zerka tęsknie na swoją gitarę i wiedziałem, że z chęcią chociaż dałby nam szansę na wybicie się w show biznesie, ja jednak stałem mu na przeszkodzie ramię w ramię z moim niezdecydowaniem.
Kiedy następnego dnia wybiła 19, wpadłem do jego pokoju i rzuciłem w zaskoczonego bliźniaka jego włansą kurtką. Spojrzał na mnie jak na wariata i nie mogłem mu się dziwić, bo pewnie w tym momencie zastanawiał się czy nie najadłem się szaleju.
-Bill...
-Wychodzimy.
Rzuciłem tylko i chcąc uniknąć wszelkich pytań wyszedłem z jego pokoju i zszedłem na dół, gdzie przed domem czekała już zamówiona przeze mnie taksówka. Wsiadłem do niej i wpatrując się w okno czekałem na bliźniaka, który tuż szybko pojawił się obok mnie i ruszyliśmy.
Droga była długa a ja nie mogę powiedzieć, że byłem w stu procentach pewien swojej decyzji. Kilka razy chciałem poprosić kierowcę żeby zawrócił ale powstrzymałem się od tego. Nie mogłem wiecznie chować głowy w piasek i nie dać chociaż najmniejszej szansy naszej karierze.
-Tom, wiesz...
Zacząłem ale gdy tylko spojrzałem na bliźniaka, zamarłem. Wiedziałem, że coś się stało i coś jest nie tak. Siedział z zamkniętymi oczami opierając głowę o zagłówek. Oddychał ciężko a na pobladłej twarzy widziałem kropelki potu.
-Proszę jechać do szpitala!
Krzyknąłem tylko do kierowcy i dopadłem do brata, próbując go docucić. Tom spojrzał na mnie zamglonym, nieprzytomnym wzrokiem i uśmiechnął się lekko, po czym dotknął opuszkami palców mojej twarzy.
Komentarze
Prześlij komentarz