Other universe - Rozdział 9


 Droga do miejsca, w którym moja nowa rodzina miała zamiar spotkać się z tym legendarnym sanninem o imieniu Jiraya, zajęła nam w sumie cztery i pół dnia, podczas których do znudzenia powtarzano mi o tym, jak bardzo muszę uważać i mam się trzymać planu w stu procentach, i jak ważne to jest. Trochę mnie to już nudziło, jedak nic nie mówiłem. Wiedziałem, że jeśli zacznę się stawiać, są w stanie odesłać mnie do domu razem z jednym z ciał Pain'a, który będzie mnie wtedy kontrolować. Kiedy w końcu tam dotarliśmy, byłem jednak szczęśliwy. Nigdy nie widziałem wodospadu a właśnie w takim miejscu się znaleźliśmy. Wodospad otoczony wielkim, pięknym lasem pełnym różnych zwierząt i roślin, których nigdy wcześniej nie widziałem. Zatrzymaliśmy się na szczycie wodospadu i nie mogłem się napatrzeć, jednak Itachi przywołał mnie do porządku.

-Razem z Pain'em pójdziemy do pobliskiego miasta. Będziemy się kręcić po mieście tak długo, aż będziemy pewni, że Jiraya za nami idzie. Kiedy nas zobaczy, nie będzie w stanie odpuścić sobie śledzenia nas. Wtedy sprowadzimy go tutaj i przejdziemy do właściwej części planu. Wszyscy zrozumieli?

Zapytał, przypominając wszystkim o tym, jak wyglądał nasz plan, który nawet ja już znałem na pamięć, bo był tak często powtarzany. Westchnąłem cicho i przytaknąłem doskonale wiedząc, że teraz będziemy po prostu czekać. Konan zajęła się rozłożeniem pułapek, Itachi i Pain skierowali się do miasta a ja... zostałem sam na sam z Kisame, który nad rzeką z wodospadem czuł się niczym... no cóż, niczym ryba w wodzie a sądząc po jego wyglądzie, to miał z rybą bardzo wiele wspólnego.

-Hej, Kisame, powiedz, będziesz dzisiał używał swojego miecza?

Zapytałem, patrząc na to potworne ostrze. Sam raz przez przypadek doświadczyłem, jak jest ono w stanie wyssać całą czakrę człowieka w bardzo niewielkim czasie. Mężczyzna spojrzał na mnie wzrokiem pod tytułem "odczep się ode mnie, szczylu", po czym westchnął cicho i spojrzał na swoją broń.

-Mam nadzieję, młody. Samehada już zbyt długo głoduje i powinienem ją porządnie nakarmić. Sam mam smaka na taką czakrę legendarnego Sannina, hah! Gdybym mógł to zabrałbym czakrę całej trójce i wtedy dopiero zobaczyłbyś, na co stać moje maleństwo.

-Ci sannini są silniejsi od was, prawda?

-Nie silniejsi, młody. Są cholernie silni i bardzo sprytni. W pojedynkę ma się z nimi marne szanse, bo mają duże doświadczenie wojenne. W grupie pójdzie nam to o wiele sprawniej.

-Macie zamiar go zabić?

-Tylko trochę okaleczyć.

Zaśmiał się rekinogłowy a ja już nie chciałem zbytnio zadawać mu więcej pytań, więc po prostu czekałem. Konan niedługo do nas wróciła i zarządziła szybki posiłek, zanim Pain i Itachi będą do nas wracać. Stwierdziła, że walka z Jirayą może być bardzo długa i wyczerpująca, więc musimy być gotowi na wszystko i wcisnęła mi dodatkowe racje żywności na wypadek, gdyby walka się przeciągała. Chociaż Konan zazwyczaj była cicha i stała z boku, to zawsze była bardzo miła i opiekuńcza. W jakiś sposób myślałem o niej czasem, jak o mamie, co było kompletnie abstrakcyjne ale nic nie mogłem na to poradzić. Sposób, w jaki traktowała Pain'a i mnie był po prostu czymś, co przypisałbym do roli mamy.

-Już są. Naruto, chowaj się.

