Przypadek - Rozdział 4
W piątek po spotkaniu przeklinałem jak cholera, gdy wynajętym samochodem wjeżdżaliśmy na autostradę do Hamburga. Starałem się zebrać myśli, żeby wysłać Emily jakąś sładną i logiczną wiadomość podczas gdy Tom zmieniał właśnie pas ruchu i wiedziałem, że co chwilę na mnie zerka.
-Uspokój się, zdążymy na czas i będziesz mógł iść na kolację...
-Nie o to chodzi, Tom! Miałem cały cholerny plan co zrobię jeszcze przed kolacją a tutaj wszystko runęło, bo to spoktanie musiało się przedłużyć, zawsze mam takie jebane szczęście!
Warczałem wściekły, chociaż rzeczywiście nie był to aż tak duży problem. No ale co ja poradzę, że zawsze lubię mieć zawsze zaplanowane od A do Z a teraz to wszystko się rozwaliło? Nic, taki mam charakter i tyle. Dobrze, że mój brat miał do mnie anielską cierpliwość a dodatkowo umiał mnie podejść. Myślę, że bez niego już wielokrotnie coś bym rozwalił z nerwów a na drogę lepiej mnie nie wypuszczać, gdy jestem wkurzony. Przeciwieństwa się przyciągają, co nie? W naszym przypadku po prostu się tacy urodziliśmy albo dopasowaliśmy do siebie nawzajem, cholera jedna to wie. Zrezygnowałem w końcu z pisania wiadomości do Emily i odłożyłem telefon, po czym oparłem głowę o zagłóek fotela i odetchnąłem głęboko. Chwilę mi to zajęło ale w końcu trochę ochłonąłem.
-No i tak ma być, Billy. Spokojnie, pomogę ci. Co jest na twojej liście?
Zerknąłem na brata, który z lekkim uśmiechem na ustach prowadził dalej samochód. Zamknąłem na moment oczy i zastanowiłem się, chociaż tak naprawdę doskonale znałem cały plan.
-Prysznic, kupno kwiatów i czekoladek, wiem że Emily lubi jedno i drugie, myślałem jeszcze może nad jakimś pluszakiem albo coś ale sam nie wiem.
-Pluszak dobra myśl ale nie przesadzaj z tymi czekoladkami, idziecie w końcu na kolację. Ja bym postawił na kwiaty i pluszaka. Mogę pójść i je kupić jak się będziesz zbierać, znam twój gust więc to raczej nie problem.
Spojrzałem z zaskoczeniem na Toma bo szczerze mówiąc nie sądziłem, że będzie taki chętny żeby mi w tym pomóc. Pokiwałem powoli głową w zamyśleniu i jęknąłem, chowając twarz w dłoniach.
-No tak, zapomniałem że mam najlepszego brata na świecie.
Samochód wypełnił śmiech mojego bliźniaka, na co sam nie mogłem się nie uśmiechnąć.
-Uważaj, bo dostanę cukrzycy od twojej słodyczy.
-Co poradzę na to, że to prawda?
Tom pokręcił jeszcze głową ale już tego nie skomentował. Westchnąłem cicho i oparłem się z powrotem zrelaksowany o siedzenie, postanawiając rozkoszować się tą sytuacją. Znowu siedzę w aucie, pędzimy autostradą a za kółkiem mój niezastąpiony brat bliźniak. Żyć, nie umierać.
Z mojej zadumy wyrwał mnie dźwięk przychodzcej wiadomości i nie mogłem się nie uśmiechąć widząc, że to od dziewczyny do której właśnie jadę.
Emily: Wyszłam właśnie z pracy, więc idę się szykować na nasze spotkanie.
To mi się podobało. Ona nie określała naszej kolacji jako "randki" czy po prostu "kolacji" czy czegokolwie, po prostu nazywała to "spotkaniem" a po innych wiadomościach wiedziałem że nie jest pewna, na jakim etapie jest nasza znajomość. Szczerze mówiąc ja też nie ale mam nadzieję, że to się dzisiejszego wieczoru wyjaśnię.
Bill: My jesteśmy już w drodze. Nie mogę się doczekać :)
Jak tak o tym myślałem to nie wiedziałem, czy bardziej cieszę się na fakt spotkania z Emily czy tego, że mój bliźniak wreszcie będzie miał okazję ją poznać. Bardzo zależało mi na jego aprobacie i chciałem mieć pewność, że będzie dalej nade mną czuwał - tak, jak robił to przez całe nasze życie. Nie mogłem prosić losu o lepszego anioła stróża.
-Co tam u naszej małej księżniczki?
Zaśmiałem się na słowa bliźniaka i już miałem mu odpowiedzieć ale w tym momencie przyszła kolejna wiadomość od Emily.
Emily: Ja też nie :) Swoją drogą, jaki wolisz kolor, czarny czy czerwony?
