"Kocham Cię" nie zawsze jest zgubne - rewrite - rozdział 10






Błądziłem po mieście bez celu, z słuchawkami na uszach, wiedząc, że nie mam nic innego do roboty - moja praca jest w Japonii, nie we Włoszech. Zaplanowałem cały czas na spędzaniu go z Shizuo, ale no... wyszło jak wyszło. Niestety, w małym miasteczku, które odwiedziliśmy, nie działo się zbyt dużo, więc niemiłosiernie się nudziłem. Muzyka płynąca z moich słuchawek wycisnęła wreszcie szczere łzy smutku z moich oczu, więc schowałem się w jednym z zaułków, a po chwili ktoś złapał mnie za ramię i obrócił przodem, pozwalając mi ujrzeć znajomą postać. Ściągnąłem słuchawki, ale było za późno, by powstrzymać łzy.

-Co tu robisz?

Zapytałem, widząc, jak Bestyjka próbuje uspokoić oddech. Najwyraźniej długo biegł.

-Co ty odpierdalasz?! Ni z gruchy ni z pietruchy uciekasz i latam za tobą pół dnia jak debil!

Warknął, patrząc na mnie spode łba. Zaśmiałem się smutnie.

-A po co jestem ci potrzebny? Wolisz się zabawiać z dwoma dziwkami jednocześnie?

Zapytałem gorzko, widząc zaskoczenie na jego twarzy.

-O czym ty mówisz.

Tak się chcesz bawić, Shizuś? Chcesz grać, że niby nie wiesz, o czym mówię? Żałosne.

-Ty już dobrze wiesz, o czym mówię! Jestem tylko kolejną zabawką, tak? Kiedy chciałeś mi powiedzieć?! Zdążyłeś już wyruchać tego chłoptasia od śniadań!

Wrzasnąłem mu prosto w twarz, czując, jak każde kolejne słowo rozdziera mi serce. Próbowałem wyrwać swoją rękę z jego żelaznego uścisku, ale nie byłem w stanie.

-Puść. To boli...

Szepnąłem, spuszczając wzrok na swoje buty.

-Co ty pieprzysz? Nie jesteś moją zabawką! Nigdy nie byłeś! Kocham cię, Izaya, rozumiesz?!

Wrzeszczał, a ja czułem łzy w oczach. Chciałem mu wierzyć, tak bardzo chciałem mu uwierzyć...

-Przestań, to boli. Nie kłam.

Prosiłem cicho. Nie chciałem płakać, ale czułem, że nie mam już sił. To tak bardzo bolało...

-Nie kłamię. Kocham cię.

Szepnął, po czym przytulił mnie do siebie mocno. Chciałem go odepchnąć, ale nie mogłem, nie miałem dość siły.

-Przestań, proszę.

-Nie.

-Proszę...

Czułem, że robi mi się słabo. Po co to przedstawienie? No po cholerę?

-Nie, Izaya. Kocham cię i nie opuszczę.

Brzmiało to jak obietnica, ale ciężko było mi wierzyć.

-Ale... ten chłopak...

Zacząłem, ale przerwał mi, kręcąc głową i śmiejąc się cicho.

-Chodził do klasy z moim bratem. Nie widziałem go od wieków.

Spojrzał mi w oczy, pokazując tym, że nie kłamie.

-Ale..

-Co znowu?

-Jaką mogę mieć pewność, że nie kłamiesz?

Zapytałem, a on w odpowiedzi chwycił moją twarz w swoje dłonie i złączył nasze usta w długim, szczerym pocałunku, odbierając mi zdolność oddychania i sprawiając, że nogi ugięły mi się w kolanach.

-Teraz mi wierzysz?

Zapytał w końcu, odsuwając się ode mnie nieznacznie. Odetchnąłem cicho, próbując wyrównać oddech.

-Tak. Ale pożałujesz, jeśli kłamiesz.

Ostrzegłem go, a on chwycił mnie za dłoń, ciągnąc mnie z powrotem w stronę hotelu.

-Przestań już z tym "ale".

Westchnął i uśmiechnął się do mnie, a ja poczułem, jak moje serce zabiło szybciej. Szedłem za nim potulnie jak baranek, zawstydzony tym, że widział mnie, jak płaczę, a gdy weszliśmy do hotelu podszedł do nas ten chłopak.

-Wszystko już gotowe.

Powiedział do blondyna, uśmiechając się do nas przyjaźnie.

 -Dzięki.

Odparł Potworek, ciągnąc mnie do windy i po chwili staliśmy przed drzwiami do naszego apartamentu. Zamurowało mnie, gdy zobaczyłem, co tam na mnie czekało.

-Shizuś...

