Odnaleźć siebie - Rozdział 7 - REWRITE


 pov Nicholas

Całą noc i kolejny poranek przesiedziałem przy łóżku Justina w pokoju gościnnym, siedząc na przyniesionym tu krześle i wpatrując się w jego spokojną twarz. Nim dotarliśmy do mojego domu, najgorsza część Przebudzenia się zakończyła i chłopak mógł odetchnąć z ulgą, jednak nie budził się mimo tego, czego się spodziewaliśmy. Zdenerwowany więc wezwałem do siebie w środku nocy lekarza, który jednoznacznie stwierdził, że przez ogólny stan zdrowia w jakim znajduje się nastolatek Przebudzenie stanowczo za bardzo przeciążyło jego ciało i stracił on po prostu przytomność. Miał się obudzić dopiero, gdy odzyska chociaż część sił lub też miał zapaść w śpiączkę. Nikt nie wiedział, w którą stronę to pójdzie jednak ja trwałem przy nim prosząc wszystkie niebiosa, by pozwoliły mu się wkrótce obudzić. Westchnąłem ciężko po raz kolejny w ciągu tych ostatnich kilku godzin, po czym odgarnąłem nieprzytomnemu chłopakowi kilka sklejonych kosmyków z twarzy, głaszcząc go zaraz potem po policzku. Wiedziałem, że muszę być cierpliwy, jednak to czekanie mnie wykańczało. 

W pewnym momencie z zaskoczeniem zorientowałem się, że patrzy na mnie para błękitnych oczu i definitywnie nie mogłem wyjść z szoku. Najwyraźniej moje prośby zostały wysłuchane i chłopak nie pozostanie nieprzytomny przez kto wie jak długi czas. Poderwałem się z krzesła, przyklękając przy łóżku i ujmując jego dłoń w swoje, całując delikatnie jego palce. Sam fakt, że się obudził uszczęśliwił mnie do tego stopnia, że mógłbym skakać pod sufit a ogromny uśmiech nie chciał zniknąć z moich ust.

-Dzień dobry. 

Szepnąłem nie będąc do końca pewien, czy może nie boli go głowa ani czy w ogóle powinienem już się odzywać, czy może potrzebuje jednak trochę więcej czasu. Chłopak przyglądał mi się z jakimś zaciekawieniem, szokiem i strachem wymalowanym na twarzy, jednak pod płaszczem tych wszystkich emocji w jego oczach skrywało się również nieopisane pragnienie - chociaż nie do końca wiedziałem, czego dokładnie pragnął. 

-Gdzie ja jestem?

Wychrypiał w końcu, zupełnie jakby jego gardło było zupełnie wysuszone, niczym piasek na pustyni. W sumie było to dosyć logiczne, bo ten przeraźliwy krzyk, który wydobywał się z niego przez kilkadziesiąt długich minut wczorajszego dnia musiał uszkodzić lekko jego struny, co miejmy nadzieję wkrótce się zagoi. 

-W moim domu, przywiozłem cię tu parę tygodni temu, gdy zemdlałeś, pamiętasz?

Zapytałem na co powoli pokiwał głową, rozglądając się nieśmiało po pokoju. Czułem, że jest niepewny i że się boi jednak nie potrafiłem teraz nic na to poradzić, bo po prostu nie wiedziałem, jak mogę mu pomóc aby czuł się w końcu pewnie i bezpiecznie. Przecież to właśnie tu jest jego miejsce, wśród swoich, przy mnie. 

-Chyba tak. Co się stało?

Kolejne pytanie i mentalnie dałem sobie strzała w twarz. Przez ten cały stres i niepewność nie zacząłem nawet myśleć nad tym, co powinienem mu powiedzieć a przecież pewnym było, że mnie o to zapyta. Zacząłem gorączkowo myśleć, nie mogąc znaleźć żadnej logicznej odpowiedzi a doskonale wiedziałem, że nie mogłem go okłamać - po pierwsze więź, która nas łączyła, skutecznie mnie przed tym powstrzymywała, bo każde kłamstwo wobec swojej Duszy oznaczało ból w sercu do czasu wyjawienia prawdy a po drugie również dzięki tej więzi chłopak od razu zorientowałby się, że kłamię.

-Co ostatnie pamiętasz?

Odbiłem piłeczkę, chcąc zyskać na czasie i zobaczyłem zmarszczkę po środku jego czoła, gdy zmarszczył brwi próbując sobie wszystko dokładnie przypomnieć.

-Wróciłem z pracy do domu i nagle poczułem przeszywający mnie ból. Nie wiem, co się działo później.