Spojrzałem na brata z chyba bardzo nieszczęśliwą miną, bo zaczął się śmiać a ja po prostu siedziałem z telefonem w ręce nie wiedząc, co odpowiedzieć.
-Jaki ja lubię kolor?
***
Do Hamburga dotarliśmy punktualnie - nie licząć 45-minutowego opóźnienia spowodowanego przeciągnięciem się tego cholernego spoktania - i w hotelu od razu okazało się, że dostaliśmy dwójkę. Nie miałem nic przeciwko ale Tom i tak musiał robić te swoje żarty i mi wytykać, że teraz nie mogę zaprosić do siebie wybranki swojego serca. Kwitowałem to przewracaniem oczu bo wiedziałem, że nic nie będzie w stanie zepsuć mi humoru.
Od razu wyciągnąłem przygotowane na wieczór ciuchy z walizki i pobiegłem pod prysznic wiedząc, że mam coraz mniej czasu na to żeby się przygotować. Byłem wdzięczny bliźniakowi, że bez gadania po rzuceniu swojej torby w kąt wyszedł z pokoju mrucząc coś po tym, że idzie mnie wyręczyć w kupowaniu prezentów. Co prawda u każdego innego bym się obraził za takie teksty, bo byłoby to zwyczajne wypominanie, jednak Tom po prostu taki był i wiedziałem, że bardzo się dla mnie cieszy.
Oczywiście przygotowywałem się na jakimś przyspieszeniu a i tak skończyłem zaledwie dziesięć minut, zanim miała po mnie podjechać zamówiona taksówka. Przejrzałem się po raz ostatni w lustrze i zaprezentowałem się bratu, który lustrował mnie od stóp do głów.
-Wyglądasz idealnie, jak zawsze. Tylko nie denerwuj się tak, wszystko widać po twojej twarzy. Teraz chodź, zobacz co kupiłem bo zaraz nie będziesz wiedział, co jej dajesz.
Tom przeszedł samego siebie w kupnie białych róż - to były moje ulubione, uważałem je za bardzo eleganckie i w dobrym guście i mój bliźniak o tym wiedział. Jednak jak zobaczyłem maskotkę to nie wiedziałem, czy mam się cieszyć czy walnąć brata tym pluszakiem w łeb. Był to kot - czarny, pluszowy kot wielkości przedramienia. Idealny do przytulania, ale...
-Kot?
Zapytałem, czym wywołałem najwyraźniej długo powstrzymywany przez bliźniaka śmiech. Potrzebował chwili żeby się uspokoić ale w końcu wytłumaczył mi swoją decyzję.
-Zawsze chodzisz swoimi drogami, niech o tym nie zapomina.
Westchnąłem cicho ale nie skomentowałem tego, bo to i tak nie miało sensu. W sumie to podobał mi się ten pluszak ale nie wiedziałem, czy jest to odpowiedni prezent na pierwszą randkę. Włożyłem go z powrotem do ozdobnej torebki prezentowej i wziąłem kwiaty w ręce, po czym zerknąłem na brata.
-To chyba idę, co?
Tom wyglądał, jakby miał zaraz znowu wybuchnąć śmiechem ale nie zrobił tego i pokiwał głową z wielkim zadowoleniem - wiedziałem, że ma ze mnie niezły ubaw.
-Idź i baw się dobrze. Tylko proszę, bez żadnego potomstwa, okay?
Puścił mi oczko a gdy wychodziłem z pokoju odprowadzał mnie jego stłumiony przez drzwi śmiech. Niecałe pół godziny później siedziałem w eleganckiej ale niezbyt wyniosłej restauracji i czekałem na dziewczynę, z którą się tu umówiłem. Zastanawiałem się nawet, czy w ogóle przyjdzie ale nie chciałem pozwolić sobie o tym myśleć, starałem się więc zająć czymś innym co w takim miejscu wcale nie było proste. Czułem się jak ostatni kretyn gdy tak czekałem sam przy dwuosobowym stoliku, mimo że wciąż było jeszcze kilka minut do naszego spotkania. I tak wzdrygnąłem się, gdy poczułem dotyk na ramieniu a zaraz potem zamarłem.
-Hej, chyba się nie spóźniłam?
Usłyszałem melodyjny głos i zobaczyłem stojącą przede mną dziewczynę. Nie będę się wypowiadał na temat ogółu - mogła nie być dla każdego najpiekniejsza i pewnie wiele osób wybrałaby na przykład Angelinę Jolie zamiast niej ale dla mnie w tym momencie wyglądała zjawiskowo. Urbana w elegancką sukienkę która wyglądała jak utkana z ciemnoczerwonej mgły z mocno podkreślonymi, zielonymi oczami i szerokim uśmiechem na twarzy wyglądała niczym namalowana. Wstałem i uścisnąłem ją, zaciągając się delikatnym zapachem jej perfum.
-Nie, jesteś idealnie na czas. Pięknie wyglądasz.
-I nawzajem, przystojnaku.
