Wall between us - Rozdział 6
Ocknąłem się z tego cholernego stanu otępienia w który zapadłem w momencie, gdy pojawił się przede mną kubek z parującą kawą postawiony z cichym stukiem. Spojrzałem na siadającego naprzeciwko mnie chłopaka, który przyglądał mi się z dziwną mieszaniną współczucia i smutku ale nie potrafiłem odwzajemnić nikłego uśmiechu, którym mnie obdarowywał.
-Nie musisz ze mną siedzieć.
Mruknąłem cicho i objąłem kubek dłońmi - swoją drogą dopiero później zastanawiałem się, skąd on tak właściwie wytrzasnął ten cholerny kubek zamiast plastikowego kubeczka - i spuściłem wzrok wpatrując się w ciemną powierzchnię napoju, który miałem przecież zamiar wypić ale jakoś tak... nie potrafiłem podnieść go do ust. Wydawało mi się, że nawet tak nieznaczny ruch to dla mnie za wiele wysiłku.
-Wiem ale chcę. Straciłeś właśnie rodzinę, raczej nie zostawię cię samego w takiej chwili.
-Dlaczego nie?
Nie wiem, czy zaskoczyłem go moim pytaniem ale wiem, że przez kilkanaście sekund mi nie odpowiedział. Szczerze mówiąc to średnio interesowało mnie to, czy mi w ogóle odpowie ale w końcu westchnął cicho i poczułem, jak opiera się o stolik przy którym siedzieliśmy.
-To chyba nie jest najlepszy moment na takie rozmowy ale coś czuję, że możesz mi nie dać spokoju.
Stwierdził jakimś dziwnym głosem i aż musiałem na niego spojrzeć. Nie patrzył na mnie, wzrok miał utkwiony w swoje palce ale na jego ustach malował się lekki uśmiech, jakby podobało mu się to o czym właśnie myśli a ja... sam nie wiem, po prostu czekałem.
-W dzień, kiedy ukończyłem studia i wróciłem do kraju, zostałem ogłoszony tym cholernym tytułem... "Nowy Dziedzic", tak mnie nazywają. Byłem zszokowany, gdy zobaczyłem tych wszystkich zgromadzonych pod ratuszem ludzi. Przecież miałem tam tylko małe spotkanie zapoznawcze, bo niedługo później miałem zacząć tam pracę. Mimo tych tłumów, pisków i blasków fleszy zauważyłem chłopaka, który został przez kogoś potrącony. Miał niezwykle jasne włosy i niebieskie oczy. Wiedziałem, że ja sam nie mogę się ruszyć w jego kierunku ale dyskretnie dałem znać moim ochroniarzom, żeby o niego zadbali. Jednak potem powiedziano mi, że ten chłopak zdołał już uciec nim przebili się do niego przez tłum.
Nie powiem, trochę mnie zaskoczyło to, że w ogóle mnie zauważył wtedy w tym tłumie. Mimo to nie miałem zamiaru przerywać mu tej opowieści.
-Potem spotkałem cię w parku. Najwyraźniej bardzo często przy mnie upadasz, bo wtedy też wylądowałeś na tyłku i szczerze mówiąc nie byłem pewien, czy mam się roześmiać czy błagać cię o wybaczenie. Twoje oczy były takie... błękitne. Takie piękne. No i nie świrowałeś na mój widok, wręcz mnie olałeś. Poprosiłem moich ochroniarzy, żeby cię sprawdzili i dowiedziałem się coś więcej o tobie, na przykład to, że masz na imię Jurij i że szukasz pracy. Musiałem wyjechać na kilka dni w imieniu mojego ojca ale obiecałem sobie, że jak tylko wrócę to zaaranżuję jakieś spotkanie dla naszej dwójki, koniecznie chciałem cię poznać. Chłopak z takim talentem a jednak wciąż nie osiągnął sukcesu... Nie mogłem na to patrzeć. Niestety gdy wróciłem do kraju dowiedziałem się, że twój dziadek jest w szpitalu więc od razu tu przyjechałem, tylko że... nie wiedziałem, czy mam coś zrobić czy nie. Obserwowałem cię i zastanawiałem się, czy powinienem do ciebie podejść i cię pocieszyć czy raczej zostawić cię w spokoju. Dopiero ta pielęgniarka jakoś mnie zachęciła, żeby do ciebie zagadać.
Powoli analizowałem każde słowo, które do mnie powiedział i szczerze mówiąc ciężko było mi w to w ogóle uwierzyć ale nie miałem teraz siły, żeby protestować czy się wykłócać o cokolwiek.
-Uhm...
To była moja jedyna odpowiedź ale nie potrafiłem powiedzieć, co się tak właściwie aktualnie działo w mojej głowie. Może ignorowałem to podświadomie ale było to przecież wszystko dziwne. W końcu udało mi się zmusić do upicia dwóch łyków gorzkiej i trochę już chłodnej kawy ale nawet to nie ukoiło ani trochę mojego żalu ani moich nerwów.
-Nie wiem, co teraz zrobię. Dziadek był jedyną bliską mi osobą i... teraz jestem sam.
-Jeśli chcesz, jeśli pozwolisz, chętnie ci z tym pomogę.
Podniosłem wzrok na wpatrującego się we mnie intensywnie chłopaka i zastanawiałem się, co mu siedzi w głowie, jakie tak właściwie ma w stosunku do mnie intencje ale póki co nic nie przychodziło mi do głowy i na ten moment musiałem to sobie odpuścić.
-Nie wiem...
Przyznałem w końcu szczerze, bo nie potrafiłem w tym momencie o czymkolwiek zadecydować. To było w tym momencie sporo ponad moje siły i sam nie wiem, czy chciałem dostać po prostu trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego czy też po prostu skulić się w jakimś ciemnym koncie i zapaść w sen wieczny albo przynajmniej do czasu, aż w końcu będzie mi łatwiej i będę mógł się jakoś pozbiera po tym wszystkim.
-W porządku. Pozwól, że odwiozę cię do domu, dobrze? Będziesz mógł trochę odetchnąć.
Mruknąłem coś na zgodę i po chwili byłem ciągnięty za rękę w stronę wyjścia ze szpitala, gdzie zaraz po wyjściu odurzyło mnie świeże, chłodne powietrze. Zaciągnąłem się nim, zanim znowu zostałem zamknięty - tym razem w świeżo umytym, dużym samochodzie z przyciemnianymi szybami. Mimo, że pogrążone w mroku miasto było piękne - tej nocy kompletnie nic nie widziałem.
Komentarze
Prześlij komentarz