Czułem, że nie wszystko mi powiedział, jednak nie skomentowałem tego. Prędzej czy później dowiem się, co też przede mną zataił. Westchnąłem ciężko, spuszczając głowę i na prawdę żałując, że nie pomyślałem o tym wcześniej.

-Pozwolisz, że wyjaśnię ci to innym razem? Nie chcę cię okłamywać a sądzę, że nie jesteś gotowy by to usłyszeć.

Poprosiłem chociaż żołądek zacisnął mi się już w supeł. Zdałem sobie sprawę z tego, że bałem się jego odpowiedzi. Wiedziałem, że mógł odmówić i zażądać powrotu do domu, na co nie mogłem pozwolić.

-W porządku.

To, że się zgodził zaskoczyło mnie do tego stopnia, że przez kilka długich sekund wpatrywałem się w niego z zaskoczeniem nie będąc pewnym, czy może się nie przesłyszałem. Musiałem jednocześnie przyznać, że bardzo ciężko było mi zachować spokój i nie rzucić się na niego od razu - odkąd jego przemiana się zakończyła jego zapach stał się o wiele bardziej intensywny a całe moje ciało płonęło od samej świadomości, że jest tak blisko. Priorytetem było jednak jego zdrowie, bezpieczeństwo i dobre samopoczucie, nie mogłem więc sobie pozwolić na nic więcej, musiałem być ostrożny. 

-Myślę, że należą ci się duże wyjaśnienia, jednak krok po kroku. Nie jestem pewien, czy powinienem zacząć już teraz. Czujesz się na siłach, żeby usłyszeć chociaż część z tego?

Zapytałem na co pokiwał głową. Westchnąłem ciężko. Kompletnie nie miałem ochoty mu tego wyjaśniać bo najzwyczajniej w świecie bałem się jego reakcji. Mógł wziać mnie za kompletnego wariata i nie chcieć mnie nigdy więcej widzieć a tego bym nie zniósł.

-Boję się, że mi nie uwierzysz.

Przyznałem szczerze, gdy ociągałem się z odpowiedziom. Puściłem jego dłoń i usiadłem z powrotem na krześle zastanawiając się, od czego w ogóle powinienem zacząć i jak ja mam mu to wszystko wyjaśnić.

-Sprawdź mnie.

Jego zachęta do wyznania mu prawdy zaskoczyła mnie, jednak niczego nie ułatwiała. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że to wszystko wydawało się nierealne a wręcz chore dla kogoś, kto nie wychowywał się w naszym świecie od dziecka.

-To, co przeszedłeś dzisiejszej nocy nie było zwykłą chorobą. To było coś zupełnie innego... coś, co przechodzą tylko niektórzy. 

Widziałem zagubienie i niezrozumienie na jego twarzy, jednak nie odnalazłem na niej nawet cienia strachu. To trochę dodało mi pewności, że powinienem mu powiedzieć i nic złego się nie stanie. Chociaż nie wiedziałem nawet, jakiej reakcji mogę się po nim spodziewać.

pov Justin

Czekałem cierpliwie, aż mój pracodawca zacznie mówić dalej, wyjaśniając mi tę zdecydowanie dziwną i niecodzienną sytuację. Nie ponaglałem go po pierwsze dlatego, że bolało mnie gardło a po drugie nie odważyłbym się nikogo poganiać, to nie w moim stylu. Bałem się, że tym mógłbym go tylko rozzłościć a póki co był dla mnie tak dobry, że nie chciałem tego zniszczyć.

-Musisz zrozumieć, że świat nie jest takim, jak się ludziom wydaje. Poza ludźmi istnieje na nim wiele innych stworzeń o których myśleli, że to tylko legendy i nie wierzą w nasze istnienie. Jest to dla nas najlepsze wyjście, bo dzięki temu możemy żyć wśród ludzi w spokoju i nie mamy żadnych problemów.

Zastanawiałem się, o czym on w ogóle mówi. Jakie stworzenia? Jakie legendy? To wszystko nie miało dla mnie najmniejszego sensu, jednak wciąż czekałem na dalszą część wypowiedzi.

-Ja sam jestem przedstawicielem tego nieznanego dla ludzi świata. Ty również do niego należysz o czym wiedziałem od momentu, gdy cię spotkałem po raz pierwszy. Przyznaj się, mój zapach jest dla ciebie jak narkotyk a dotyk jest bardziej elektryzujący, niż cokolwiek innego, co do tej pory przeżyłeś, w dodatku ciągnie cię do mnie chociaż nie wiesz, dlaczego, prawda?

W jego brązowych oczach widziałem cień nadziei. Nadziei na to, że potwierdzę jego słowa i nadziei na to, że uwierzę w jego wyjaśnienia i nie wezmę go za kompletnego świra. Mimo to ogarnęło mnie zawstydzenie i niełatwo było mi się przyznać do jego słów, jednak potaknąłem cicho, czując oblewający moje policzki rumieniec.

