"Kocham cię" nie zawsze jest zgubne - rewrite - rozdział 4





Minął tydzień. Dwa tygodnie. Trzy. Shizuo jednak nie odezwał się ani słowem do informatora. Nie napisał. Nie zadzwonił. Nie przyszedł. Nie sprawdził. Namie coraz bardziej niepokoiła się o swojego pracodawcę, gdy kolejny posiłek pozostawiony pod drzwiami sypialni Izayi pozostawał nietknięty. Mężczyzna kursował tylko do łazienki i z powrotem do sypialni, więc gdy sekretarka usłyszała kroki na schodach ze zdziwieniem spojrzała na poszarzałą i wychudzoną postać jej szefa.

-Odwołaj spotkanie z Shikim. Nie dam rady.

Poprosił, nie patrząc na nią, tylko na swoje bose stopy. Trzymał się kurczowo poręczy, jakby bał się, że się zaraz przewróci, co pewnie w cale nie było tak dalekie od prawdy.

-Izaya, tak nie można!

Powiedziała, z przerażeniem patrząc na cień człowieka, który przed nią stał. Mimo, że go nie lubiła, martwiła się o niego. Blada dłoń uniosła się i machnęła niedbale.

-Nie ważne. Zostaw mnie w spokoju.

Odparł cicho, wracając na górę po schodach. Po chwili dało się słyszeć trzask drzwi i zapadła cisza. Płakał. Nie widziała tego, a mimo to była pewna, że mężczyzna usiadł pod ścianą i zaczął płakać. Postanowiła, że do niego zajrzy i weszła powoli, cicho po schodach, by go nie wystraszyć. Jeśli miała szczęście, nie zamknął drzwi na klucz. Nacisnęła klamkę i powoli otworzyła drzwi, zaglądając do pokoju. Na widok, który tam zastała, każdy inny człowiek zareagowałby krzykiem i przerażeniem, jednak ona jedynie wyciągnęła telefon wybierając numer i uklękła obok powoli wykrwawiającej się postaci, uciskając chustką jego podcięte żyły, mimo, że ten próbował się wyrwać, co nie było możliwe, bo był bardzo osłabiony.

-Shinra? Izaya podciął sobie żyły.

Rzuciła, słysząc, że ktoś odebrał, po czym odłożyła urządzenie i wolną dłoń przytknęła do chłodnego czoła. Widziała, jak czarnowłosy powoli opadał z sił, a krew przeciekała jej między palcami. Bała się, że lekarz podziemia nie zdąży na czas. Szybko zrobiła opaskę uciskową i uniosła ranną kończynę w górę, by zminimalizować utratę krwi, wciąż wpatrując się w jego twarz. Nie wiedziała, ile minęło czasu, nim ktoś wbiegł do mieszkania a potem po schodach na górę, przejmując od niej Izayę. Celty wyprowadziła ją z pokoju i pomogła lekarzowi opatrzyć rany ich przyjaciela, chociaż oboje byli przerażeni. Jakim cudem ktoś taki, jak Izaya, doszedł do stanu, w którym próbował targnąć się na swoje życie? Szczęściem szatyn miał wprawę w zakładaniu szwów i niedługo potem było po strachu, jednak wiedział, że musi poprosić informatora o udanie się do psychiatry, a przekonanie go do tego nie będzie prostym zadaniem. Westchnął z ulgą i przeniósł chłopaka na łóżko, zauważając, jak lekki się stał od czasu ich ostatniego spotkania i usiadł przy nim, obserwując go przez chwilę, po czym wyciągnął telefon z kieszeni kitla lekarskiego i wybrał numer. Nie musiał długo czekać, by usłyszeć w słuchawce znajomy głos.

-Izaya próbował się zabić. Prawie mu się udało.

Powiedział bez ogródek. Wiedział, że między tą dwójką coś zaszło i to dlatego Izaya chciał zakończyć swój żywot, ale nie wiedział, co takiego. Trzask i po chwili przerwało połączenie. Pewnie Bestia Ikebukuro roztrzaskała kolejny telefon komórkowy. Westchnął i schował twarz w dłoniach. Co się stało, że świat zaczął stawać na głowie? Cenił sobie przyjaźń zarówno Izayi jak i Shizuo, żadnego z nich nie chciał stracić, znał ich od tak dawna...

-Czemu płaczesz?

Usłyszał słaby, zachrypnięty głos. Spojrzał w bok i natknął się na spojrzenie czerwonych oczu, które normalnie wesołe i żywe, teraz były martwe jak u lalki.

-Nie płaczę. Próbuję zebrać myśli. Musimy porozmawiać.

Zaczął lekarz, spoglądając na niego. Wiedział, że musi mu pomóc, nie tylko dlatego, że jest lekarzem, ale też w imię ich przyjaźni. Jedna z czarnych brwi powędrowała w górę.

-Musisz zapisać się do psychiatry. Próba samobójcza? W dodatku ostatnie trzy tygodnie zniknąłeś z tego świata i nie odbierałeś telefonów. Widać, że się wygłodziłeś. Musisz iść po pomoc do specjalisty.

Wyjaśnił, obserwując, jak powoli jego przyjaciel przenosi wzrok na sufit.

-Nie.

Odparł po prostu, ledwo słyszalnie, ale w ciszy panującej w pomieszczeniu dało się go usłyszeć.

-Izaya, proszę. Znam psychiatrę, który pracuje dla podziemia, pomoże ci.

Przekonywał go dalej, ale widział już, że to mu się nie uda.

-Nie chcę, Shinra, skończ z tym. Przez całe życie kochałem jedną osobę ale bałem się jej przyznać. Gdy to w końcu zrobiłem, ta osoba złamała mi serce. Zostało wyrwane i poszatkowane. Ja nie chcę się tak dłużej czuć.

Jego odpowiedź była zadziwiająco szczera i obaj dobrze o tym wiedzieli. Wiedział o tym również stojący za drzwiami blondyn.

-Powinniście byli pozwolić mi umrzeć.

Rzucił sucho informator, okrywając się szczelniej kołdrą. Było mu zimno, ale jeszcze zimniejszy dreszcz przeszedł obu mężczyzn, kiedy to usłyszeli. Shizuo otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia, zwracając uwagę obu przyjaciół na swoją osobę. Kolejny dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa, gdy spotkał spojrzenie czerwonych oczu niczym u lalki.

-Co ty najlepszego zrobiłeś...

Zapytał, podchodząc do bruneta i klękając obok niego na podłodze.

-To, co konieczne.

Padła cicha odpowiedź. Lekarz wstał i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając dwóch najgroźniejszych ludzi w Tokyo sam na sam.

-Nie było konieczne, nie możesz tak robić.

Poprosił ex barman, biorąc zimną dłoń w swoje i ogrzewając bladą skórę.

-Mogę. Nienawidzisz mnie.

Odpowiedział, beznamiętnie podążając wzrokiem za ruchami chłopaka. Bestia westchnął i spojrzał mu prosto w czerwone od wielodniowego płaczu oczy.

-Nieprawda. Potrzebowałem czasu, ale tęskniłem za tobą.

Wyznał, a w złotych oczach rozbrzmiał smutek. Informator uniósł jedną brew, ale jego obawy zostały rozwiane w momencie, gdy malinowe wargi zakryły te jego w delikatnym pocałunku.

-Razem sobie poradzimy.

Obiecał blondyn, po raz pierwszy od dawna zauważając swego typu nadzieję i radość na wykończonym obliczu chłopaka.


Komentarze

Popularne posty