Wo bist du? - Rozdział 5
W Caen znaleźliśmy się dopiero niemal dobę później - i mimo wykończenia organizmu nakręcała mnie jakaś dobra energia i nadzieja, że w tym mieście uda mi się znaleźć mojego bliźniaka. Świrowałem bez niego i widziałem, że chociaż nikt mi tego nie mówi w twarz, to wszyscy to widzą i się o mnie martwią. Skoro sam już zauważałem moje świrowanie, to musiało być ze mną bardzo źle. Z bliźniakiem spędziłem całe życie i prawie w każdym momencie był gdzieś w pobliżu. Zawsze wiedziałem gdzie jest, co robi, ile spał i czy coś jadł. Za każdym razem gdy się odwróciłem, był obok. Wspierał mnie jak nikt inny i potrafił zrobić się bardzo stanowczy i waleczny, jeśli coś było dla niego wystarczająco ważne. Mogliśmy się prać jako dzieciaki ale jest moim bratem i kocham go jak nikogo innego na świecie. Nigdy nie zamieniłbym go na nikogo innego i doskonale rozumiałem, dlaczego nie wyrzekł się mnie kosztem swojego związku. Ja sam też nigdy w życiu bym go nie zostawił dla żadnej laski, choćbym miał być do końca życia samotny.
Niemniej ledwo potrafiłem usiedzieć na swoim miejscu w samochodzie od momentu, gdy przejechaliśmy obok znaku informującym o tym, że znaleźliśmy się w Caen. Swoją drogą nazwa bardzo przypominała mi o Kajenie, chyba czytałem o tym w kiedyś w Biblii jak jeszcze chodziłem na religię w szkole ale nie byłem pewien. Tak czy siak nie było to w tym momencie ważne, bo jedynym co siedziało mi w głowie był mój brat bliźniak i miałem cholernie wielką nadzieję, że uda mi się go tutaj znaleźć. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że to tylko moje przypuszczenia i nie musi go tutaj być, jednak nie potrafiłem powstrzymać tej rosnącej w moim sercu nadziei. Nawet, jeśli nadzieja jest matką głupich to miałem zamiar trzymać jej się aż do końca. Kto wie, może kiedyś umrę razem z nią, jeśli nie uda mi się znaleźć mojej lepszej połówki przez dłuższy czas?
-Najpierw coś zjemy, Tom. Wiem, że jest późno ale znam cię na tyle dobrze by wiedzieć, że nie pójdziesz spać póki nie przeczeszesz miasta. Zjemy coś, odpoczniemy po podróży i będziemy go szukać, dobrze?
Powiedział w końcu Jost, odwracając się do mnie z przedniego siedzenia na co zgodziłem się jedynie kiwając głową. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie uda mi się z nim nic więcej ugrać a ten układ nie był taki zły, więc nie zamierzałem ani się kłócić ani dyskutować. Miałem tylko nadzieję, że dość szybko jedzą.
Zawitaliśmy do jakieś knajpy - jednej z niewielu jeszcze otwartych o tej porze - i zaskoczył nas tłum zebranych tam ludzi. Ledwo usiedliśmy na miejscach przy chyba ostatnim wolnym stoliku w samym rogu sali, kiedy podszedł do nas kelner. Całe szczęście że potrafił mówić po angielsku, bo pewnie byśmy umarli z głodu. Szybko złożyliśmy zamówienie ale wiedziałem, że łowca głów - Jost - zawsze potrafi wywęszyć okazję na zarobek, więc nie zdziwiło mnie gdy zatrzymał kelnera przy stoliku. Zaraz na wejściu rzuciła nam się w oczy umiejscowiona na końcu sali scena i dość dobrze wyglądające nagłośnienie więc z doświadczenia wiedziałem, że odbywają się tu imprezy i wieczory karaoke.
-Przepraszam, skąd tu ten tłum w środku tygodnia?
Zapytał nasz manager, na co kelner roześmiał się cicho i wskazał ruchem głowy w stronę sceny.
-Ostatnie trzy wieczory śpiewa u nas prawdziwa gwiazda. Nikt nie wie skąd się pojawił i zawsze nosi kaptur na głowie ale zgłosił się do szefa, że potrzebuje pracy. Głos ma piękny, nie powiem. Szef zaproponował, że odpali mu działkę od utargu za każdy wieczór, gdy tu zaśpiewa. Wszyscy przyszli i czekają, czy dzisiaj też się zjawi. Ostatnio był o wiele wcześniej, więc ludzie się niepokoją.
Wyjaśnił a ja poczułem, jak moje serce przyspiesza bicia. Bill z oszczędnościami ze swojego kieszonkowego z pewnością musiał sobie dorobić, bo kasa szybko się kończy a piękny głos i zebrane tu tłumy mogły świadczyć o tym, że to właśnie mój brat daje tu co wieczór show. Spojrzałem z zadowoleniem na Davida ale on jak zawsze pozostawał spokojny. Nie chciał się cieszyć, póki nie mamy pewności.
Ledwo podano nam zamówione napoje a światła pogasły i w sali zrobił się półmrok. Tłum nagle ucichł, chociaż kilka osób gwizdało zachęcająco i krzyczało coś po francusku. Czekałem z mocno bijącym sercem i czułem, jak ze stresu aż zaschło mi w ustach. Teraz okaże się, czy miałem rację, czy nie.
-Przepraszam, że musieliście czekać ale cieszę się, że aż tylu was się tu zebrało.
Głos dochodził co prawda znikąd, bo na scenie nikt nie stał ale od razu go rozpoznałem. Nigdy w życiu nie pomyliłbym głosu swojego bliźniaka z żadnym innym. Jedną sprawą jest doskonały słuch ale drugą fakt, że ciągle słucham albo potoku jego słów albo jak śpiewa. Nie pomyliłem się i Jost też wiedział, że mam rację. Z głośnika ruszyła muzyka a ja od razu rozpoznałem piosenkę. Jedna z ulubionych mojego bliźniaka ale jednocześnie taka, która nie pojawia się u niego zbyt często. Pewnie dlatego, że jest zbyt bolesna - słuchał jej nagminnie, gdy nasi rodzice się rozstawali. Przeżywał wtedy istne piekło.
-"You're a mess, tangled with your confidecne, you think you haven't sinned..."
Wsłuchiwałem się w słowa śpiewanej przez Billa piosenki i miałem łzy w oczach. Tęskniłem za nim tak bardzo, że słyszenie jego głosu na żywo było wręcz irracjonalne. Starałem się nie płakać ale nic nie mogłem na to poradzić. Gdy minął pierwszy szok, otarłem łzy z twarzy i kątem przedarłem się przez tłum aż stałem niedaleko sceny i wpatrywałem się w śpiewającego Billa. Ten sposób manipulowania głosem, sposób poruszania się... nie musiałem widzieć jego twarzy żeby wiedzieć, że to właśnie on. Mój ukochany brat bliźniak, za którym tak cholernie tęskniłem.
Nareszcie! Bill wreszcie się odnalazł, czekam na dalszą część
OdpowiedzUsuńOjjj coś czuję, że po powrocie 'do domu' będzie się działo 🤭
OdpowiedzUsuńW sumie to jak zawsze nie mogę doczekać się kolejnej części i z niecierpliwością czekam na kontynuację ❣️ ASIA 💋