My wonderful nightmare - Rozdział 17


 Obóz treningowy przebiegał w bardzo dziwnej atmosferze. Chociaż zdawało mi się to wręcz absurdalne, miałem wrażenie, że nawet Suga i Daichi byli jacyś inni. Mimo to podświadomie ignorowałem ten fakt, nie chcąc psuć sobie przyjemności z gry, co nie było w cale takie proste. 

Ostatniego wieczora wszyscy zebraliśmy się na wspólnego grilla i musiałem przyznać, że przywoływało to miłe wspomnienia z pierwszego obozu, na który w ogóle pojechałem, jako pierwszoroczny w Karasuno. Rozmawiałem wesoło z kim się dało, chociaż wesoło było tylko z mojej strony - miałem wrażenie, jakby czegoś mi nie mówili a moja obecność w jakiś sposób ich stresowała. Zmęczony tym wszystkim siadłem w końcu w jednej z mniejszych sal treningowych, chcąc od nich wszystkich odpocząć. Tak było cały tydzień - odpowiadali mi zdawkowo i unikali mnie, zupełnie jakbym coś im zrobił. Nie mogłem jednak dociec do tego, co takiego mogło się stać. Dodatkowo oliwy do ognia dolewał fakt, że nawet moi współlokatorzy zachowywali się w stosunku do mnie inaczej niż zwykle. Czyżby nagle przestali mnie lubić? Coś się w ogóle stało?

-Hej, szukałem cię.

Poderwałem wzrok i spojrzałem siadającego obok mnie Sugawarę, który szybko napisał coś na telefonie, nim na mnie spojrzał. Wyglądał na zmartwionego, chociaż oczywiście nie miałem pojęcia, dlaczego. Nikt mi nic nie mówił i myślałem, że za chwilę z tego tytuły zwariuję. 

-Co ty tu robisz?

Przez cały tydzień go nie widziałem i doskonale zdawałem sobie sprawę, że ich uniwersytet nie brał udziału w naszym obozie treningowym, dlatego jego obecność tutaj była co najmniej dziwna. Po chwili do sali powoli zaczęły wchodzić kolejne osoby - wszystkie z naszej drużyny Karasuno. Zupełnie, jak za dawnych czasów - z tą różnicą, że część z nich przypatrywała mi się z niepewnością a inni z żalem. Jako ostatni weszli Kenma, Kuuro, Bokuto i Akaashi. Zastanawiałem się, o co w tym wszystkim chodzi, podczas gdy ostatni z nich zamykali za nami drzwi i zajmowali miejsca na ziemi. Mimo to ja wciąż wpatrywałem się w naszą drużynową mamę.

-Zdaje się, że jest coś, o czym musimy porozmawiać.

-I po to przyjechaliście tu z Daichim i ściągnęliście tu wszystkich?

-To nie jest prosty temat, nie powinieneś...

-Nie, mam tego dość! Od początku obozu wszyscy dziwnie się zachowujecie! Zrobiłem coś nie tak? Powiedzcie mi, co, to się poprawię! Przepraszam, jeśli coś źle zrobiłem ale o tym nie wiem! Dlaczego tak się zachowujecie?! Nie lubicie mnie już..?

Nie potrafiłem tak dłużej siedzieć w milczeniu. Wszyscy przyglądali mi się z czymś na kształt współczucia i niezmiernie denerwowało mnie to, że nie znałem powodu ich dziwnego zachowania. Zastanawiałem się, co takiego się wydarzyło, ale powoli miałem tego wszystkiego dość. Ich dziwnego zachowania, tej niezręcznej atmosfery... wszystkiego.

-Nie wygaduj bzdur.

-Oczywiście, że cię lubimy.

-Dlatego jesteśmy tu dzisiaj dla ciebie.

Usłyszałem głosy coraz to innych osób ale nie potrafiłem na nikogo spojrzeć. Czułem się źle. Niby przez cały tydzień zachowywali się dziwnie ale z jakiegoś powodu to właśnie dzisiaj w trakcie tego grilla poczułem to wykluczenie i odrzucenie najmocniej i nie potrafiłem już tego ukrywać. 

