Odnajdę cię! - Rozdział 1
Westchnąłem cicho i położyłem białe tulipany na nowiuteńkim
grobie, na którym widniało imię. Jego imię. Eren Jeager. Zmarł w wieku 23 lat.
Westchnąłem i poprawiłem marynarkę na moich ramionach.
-Hej, Eren. Minął tydzień odkąd cię tu pochowaliśmy.
Wiedziałem, że będę tęsknić, ale nie wiedziałem, że aż tak. Przyniosłem ci
świeże kwiaty. Twoje ulubione.
Mówiłem do pustki. Wiedziałem, że mnie nie usłyszy. Ani on,
ani nikt inny. Spuściłem głowę, gdy poczułem łzy napływające mi do oczu, chcąc
je skryć przed całym światem, ale mimo to nie pozwoliłem im spłynąć po
policzkach.
-Najpierw moja mama. Potem Isabel i Farlan. Cały mój
oddział, Kenny... a teraz ty. Kogo jeszcze muszę stracić?
Głos mi się załamywał i mówiłem coraz ciszej, ale starałem
się nie zwracać na to uwagi i po prostu dalej mówić, by po prostu się nie
rozpłakać. Zastanawiałem się, dlaczego muszę tracić każdego, kto jest mi
bliski? Wiedziałem, że Eren umrze i wiedziałem, kiedy. Ale do samego końca
tliła się we mnie nadzieja, że uda się coś zrobić i nie umrze. Że ze mną
zostanie. To było niezmiernie naiwne z mojej strony i zdarza się chyba tylko w
bajkach. Usłyszałem czyjeś zbliżające się kroki, ale nie reagowałem. Nie mogłem
go jeszcze opuścić. Eren musi wiedzieć, że o nim pamiętam. Że tu jestem.
-Levi, musimy się przygotować do jutrzejszej wyprawy.
Hanji nie chciała mi przeszkadzać, ale chcąc nie chcąc
miałem sporo obowiązków. Nie patrzyłem na nią. Nie odrywałem wzroku od nagrobka,
z którego uparcie nie chciało zniknąć jego imię. Jakby musiało mi przypominać,
że on już nie żyje i już nie wróci. Sam o tym wiem, ale chciałbym, żeby było
inaczej. Oddałbym za to wszystko. Wszystko, za jeszcze jedno spojrzenie w te
piękne oczy.
-Zaraz wrócę.
Najwyraźniej ta odpowiedź ją zadowoliła, bo po chwili
odeszła, zostawiając mnie sam na sam z grobem. Uklęknąłem na jedno kolano i
odgarnąłem kilka suchych liści, które osiadły na kamiennej płycie, ale nie
chciałem już wstawać. Chciałbym tu zostać, bo co innego mam zrobić?
-Eren... czekasz tam na mnie? Po drugiej stronie. Jest tyle
rzeczy, których nigdy ci nie powiedziałem... do końca wierzyłem, że znajdziemy
rozwiązanie i jednak nie umrzesz. Jutro wyruszamy na kolejną wyprawę poza mury.
Nie mam absolutnie żadnej motywacji, by walczyć tam o przeżycie moje i całej
ludzkości. Moja motywacja umarła wraz z tobą. Pójdę już. Zaczekaj na mnie,
proszę.
Wygłosiłem swój monolog, po czym rzuciłem ostatnie
spojrzenie na kamienną płytę i odszedłem, wracając do zamku. Po drodze
zauważyłem czekającą na mnie Hanji, co mnie w cale nie zdziwiło, ale nie miałem
ochoty na jej towarzystwo w tym momencie.
-Levi, to się robi niezdrowe.
Zagotowało się we mnie, gdy usłyszałem jej słowa. Powoli
wypuściłem powietrze z płuc i odwróciłem się, spoglądając na nią ze złością.
-Przeżywam żałobę. Czego ode mnie chcesz?
