Prowadź mnie - rozdział 3
-Tak jest! O to chodziło!
Chłopcy z Karasuno cieszyli się i objęli się w grupowym
uścisku, wyrażając swoje ogromne szczęście krzykiem i śmiechem. Po przeciwnej
stronie siatki ich przeciwnicy leżeli na podłodze i nie mogli w to uwierzyć.
Jak... jakim cudem przegrali z upadłymi Krukami, mając w swoich szeregach
Oikawę i Iwaizumiego? To było niemożliwe! Jedna część trybun szalała ze
szczęścia a druga milczała w niemej żałobie, że ich faworyci przegrali mecz
eliminacyjny do najważniejszego turnieju siatkarskiego w Japonii dla liceów.
Zastanawiali się, jak mogli przegrać z kretesem? W drugim secie Karasuno pokonało
ich przewagą 2 punktów, w trzecim za to aż 5 punktów. Jak to się stało? Sami
nie wiedzieli. Drużyna Karasuno sama nie miała pojęcia, jakim cudem tego
dokonali, ale udało im się. Wygrali i pojadą na ćwierćfinały do Tokio! Tobio
wykorzystując zamieszanie chwycił swojego chłopaka za rękę i zaciągnął go do łazienki,
gdzie wpił się prosto w jego usta w namiętnym pocałunku.
-Udało nam się! Pokonaliśmy Wielkiego Króla!
Ekscytował się numer 10 Karasuno, uśmiechając się szeroko i
patrząc prosto w oczy swojego chłopaka. Westchnął cicho i objął jego szyję,
patrząc prosto w ciemne oczy.
-Tak. A jak twoja głowa?
Zapytał, odgarniając mu w opiekuńczym geście włosy z twarzy,
chociaż jego mimika ani trochę się nie zmieniła i wciąż wyglądał, jakby nic go
nie obchodziło.
-Nic mi nie jest, będę miał jedynie guza.
Zaśmiał się i musnął krótko jeszcze usta wyższego
nastolatka, w myślach widząc ich kolejne mecze i wygrane. Jeszcze tyle razem
osiągną, będą najlepsi na świecie. Będą reprezentować Japonię. Razem. To
ewidentnie ich przeznaczenie, co widać.
-Okay. Powinniśmy wrócić już do reszty.
Westchnął i po chwili wyszli ramię w ramię z łazienki, każdy
pogrążony w swoich myślach, aż zza zakrętu wyszła grupka trzech dziewczyn,
ślicznych i uśmiechniętych od ucha do ucha.
-Wy jesteście z Karasuno, prawda? Numer 10 i 9?
Zapytała jedna z nich, uśmiechając się szeroko.
Pomarańczowowłosego przeszedł dreszcz. Coś nie pasowało mu w ich uśmiechach.
Wyrazy ich twarzy przerażały go.
-Tak... dlaczego?
Sam nie wiedział, co ma o tym sądzić, ale strasznie się bał.
Miał złe przeczucie i szczęście, które czuł jeszcze chwilę temu minęło jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czuł zagrożenie.
-Widziałyśmy wasz mecz. Byliście niesamowici. Praktycznie
sami pokonaliście Seiju i wspaniałego Oikawę. Doprawdy, niesamowite.
Głos blondynki, która właśnie się odezwała, był zdecydowanie
przesłodzony i przechodziły go od niego ciarki.
-Dzięki. Musimy już iść.
Kageyama najwyraźniej również czuł zagrożenie ze strony
stojących naprzeciw nich dziewczyn, bo przysunął się do swojego chłopaka
nieświadomie i czuł, że musi go ochronić. Tak, jakby cokolwiek im zagrażało ze
strony trzech nastolatek.
-Nie tak szybko. Chciałybyśmy porozmawiać z chłopakami,
którzy dali sobie radę z niezwykłymi umiejętnościami Seijo.
Wyjaśniła ostatnia z nich, robiąc krok w ich stronę, co w
cale im się nie spodobało. Hinacie drżały nogi i bał się, że zaraz zacznie mu
odbijać z powodu tego zamieszania, które nastąpiło.
-Czego od nas chcecie?
Zapytał buntowniczo, chociaż czuł, że serce podchodzi mu do
gardła. Miał wrażenie, że od tej nerwowej atmosfery zaraz zrobi mu się
niedobrze.
-Upewnić się, że nigdy więcej nie doprowadzicie Oikawy do
płaczu.
Dziewczyna wysunięta najbardziej na przód wydawała się być
najbardziej przerażająca i Hinata podświadomie czuł od niej zagrożenie, chociaż
nie wiedział dlaczego. Desperacko próbował zajrzeć jej za plecy, wiedząc, że
musi coś trzymać w rękach, skoro je ukrywa. Kątem oka widział, jak jego partner
nachyla się do niego, najwyraźniej chcąc mu coś powiedzieć.
-Wygrywa najlepszy.
Rzucił do dziewczyn i położył dłoń między łopatkami
rudzielca, chcąc go poprowadzić do wyjścia i upewnić się, że nic im się nie
stanie, chociaż sam nie był tego taki pewien.
-I o to chodzi. Oikawa jest najlepszy.
Zaznaczyła, uśmiechając się przerażająco i spojrzała prosto
w oczy stojącego przed nim numeru 10 Karasuno, który czuł, że zaraz wysiądzie
mu serce.
-Obiecaj, że nigdy więcej nie zagracie w duecie. To jedyna
kombinacja zdolna pokonać Oikawę.
-Niczego nie będziemy obiecywać. Musicie pogodzić się z tym,
że tym razem przegrał.
-Skoro tak, to dopilnuję, byście nigdy więcej razem nie
zagrali!
To był ułamek sekundy. Dziewczyna zamachnęła się i chlusnęła
czymś, próbując najwyraźniej wcelować w twarz Hinaty, ale to Tobio dosłownie po
chwili wił się z bólu po ziemi, zasłaniając twarz rękawy. Dziewczyny uciekły a
Hinata dopadł swojego chłopaka, próbując mu pomóc, chociaż nie wiedział, jak, a
po jego policzkach zaczęły płynąć łzy.
-Tobio! Tobio! Pomocy! Niech ktoś nam pomoże!
Krzyczał, chociaż łzy ściskały mu się w gardle. Co mu jest i
czemu nie może mu pomóc? Co ma zrobić?
Komentarze
Prześlij komentarz