Zaśmiałem się cicho i odsunąłem od niej, wręczając po chwili kwiaty i prezent. Siedziałem jak na szpilkach, gdy odpakowywała torebkę i wyciągała z niej pluszowego kota. Myślałem, że zaraz zwariuję ze zdenerwowania nie wiedząc, czy jej się podoba czy nie ale na jej twarzy wykwitł wielki uśmiech i od razu przytuliła maskotkę.
-Jest uroczy, dziękuję.
Zastanawiałem się, jakim cudem ten wieczór tak właściwie się udał. Waliłem tak suchymi tekstami na podryw, że sam bym nie chciał się ze mną umówić i denerwowałem się zdecydowanie bardziej, niż sądziłem że będę. A przecież poprzednio czułem się tak dobrze, tak swobodnie...
No koniec końców czułem się po prostu jak ostatni kretyn i nie wiem, jakim cudem Emily po prostu nie wstała i nie wyszła ale wytrzymała ze mną całą kolację a nawet deser i przechadzaliśmy się właśnie spacerem po mieście, trzymając się pod rękę. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego tak bardzo się strsuję ale nie miałem czasu o tym myśleć. Emily była przez cały czas cudowna, nie tylko śmiała się z moich żartów - co już i tak było dużym osiągnięciem - ale też zagadywała mnie, ratowała z moich gaf i nie zwracała uwagi na żaden błąd, który zrobiłem. Chyba nigdy w swoim życiu aż tak bardzo nie zawaliłem żadnej radki tak bardzo, jak ten - nawet jako kilkunastolatek, gdy dopiero zacząłem się umawiać.
-Bill?
Zerknąłem na uśmiechającą się Emily i zorientowałem się, że chyba przez chwilę jej nie słuchałem. Od razu poczułem się jeszcze gorzej ale ona tylko przystanęła a gdy poszedłem w jej ślady - objęła mnie za szyję i spojrzała mi w oczy. Czułem, jak szybko bije mi serce ale bałem się ruszyć - zastanawiałem się, czy to nie jest przypadkiem jedynie bardzo piękny sen i zaraz się z niego nie obudzę.
-Przestań, dobrze? Starasz się być idealny i wypaść jak najlepjej a ja tylko chcę, żebyś był sobą, dobrze? Lubię cię takim a teraz próbujesz... sama nie wiem, co próbujesz osiągnąć. Zrelaksuj się, dobrze?
Stałem tak i wpatrywałem się w jej szczere, zielone oczy nie wiedząc tak właściwie, co mam powiedzieć. Nie sądziłem, że aż tak bardzo to po mnie widać i zastanawiałem się, jak głupio to wyglądało. Odetchnąłem cicho i położyłem dłonie na talii dziewczyny, przytulając ją do siebie a głowę opierając o jej ramię.
-Przepraszam. Po prostu... chcę ci się pokazać z jak najlepszej strony.
Wyznałem w końcu chociaż wiedziałem, że przecież to wrażenie już dawno minęło - zbyt dużo ze sobą rozmawialiśmy no i okoliczności naszego spotkania przecież też nie były typowe dla spotykania idealnego partnera. Emily zaśmiała się cicho i objęła mnie mocniej.
-Twoja najlepsza strona to po prostu ty. Spróbujesz się zrelaksować? Tak, jak wcześniej.
Wiedziałem, o co jej chodzi i przytaknąłem cicho ale nie wiem, co miałem zrobić żeby tak się stało. Ruszyliśmy powoli w dalszą drogę i powoli nawiązywała się między nami rozmowa a ja nawet nie zauważyłem, jak dotarliśmy pod hotel w którym aktualnie mieszkałem. Spojrzałem z zakłopotaniem na Emily której brwi poszybowały do góry bo nie wiedziała, o co mi chodzi.
-Sam nie wiem, jak tu trafiliśmy ale mieszkam tu właśnie z Tomem...
I wtedy mnie olśniło. Przy nikim nigdy się tak nie rozluźniałem, jak przy bliźniaku a ten był teraz zaledwie kilka kroków ode mnie... Emily znowu zobaczy prawdziwego mnie a do czasu następnej randki może jakoś to rozpracuję. Od razu ująłem jej dłoń i zacząłem prowadzić - najpierw do hallu a potem do windy, którą wjechaliśmy na 11 piętro i poprowadziłem ją za sobą do pokoju.
-...i ucałuj ode mnie dzieciaki, niedługo się zobaczymy. Czekaj... Bill wrócił, pogadamy jutro. Kocham cię, papa.
Najwyraźniej właśnie przerwałem bliźniakowi w rozmowie z żoną ale w tym momencie mało mnie to interesowało. Jego brwi powędrowały bardzo wysoko w górę, gdy zauważył stojącą za mną dziewczynę. Miałem nadzieję, że moje spojrzenie przekaże mu wystarczająco.
"POMÓŻ".
Komentarze
Prześlij komentarz