-Przepraszam, że robimy to dopiero dzisiaj. Chcieliśmy, żebyś skupił się na treningu i wyniósł jak najwięcej z tego obozu. Nie wyszło najlepiej, najwyraźniej...

Daichi przysunął się i położył mi dłoń na ramieniu ale nawet nie podniosłem na niego wzroku. Nie chciałem. Ciągle traktowali mnie jak małe dziecko i teraz miałem już pewność, że coś ukrywają.

-Pamiętasz to pisemko, które czytałem w trakcie zbiórki? 

Tym razem głos zabrał Tanaka. Pokiwałem nieznacznie głową, przypominając sobie, że faktycznie coś takiego miało miejsce. Miałem potem przeczytać je razem z Noyą ale Tanaka twierdził, że je zgubił.

-Pojawił się w nim pewien artykuł, który bardzo wiele nam wyjaśnił.

Dopiero wtedy spojrzałem na Sugę, który wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Ale niby z jakiego powodu? Rozejrzałem się po sali ale wszyscy wpatrywali się w podłogę - jakby czuli się winni albo powstrzymywali łzy. Co tu się do jasnej ciasnej wyprawia? 

-Artykuł był o Kageyamie i jego wypadku. 

Poczułem, jak moje serce zwalnia bicie, gdy usłyszałem słowa Daichi'ego. O Kageyamie? Nie chciał z nami rozmawiać na temat tego wypadku... Wciąż nie było z nim kontaktu. Co takiego tam napisali? 

-Wychodzi na to, że Oikawa przebywa w więzieniu za spowodowanie trwałego, ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Tobio.

Dodał w końcu a ja miałem wrażenie, że świat rozpada mi się na kawałki. Co prawda nie miałem najlepszych relacji z Wielkim Królem Oikawą ale nigdy nie uważałem go za wroga - podziwiałem jego umiejętności a jednocześnie nienawidziłem z nim przegrywać i czasem mnie trochę denerwował. Nie mogłem uwierzyć w to, że mógł on skrzywdzić swojego kouhai, że mógł skrzywdzić Kageyamę...

-Co..?

Nie byłem w stanie nic więcej z siebie wydusić, bo płacz ściskał mi gardło. Myślałem, że zaraz się rozpłaczę i rozpadnę. Sama wiadomość o wypadku Kageyamy bardzo mnie zabolała i rozbiła. Zobaczenie go z kontuzją było okropne i sprawiło, że rozpadłęm się na maleńkie kawałeczki. Teraz miałem wrażenie, że już się z tego nie podniosę. 

-Oikawa nie mógł przeboleć tego, że Tobio jest lepszy od niego. Specjalnie wjechał w Kageyamę samochodem... niemal go zabijając.

Dopiero po chwili zorientowałem się, że mam problemy z oddychaniem. Ledwo mogłem złapać powietrze do płuc a i tak wydawało mi się, że coś ciężkiego przygniata mi klatkę piersiową. Zaraz potem cały świat zaczął mi wirować przed oczami, w uszach słyszałem narastający szum własnej krwi a ciało bolało zupełnie tak, jakbym właśnie był palony żywym ogniem. 

-Hinata?

Usłyszałem głos Kenmy ale nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Nawet przełykanie śliny było ogromnym wyzwaniem a oddychanie z każdą chwilą stawało się coraz trudniejsze - powietrze zaczęło zdawać się być nieosiągalne, zupełnie jakby ktoś zaciskał mi pętlę na szyi. 

-Shoyo, spokojnie.

-Oddychaj, krewetko!

-Niech ktoś zadzwoni po karetkę!

-Shoyo!

Głosy wszystkich zlewały się w jedno, podczas gdy zrobiło mi się czarno przed oczami. Czułem, jak ktoś mocno mnie do siebie przytula ale nie wiedziałem nawet, kto to taki. Słyszałem czyjeś krzyki i poruszenie, jednak nie byłem w stanie rozróżnić ani głosów ani poszczególnych słów. Nie mogłem nawet złapać oddechu a głowa coraz bardziej mnie bolała i miałem wrażenie, że zaraz coś mi ją rozsadzi. Nie mam pojęcia, kiedy odpłynąłem.

Komentarze

Popularne posty