Porwanie - rewrite - rozdział 9








Biegłem do domu okularnika, ściągając na siebie spojrzenia przechodniów, chociaż nie dbałem o to. W głowie krążyła mi tylko jedna myśl.

Izaya jest ranny.

Dlaczego tak bardzo się tym przejąłem? Sam nie wiem. Było to dla mnie zagadką, ale w tym momencie nie było czasu, by się nad tym zastanawiać. Nie potrafiłem odnaleźć się w tym, co czuję, ale na to również nie było teraz czasu. Wpadłem do środka, niemal przerabiając drzwi na zapałki i wbiegłem do salonu, gdzie znalazłem Alice, siedzącą na kanapie, całą we krwi, bladą z przerażenia i roztrzęsioną, z zapłakaną twarzą. W życiu nie widziałem jej w takim stanie.

-Shizuo...

Zerwała się z kanapy gdy tylko mnie zauważyła i podeszła do mnie.

-Gdzie jest Izaya? Co z nim? Nic ci nie jest?

Zasypałem ją gradem pytań, nie wiedząc, na które chcę znać odpowiedź jako pierwsze. Po jej policzkach popłynęła nowa fala łez.

-Shinra i Celty go operują. Nie wiedzą, czy przeżyje.

Powiedziała cicho, ściśniętym głosem. Zaprowadziła mnie na kanapę i ciężko padłem obok niej, będąc w szoku. Milcząc, siedzieliśmy obok siebie, każdy pogrążony we własnych myślach, oczekując na jakiekolwiek informacje. Bałem się, chociaż nie do końca wiedziałem, dlaczego, ale coś boleśnie ściskało mi serce, gdy myślałem o tym, że ta wesz nigdy więcej może się do mnie nie uśmiechnąć w ten wkurwiający, asymetryczny sposób. Gdy Celty i Shinra weszli do pomieszczenia, poderwałem się, patrząc na nich wyczekująco. Widziałem, jak zmęczeni byli i bałem się, co od nich usłyszę.

-Operacja się udała. Przeżyje, jeśli się obudzi.

Powiedział szatyn, opadając na krzesło przy stole. Poczułem, jak zalewa mnie fala ulgi. Czyli jeszcze nic nie jest przesądzone. Nikt więcej się nie odezwał. Celty przyniosła dla wszystkich herbatę i próbowaliśmy ukoić nasze zszargane nerwy ciepłym naparem. Nie było rady. Musieliśmy czekać. Wróciłem na kanapę i objąłem ramieniem drobną dziewczynę, której ciałem wciąż wstrząsał szloch.

***

Przez dwa dni nic się nie zmieniło, a czas mijał nas w okropnej niepewności i dzwoniącej w uszach ciszy. Praktycznie zamieszkaliśmy w domu lekarza podziemia, nie wiedząc, co mamy zrobić. Mimo, że ten stan był niezdrowy, nie potrafiliśmy inaczej. Ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju.

-Alice... jak właściwie do tego doszło?

Zapytałem, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Dziewczyna zagryzła wargę, spoglądając na swoje złączone dłonie.

-Jesteśmy informatorami. Musimy mieć informacje o wszystkim. Wybuchła wojna gangów, więc oczywiście musieliśmy tam być i obserwować. Taka praca. Ale to wymknęło się spod kontroli. Zauważono nas. Byli tam ludzie, którzy postrzelili Shizuo. Zaczęli w nas strzelać. Oberwałam w ramię, ale Izaya.... on nie miał tyle szczęścia. Byłam przerażona. Tracił tak wiele krwi... Zadzwoniłam po Celty i odciągnęłam go gdzieś na bok, żeby nas nie dorwali. Z każdą chwilą jego skóra była coraz zimniejsza... patrzyłam, jak umiera, i nie mogłam nic zrobić.

Głos jej się łamał, gdy to mówiła a po jej policzkach znów popłynęły łzy. Ostatnio ciągle płakała i nie dziwiłem jej się. Z kolei Shinra poderwał się i przyniósł ze sobą kilka rzeczy.

-Które to ramię?

Zapytał jej. Zdjęła kurtkę i oderwała prawy rękaw sweterka, wiedząc, że nie podwinie go tak bardzo, z resztą ubranie i tak było kompletnie zniszczone. Widziałem mocno zanieczyszczoną ranę, w której rozwijał się stan zapalny. Shinra westchnął i zajął się raną, opanowany, jak na lekarza przystało.

-To nie twoja wina.

Napisała Celty na swoim PDA i podstawiła jej pod nos. Dziewczyna spojrzała na nią nieprzytomnie, ale nic nie odpowiedziała. Założyła kurtkę, gdy Shinra wstał i skończył ją opatrywać.

-Zajrzę do Izayi i idę spać. Dobranoc.

Oznajmił i wyszedł z pomieszczenia, a zaraz za nim wyszła Celty. Nie dziwiłem się, pewnie byli wykończeni.

-Też się położę. Nie martw się.

Powiedziałem do nastolatki i zostawiłem ją samą, idąc do pokoju gościnnego, który okupowałem. Wiedziałem, że za ścianą leży nieprzytomny Izaya i było mi trochę lepiej, mając świadomość, że jest blisko.

W środku nocy obudziły mnie jakieś szepty i jęki bólu. Przez kilka minut miałem wrażenie, że się przesłyszałem, ale nie... odgłosy dobiegały z pokoju obok. Gdy to sobie uświadomiłem, zerwałem się i wpadłem do pokoju pacjenta, gdzie pchła wiercił się na łóżku.

-Izaya?

-Shizzy...?

Odpowiedział mi słaby głos. Byłem w takim szoku, że dopiero po chwili się ogarnąłem.

-SHINRA!

Komentarze

Popularne posty