"Kocham cię" nie zawsze jest zgubne - rewrite - Prolog


Postać w czarnej bluzie przystrojonym biały futerkiem tanecznym krokiem przemierzała ulice, kierując się do niewielkiego lokalu przystrojonego z zewnątrz białą i niebieską farbą. Już z daleka widział stojącego przed budynkiem rosłego mężczyznę o ciemnej karnacji, ubranego w biały strój kucharza i próbującego rozdawać ulotki przechodniom, jednak większość z tych ludzi była przerażona widząc go i uciekała jak najdalej, nie słuchając nawet, co miał im do powiedzenia.

-Hej, Simon~! Shizu-chan tu nie ma? - zapytał chłopak, podchodząc do obcokrajowca i kierując się razem z nim w stronę wejścia do restauracji, naturalnie idąc tyłem i pozwalając, by wiszące w drzwiach kotary opadły na pracownika.

-Shizuo tu nie ma. Shizuo być tu wcześniej. - usłyszał w odpowiedzi i z uśmiechem odwrócił się, szukając wzrokiem miejsca przy barze. Gdy już je zlokalizował, skocznym krokiem zajął je i oparł oba łokcie na blacie. - To co zwykle? -usłyszał pytanie, na które na początku jedynie odpowiedział skinięciem głowy.

-Tak, ale na wynos. - zreflektował się i zawiesił wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie, wpatrując się w niego z nieobecną miną, nie zauważając upływu czasu.

-Izaya, twoje zamówienie. - ocknął się dopiero, słysząc niski głos, który łamanym japońskim wypowiadał zdania. Z wielkim uśmiechem na ustach chwycił paczkę i położył na ladzie kilka banknotów.

-Dzięki, Simon, na razie~! - rzucił i niemal wybiegł z budynku, wciąż zachowując lekkość i taneczność kroku.

Miał nadzieję być w domu jeszcze przed zmrokiem. W jego twierdzy czekali na niego ludzie Shikiego, człowieka, dla którego najczęściej informator pracował i który ze względu na kilka sytuacji był mu winny kilka ogromnych przysług. Był pewien, że ochrona mu się dzisiaj przyda. Zdobył niepotwierdzone informacje, że ktoś będzie chciał go dzisiaj sprzątnąć. Niestety, wiadomość ta dotarła do niego zbyt późno, by mógł ustalić, kto to taki. Jednego mógł być pewien - nikt go nie tknie przed zachodem Słońca, ktokolwiek chciał go zabić nie był na tyle głupi, by robić to za dnia w świetle słonecznym na zatłoczonych ulicach Tokyo. Zadowolony zaczął nucić pod nosem, jednak jego radość nie potrwała długo.

-Izaya! - kilkanaście metrów za jego plecami rozległ się rozdzierający powietrze ryk, wydobywający się z gardła dobrze znanej mu osoby, a po chwili tuż obok jego głowy ze świstem przeleciał znak STOP. Zatrzymał się w pół kroku i zaklął cicho.

-Cholera, to Shizuś. - mruknął i spojrzał na niebo. Słońce za kilka minut kompletnie zniknie za horyzontem, a wtedy Bestia Ikebukuro nie będzie jego największym zagrożeniem.

Zerwał się do biegu, próbując zgubić byłego barmana w zaułkach, jednocześnie unikając latających dookoła niego znaków drogowych i ciężkich koszy na śmieci, w końcu znikając farbowanemu blondynowi z oczu.

-Ta przeklęta gnida... - mruknęła do siebie wysoka postać, zatrzymując się w miejscu i rozglądając się, czy nigdzie nie minie mu czarna czupryna albo kaptur obszyty białym futerkiem.

Odetchnął z ulgą, czując ulatującą z niego irytację i odpalił papierosa, odwracając się na pięcie, by wrócić do głównej ulicy i pójść wreszcie coś zjeść. Nie odszedł jednak nawet kilku kroków, gdy całkiem blisko usłyszał wystrzał z pistoletu. Przystanął na moment, myśląc, że się przesłyszał, jednak wtedy dźwięk się ponowił, a blondyn zerwał się do biegu w stronę, z której wydawało mu się, że słyszał wystrzał z broni palnej. Nie musiał długo biec, by dotrzeć do zaułku, w którym zauważył kilka podejrzanych osób a na ziemi czyjeś ciało w powoli powiększającej się kałuży krwi. Ze zdziwieniem zauważył charakterystyczną kurtkę i uświadomił sobie, że osobą, która wolno się wykrwawia jest goniony jeszcze chwilę temu przez niego informator.

-Oi, co tu się dzieje? - warknął, upuszczając papierosa na ziemię i zgniatając go butem, ledwo uświadamiając sobie, że podczas biegu wciąż trzymał go w dłoni. Przybrał automatycznie swoją groźną minę, na widok której wszyscy brali nogi zapas. No cóż, przynajmniej wszyscy, którzy go znali.

-Szefie, uciekajmy. To Heiwajima Shizuo! - z gardła jednego z bandziorów wyrwał się rozgorączkowany szept. Jak na komendę wszyscy zaczęli się wycofywać, najpierw powoli, nie spuszczając blondyna z oczu, by zaraz potem puścić się biegiem. Nie minęło wiele czasu, gdy ich kroki ucichły i dwaj najgroźniejsi ludzie Ikebukuro zostali sami. -Dobra gnido, możesz wstać. - rzucił, widząc, że czarna postać wciąż się nie rusza a kałuża ciemnoczerwonej krwi wciąż się rozrasta. -Ej, słyszysz?! -warknął.

W reszcie pochylił się nad leżącym na plecach mężczyzną i zajrzał mu w twarz. Orihara był przytomny, ale dużo bledszy niż zwykle, a spomiędzy sinych ust ciekła stróżka jasnej krwi. Drobna dłoń ozdobiona srebrną obrączką na palcu wskazującym uniosła się w stronę pochylającej się nad nim twarzy, jednak nie zdołała dotknąć nawet kosmyka blond włosów, nim bez sił upadła a z płuc jej właściciela uciekł kolejny oddech. Informator nie poruszył się już nawet o milimetr, leżąc i oddychając płytko obserwował zasnuwające się chmurami niebo na wpół przymkniętymi oczami.

-Zimno.

Szepnął po kilku sekundach przerażającej ciszy, która zdawała się trwać całą wieczność, jednak jego głos był tak słaby, że ledwo dało się go wychwycić pośród codziennych odgłosów wielkiego miasta. Powieki opadły, zasłaniając czerwone tęczówki, a ich właściciel drżał na całym ciele. Długie rzęsy rzucały mroczny cień na przeraźliwie blade policzki. Ex barman przeklął pod nosem i podniósł ostrożnie umierającego bruneta, przytulając go do siebie i zaczynając biec w sobie tylko znanym kierunku.

-Shi... zu... chan.. - wymamrotała słaba postać w jego ramionach, której krew powoli zabarwiała jego śnieżnobiałą koszulę, po czym zamienił się w jeszcze żywą kukiełkę, tracąc przytomność.

-Nie waż się umierać, pchło. - warknął ochroniarz wbiegając do jednego z budynków, mimo że wiedział, iż gasnący mężczyzna go nie usłyszy.

Komentarze

Popularne posty