Oznajmiła nagle, gdy już niemal umierałem z nudów. Zebrałem szybko swoje rzeczy i razem z jednym z ciał Pain'a - swoją drogą tym najbardziej milczącym - wszedłem ostrożnie do jednej z bocznych jaskiń. Ja mogłem widzieć bez problemów cały teren, ale wodospad skutecznie zasłaniał mnie z zewnątrz a dodatkowo wejście było niewielkie i pełne wielkich skał, za którymi mogłem się schować. Umościłem się więc za jedną z większych, upewniłem się, że mogę wszystko widzieć i usadziłem się jak najwygodniej to było możliwe w takim miejscu. Zamknąłem na moment oczy i odetchnąłem głęboko, skupiając się na maksymalnym wyciszeniu swojej czakry, co w obliczu takich ekscytujących wydarzeń nie było ani trochę proste, jednak w końcu mi się udało. Otworzyłem oczy, wystawiłem głowę i zacząłem obserwować. Kanon i Kisame zniknęli, chowając się bo mieli być elementem zaskoczenia dla Jirayi. Spojrzałem w górę na niewielki most, który znajdował się tuż przed wodospadem i zauważyłem dwie czarne postacie. Od razu rozpoznałem w nich Pain'a i Itachi'ego. Szli z kapeluszami na głowach, nie spiesząc się absolutnie nigdzie i bardzo pewni siebie. Gdyby nie charakterystyczne szaty organizacji Akatsuki, nikt pewnie nie zwróciłby w tłumie na nich uwagi. Ale oni CHCIELI być zauważeni przez tę jedną osobę, dlatego nie kryli się zbytnio. 

-Yahiro, to ty? Itachi?

Usłyszałem czyiś głos a obaj moi mistrzowie zatrzymali się, jak na zawołanie. Na moment wstrzymałem oddech bo bałem się, że ten ktoś może mnie usłyszeć. Zaraz jednak się skarciłem i przypomniałem sobie, że jestem wśród najlepszych shinobi na świecie. Nic mi się nie może stać.

-Mistrz Jiraya.

Przywitał go Pain i odwrócił się do niego, a w jego ślady poszedł Itachi. Na moment zapanowała cisza, jakby obie strony mierzyły się wzrokiem i oceniały swoje szanse.

-Wiecie, że nie mogę puścić was dalej bez walki. Moim obowiązkiem jest zatrzymanie was i doprowadzenie was do więzienia.

-Jiraya, o ile doskonale to rozumiem, to wolałbym uniknąć walki i oszczędzić ci życie. Zdajesz sobie sprawę, jak wielka jest przewaga siły po naszej stronie?

Po okolicy poniósł się śmiech ich przeciwnika. Wydawało mi się to trochę dziwne, bo nie zauważyłem tam nic śmiesznego.

-Wiem, Itachi. Jednak mimo to nie mogę wam tak po prostu pozwolić odejść. Sam o tym wiesz.

-Chciałbym najpierw jednak z tobą porozmawiać jeśli można, Jiraya. Mam nadzieję, że poświęcisz mi te kilka minut.

Itachi nie wykonał absolutnie żadnego ruchu, jednak doskonale wiedziałem, że wciągnął legendarnego Sanina w swoją iluzję. Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili obaj zostali zepchnięci z mostu na drugi brzeg, przez atakującego ich, dużego mężczyznę o niezwykłej ilości bardzo długich, białych jak śnieg włosów. Z ubioru wyglądał bardziej jak clown, jednak od razu po jego ataku zorientowałem się, jak silny on jest.

Uważnie obserwowałem cały przebieg walki i chłonąłem z zapartym tchem każdą jego technikę. Nawet nie słuchałem, co oni tam do siebie krzyczeli, bo byłem zbyt zajęty zapamiętywaniem i zapisywaniem symboli, jakie wykonywał a poza tym wiedziałem, że ciało Pain'a powiadomiłoby mnie, gdyby stało się coś ważnego. Walka między legendarnym sanninem a czterema członkami Akatsuki była niezwykła, jedyna w swoim rodzaju i bardzo długa. Widziałem wykończonego Kisame, ciężko dyszącą Konan i zirytowanego Pain'a. Nie byłem pewien, co się ma teraz stać, gdy nagle ten białowłosy mężczyzna po prostu zniknął. Od razu się schowałem, tak jak nakazał mi to wcześniej Pain, jednak gdy tylko się odwróciłem, zauważyłem tego mężczyznę stojącego tuż przede mną. Co tu się dzieje?

Komentarze

Popularne posty