Wall between us - Rozdział 5
Oczywiście, że cuda się nie zdarzają i w tym wypadku niestety też miałem rację. Nie minęła nawet noc, nim lekarze oznajmili mi, że mojego dziadka nie udało się uratować i odszedł jeszcze przed świtem. Po moim wcześniejszym wybuchu towarzyszyło im kilkoro pielęgniarzy, najwyraźniej przygotowani na opanowanie mnie w razie czego, jednak nie było to potrzebne i nawet mnie to zaskoczyło. Nie miałem pojęcia dlaczego ale wydawało mi się, jakby świat nagle zwolnił a czas się zatrzymał. Zastanawiałem się, co teraz ze mną będzie. Nie miałem gdzie się podziać ani do kogo zwrócić, bo dziadek był jedyną bliską mi osobą. Zostałem całkiem sam na tym cholernym świecie i nie byłem w stanie teraz nawet myśleć.
Opadłem bez sił na krzesło i skuliłem się w sobie, nie mając pojęcia co teraz ze mną będzie. Westchnąłem cicho i przetarłem twarz dłońmi, nie potrafiąc nie śmiać się z tej cholernie ironicznej sytuacji. Zawsze uciekałem przed światem i chowałem się przed wszystkimi i wszystkim a teraz gdy zostałem sam czułem się z tym gorzej, niżbym przypuszczał. Żałowałem, że nawet nie mam matki z którą mógłbym się pokłócić o mieszkanie i cały inny spadek po dziadku ale... przecież tego już nie zmienię, prawda?
-Przepraszam, mogę panu pomóc?
Podniosłem wzrok i trafiłem na uśmiechniętą twarz młodej pielęgniarki. Współczucie było wypisane w jej oczach ale mimo to próbowała nie dać tego po sobie poznać.
-Nie, dziękuję.
Zaskoczyło mnie to, jak spokojny byłęm i potrafiłem tak po prostu mówić bez płaczu czy krzyków. Zawsze myślałem, że gdy dziadek umrze będę w rozpaczy, w furii a tymczasem nie potrafiłem nawet się poruszyć ani nic zrobić. Okropne... czy aż tak nie zależało mi na dziadku?
-Zaprowadzę pana do kafejki i podam panu wodę, dobrze? Tam będzie mógł pan się uspokoić.
Coś mruknąłem jej w odpowiedzi ale nie mogłem sam nawet stwierdzić, co tak właściwie jej powiedziałem. Pozwoliłem jej więc po prostu żeby pomogła mi wstać, gdy poczułem czyjeś silne dłonie na moim ramieniu. Spojrzałem tam i zorientowałem się, że patrzę prosto na dziedzica. Kobieta wyraźnie się zawstydziła.
-Proszę wracać do swoich obowiązków, ja się zajmę moim przyjacielem, dobrze?
Zapytał miękko i przysunął mnie bliżej siebie, przytrzymując mnie w pionie. Pielęgniarka wyjąkała jakąś zgodę i uśmiechnęła się, nim uciekła z powrotem do swojej pracy. Zerknąłem na przytrzymującego mnie chłopaka i zastanawiałem się, dlaczego się tutaj pojawił i co on tu tak właściwie robi ale w tym momencie nie potrafiłem wykrztusić ani słowa. Pozwoliłem, żeby poprowadził mnie korytarzem aż do kafejki szpitalnej, gdzie usadził mnie na jednym z niewygodnych krzesełek i sam usiadł naprzeciwko mnie.
Sam wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo to spotkanie zmieni moje życie.
Komentarze
Prześlij komentarz