Wyszeptałem, patrząc oszołomiony na pięknie ozdobiony stół, zastawiony wykwintnym jedzeniem jak z najlepszej restauracji.

-Miałem natchnienie romantyzmu.

Wyjaśnił, popychając mnie lekko, bym podszedł do stołu. Zabraliśmy się za jedzenie i od słowa do słowa dowiedziałem się, że Shizuo wybiegł za mną, nie jedząc nawet śniadania, więc obaj umieraliśmy z głodu.

-Strasznie mało jesz.

Skomentował, widząc, jak odkładam sztućce na talerz i wycieram usta serwetką. Zaśmiałem się cicho.

-Zawsze to powtarzasz.

Zauważyłem i popijałem szampana, podczas gdy on kończył swój posiłek.

-Może pójdziemy do jacuzzi?

Zapytałem wreszcie, uśmiechając się zalotnie. Spojrzał na mnie z błyskiem w złotych oczach.

-Taki był plan.

Powiedział, wstając i ciągnąc mnie do łazienki, gdzie napuścił wody do wanny i rozebrał się, wchodząc do środka i zerkając na mnie oczekująco. Zdjąłem swoje ubrania i zanurzyłem się w ciepłej wodzie, patrząc mu w oczy. Przyciągnął mnie do siebie, sadzając mnie sobie na kolanach i złączył nasze ustaw namiętnym pocałunku, po chwili wsuwając mi język do ust. Położyłem mu dłoń na policzku i nagle poczułem, jak jego wyraz twarzy się zmienia i łapie za mój nadgarstek, rozdzielając nasze usta. Niezadowolony wtuliłem twarz w jego szyję.

-Co to jest?

Zapytał cicho, przyglądając się mojej skórze. Spojrzałem na niego, niezbyt wiedząc, o czym mówi, ale gdy spojrzałem tam, gdzie on, uświadomiłem sobie, o co chodzi i zbladłem, co mu nie umknęło.

-Dobrze się czujesz? I skąd to się wzięło na twoim ciele? Wczoraj tego nie było.

Dopytywał, podtrzymując mnie jedną ręką w pasie. Patrzyłem przez chwilę na głębokie rozcięcia mojej bladej skóry i zamknąłem oczy, wtulając się w niego.

-Ludzie robią różne rzeczy. A takiemu bogowi jak ja to nie zaszkodzi.

Zapewniłem go,  ale wiedziałem, że to mu nie wystarczy.

-Ale dlaczego?

Zapytał, a ja spojrzałem mu w twarz, prosto w jego złote oczy.

-Przepraszam.

Powiedziałem, na co nakrył moje usta swoimi, krótko, po chwili się odsuwając.

-Więcej tego nie rób.

Poprosił i wrócił do całowania mnie, na co zamruczałem cicho. Poczułem, jak wędruje palcami po moim kręgosłupie, wywołując dreszcze, aż w końcu poczułem, jak wsadził we mnie dwa palce, poruszając nimi w moim wnętrzu, na co jęknąłem mu prosto w usta.

-Shizuś...

Jęknąłem prosząco, ale to mu wystarczyło, by zrozumiał i kontynuował.

***

-Izaya.

Usłyszałem groźny ton mojego chłopaka. Odgarnąłem swoją przydługą grzywkę z moich oczu i odnotowując sobie w myślach, że po powrocie muszę iść do fryzjera.

-Hmm?

Zapytałem słodko, udając, że nie wiem, o co mu chodzi.

-Nawet mnie nie denerwuj, udając, że nie wiesz, o co chodzi.

Zagroził, na co zacmokałem, ledwo powstrzymując śmiech.

-Shizuś. Musisz mnie zrozumieć…

 Poprosiłem cicho, ubierając swoją bluzę z krótkim rękawem. No co? Uwielbiam się z nim droczyć.

-Cholerna pchło!

Warknął, a ja podszedłem do niego i wsunąłem mu na nos jego ciemne okulary i uśmiechnąłem się.

-Ciesz się, że zgodziłem się to przełożyć, bo nie chcę nam psuć urlopu.

Powiedziałem, całując go w policzek.

-Zabiję, po prostu kiedyś cię zabiję.

Powiedział, obejmując mnie.

-Zawsze to powtarzasz, i jeszcze żyję.

Zaśmiałem się, obejmując go za szyję.

-Ale czemu do cholery ja mam cierpieć? To ty sobie jakieś głupoty ubzdurałeś!

Zapytał, wyraźnie spuszczając z tonu.

-Bo to twoja wina, zero seksu przez tydzień po powrocie, a teraz chodź na plażę.

Pociągnąłem go na plażę a zaraz pomieszczenie wypełnił jego wściekły krzyk.

-IZAYA!


Komentarze

Popularne posty