Denerwowałem się i atakowałem każdego, kto cokolwiek złego
mówił o Erenie, ale mówienie mi, że nie powinienem chodzić na jego grób, to
największy bezsens, jaki kiedykolwiek usłyszałem. Nikt nie ma prawa mi mówić,
że nie powinienem go odwiedzać. Kochałem go, kochałem całym sercem, a moje
serce umarło wraz z nim i nic tego nie zmieni.
-Ja wiem, że przeżywasz jego śmierć. Ale twoje zachowanie
kompletnie się zmieniło. Wydajesz się być wypruty z jakichkolwiek emocji. Nie
masz żadnej motywacji i działasz automatycznie. Nie wiem, czy mogę ci pozwolić
uczestniczyć w wyprawie. Co, jeśli poprowadzisz swój oddział na śmierć albo sam
zginiesz? Może powinieneś zostać w zamku tym razem.
Zastanowiłem się chwilę nad tym, co mi powiedziała i
niechętnie musiałem przyznać, że ma rację. Sto procent racji. Nie myślałem o
tym, co robię, moje myśli cały czas były przy Erenie i nie orientowałem się do
końca, co się wokół mnie dzieje. Co ty ze mną zrobiłeś, bachorze? Ech... ale
nie mogę opuścić wyprawy. Później już nigdy na żadną nie pojadę. A przynajmniej
takie mam przeczucie.
-Wybacz. Pojadę na wyprawę, wszystko będzie dobrze.
Spojrzała na mnie bez przekonania, ale stwierdziłem, że nie
obchodzi mnie jej zdanie i wróciłem do zamku, w którym Jean był właśnie bity
przez Mikasę, bo ten próbował się do niej znowu przystawiać. Ogółem często
ostatnio od niej obrywał. Ale gdy mnie zauważyli, Mikasa puściła jego ubranie i
chłopak upadł na podłogę, aż przyrżnął głową w stół.
-Nie obchodzi mnie, o co poszło. To ma się nie powtórzyć.
Powiedziałem w momencie, gdy Armin już otwierał usta, by
wytłumaczyć całą sytuację, ale nie pozwoliłem mu na to. Spuścił głowę a moja
krewna spojrzała na mnie z nieukrywaną wściekłością.
-Ten koń próbuje się do mnie dobierać! Eren jeszcze nie
ostygł w grobie a on do mnie wyjeżdża z tekstem, że powinnam o nim zapomnieć i
dać szansę komuś innemu!
Powiedziała a każde jej słowo ociekało jadem. Spojrzałem na
koniomordego, leżącego wciąż na ziemi i podszedłem do niego, widząc, jak na
jego twarzy maluje się coraz większy strach, co sprawiało mi satysfakcję.
-Eren zrobił wszystko, co mógł, przez te kilka ostatnich
lat, byśmy mieli jakąkolwiek szansę wygrać z tytanami i uwolnić ludzkość spod
ich władzy. Musimy to wykorzystać, bo taka sytuacja już się nie powtórzy. Więc
chociażby z szacunku do niego moglibyście wstrzymać się z obrażaniem go
przynajmniej trzy miesiące. Albo będziecie mieć ze mną do czynienia.
Oznajmiłem, po czym zostawiłem tę gromadkę dzieci samych i
poszedłem do siebie, postanawiając przygotować się do wyprawy. Nie wiedziałem,
co mam ze sobą zrobić. Zwykle o tej porze Eren do mnie przychodził z jakimś
durnym pytaniem, wyprowadzając mnie z równowagi i sprawiając, że siedział mi w
głowie przez kolejnych kilka godzin. Przez chwilę wpatrywałem się w drzwi,
jakby wierząc, że kawałek drewna zaraz się otworzy a Eren wpadnie tu z tym
swoim szerokim uśmiechem na ustach i zacznie zadawać mi jakieś głupie pytania.
Ale kawałek drewna ani drgnął a ja musiałem po raz kolejny boleśnie uświadomić
sobie, że już nigdy więcej nie usłyszę jego wesołego głosu.
Nigdy.
Komentarze
Prześlij komentarz