-To bardzo charakterystyczne dla naszej rasy. Sądziłem, że to, co ci się przydarzyło wczoraj wydarzy się dopiero za miesiąc, jednak najwyraźniej mieliśmy twoją złą datę urodzin. To wszystko miało wyglądać inaczej ale przez ten błąd w informacjach wszystko runęło w gruzach. 

Zawiesił na chwilę głos, dając mi czas na przetrawienie informacji, którego jednak w cale nie potrzebowałem. Chciałem, żeby jak najszybciej mi to wszystko wyjaśnił, jednak nie odważyłem się odezwać czy go ponaglić. 

-W każdym razie chodzi o to, że jesteś Wilkiem... z resztą tak samo, jak ja i wczoraj nastąpiło twoje przebudzenie. Za jakiś tydzień, gdy to wszystko się uspokoi, będziesz mógł swobodnie przemieniać się w swoją wilczą postać i korzystać ze wszystkich przywilejów jako Wilk. 

W tym momencie byłem pewien, że robi sobie ze mnie najzwyczajniej w świecie żarty. Przyglądałem mu się prze chwilę, po czym westchnąłem ciężko i odwróciłem wzrok, obserwując sufit i próbując zrozumieć, dlaczego mnie okłamuje. Przez jego narkotyczny zapach było mi jednak bardzo ciężko myśleć i nie mogłem się skupić, bo całe moje ciało wręcz krzyczało, by wtulić się w jego ciepłe ramiona i dać otoczyć się uczuciu bezpieczeństwa. Powstrzymywałem się przed tym resztkami sił.

-Nie wierzysz mi.

To nie było pytanie tylko stwierdzenie faktu, jednak nie zaprzeczyłem temu. Wzdrgnąłem się gwałtownie, gdy usłyszałem jak wstaje z krzesła bo byłem pewien, że mnie zaatakuje lub mnie uderzy, jednak on zrobił tylko kilka kroków a potem usłyszałem dźwięk upadającego na podłogę materiału. Spojrzałem na niego widząc, jak stoi na środku pokoju i rozbiera się, ukazując pokryty kilkunastoma bliznami, wyrzeźbiony tors i zajmując się rozbieraniem spodni. 

-Skoro mi nie wierzysz, muszę ci to udowodnić. 

Stwierdził ze wzruszeniem ramion, jakby to było coś najnormalniejszego na świecie a ja nie mogłem wręcz uwierzyć, że przed oczami mam jego niemal nagie ciało. Nie mogę zaprzeczyć, że wiele razy zastanawiałem się, jak wygląda pod tym swoim drogim garniturem, nawet kilka razy marzyłem o tym, by móc obejrzeć dokładnie jego ciało jednak nigdy nie sądziłem, że dostanę ku temu okazję. Nie był to jednak jednoznacznie dobry znak, bo takie zachowanie mogło oznaczać kilka różnych rzeczy a na myśl o niektórych z nich niemal zacząłem się trząść ze strachu.

-Obserwuj uważnie.

Powiedział to z zawadiackim uśmiechem, puszczając mi oczko, po czym zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Po chwili wbijałem się plecami w ścianę, drżąc z przerażenia i nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Wbijałem wzrok w stojącego na samym środku pokoju... ogromnego wilka! Jego oczy były dokładnie tego samego kolru, co oczy Nicholasa a sierść miało umaszczenie jego brązowych włosów. Myślałem, że to już mój kres - albo zaraz padnę na zawał albo ten ogromny wilk rozszarpie mnie na strzępy. Mimo to coś w środku podpowiadało mi, że nic mi nie zagraża a ten wilk zadba tylko i wyłącznie o moje bezpieczeństwo. Strach był jednak zbyt wielki, bym dopuścił do siebie głos rozsądku.

Kilka sekund później na dywanie znowu stał mój pracodawca, całkowicie nagi, na co mimowolnie zwróciłem uwagę i zaczął się ubierać, uważnie mnie obserwując z niejakim niepokojem na twarzy. Ja jednak wciąż nie mogłem złapać tchu ani zmusić się do rozluźnienia mięśni. 

-Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. Tylko tak mogłem udowodnić ci, że nie kłamię.

Miękki głos rozbrzmiał mi echem w uszach, powoli docierając do mojej świadomości i sprawiając, że odrobinę się rozluźniłem i już nie wbijałem się tak kurczowo w ścianę. W głowie rozbrzmiewało mi wciąż tylko jedno pytanie. Co tu się do cholery dzieje?

Komentarze

Popularne posty