Zapisane w gwiazdach - Rozdział 22
*pov. Tom*
Ułożyłem Billa wygodnie na kanapie i zajrzałem do koperty, w której znajdowały się pieniądze. Od razu włożyłem obie wizytówki do swojego portfela i przeliczyłem kwotę. Było tam równe 700 euro i karteczka, że wszystkie opłaty są uiszczane przez urząd a my mamy płacić tylko za jedzenie, ubrania, telefon i internet. Nie orientuję się co prawda w cenach w Hollandii, ale wydawało mi się to dosyć sporo. Szczególnie, że odchodziła nam opłata za mieszkanie i te wszystkie dodatkowe opłaty, które znajdowały się w czynszu. 350 euro na osobę... całkiem nieźle. Chyba. Przynajmniej taką mam nadzieję, o!
Westchnąłem cicho i zerknąłem na przytulającego się do poduszki bliźniaka. Przeczesałem palcami jego czarne włosy, na co zamruczał niczym rasowy kociak. Niestety, dalej miał lekką gorączkę i bardzo dobrze to czułem, gdy przez przypadek dotknąłem jego czoła. Otuliłem go szybko leżącym na fotelu obok kocem i pocałowałem go w policzek, po czym zerknąłem na karteczkę z naszym adresem. Wziąłem ją do ręki i wstałem, decydując w jednej chwili.
-Billy, idę na zakupy. Wrócę niedługo.
Trochę się stresowałem, bo wiedziałem że przez ten czas nie będziemy mieć możliwości kontaktu, ale trzeba było uzupełnić lodówkę i załatwić nam telefony a może nawet od razu umowę na internet, jeśli się uda. Zabrałem do plecaka całą teczkę z dokumentami, które zostawili nam urzędnicy - po wstępnym przeglądzie zorientowałem się, że były tam nasze nowe dowody osobiste i zameldowanie i kilka innych dość przydatnych rzeczy, ale musiałbym się w to wczytać, żeby wszystko zrozumieć, więc wziąłem jeden komplet kluczy i wyszedłem z mieszkania, zamykając za sobą drzwi i poprawiając plecak na ramionach. Miałem nadzieję, że szybko uda mi się to załatwić i będę mógł jak najszybciej wrócić do Billa. Nie lubię zostawiać go samego, ale muszę zatroszczyć się o naszą doczesność, żebyśmy wkrótce razem mogli zadbać o naszą przyszłość.
Wybiegłem na ulicę i rozejrzałem się, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Musiałem móc jakoś tutaj wrócić. Szybko jednak zorientowałem się, że nie mam pojęcia, dokąd mam iść. Całe szczęście że chwilę później zauważyłem jakiegoś młodego chłopaka, który właśnie szedł po tej samej stronie ulicy co ja - chociaż w przeciwnym kierunku. Uśmiechnąłem się miło i zaczepiłem go, na co ściągnął słuchawki i spojrzał na mnie pytająco.
-Hey, do you know where can I buy a new phone? /Hej, wiesz gdzie mogę kupić nowy telefon?/
Zapytałem na co pokiwał szybko głową i pokazał za siebie, wskazując na jakiś dość niski budynek, który mogłem od nas widzieć tylko od tyłu no i znajdował się dosyć daleko, więc ciężko było mi określić, co to w ogóle jest.
-There's a small mall, you can find everything there. /Tam jest mały market, możesz tam znaleźć wszystko, czego potrzebujesz./
-Okay, thank you! /Okay, dziękuję!/
Pożegnałem się z nim szybko i ruszyłem w drogę. Do wspomnianego budynku dotarłem po jakiś 15 minutach spaceru i z ulgą zorientowałem się, że nie jest to tylko market a małe centrum handlowe. Rozejrzałem się i po kilku minutach znalazłem sklep, który przypominał operatora sieci. Wszedłem niepewnie przez szklane drzwi i od razu natrafiłem na uśmiechniętego od ucha do ucha sprzedawcę, który mówił do mnie po holendersku. Uśmiechnąłem się przepraszająco.
-Sorry, I don't understand. Only english or german. /Wybacz, nie rozumiem. Tylko angielski albo niemiecki./
Wyjaśniłem, na co jego twarz jeszcze się rozjaśniła i pociągnął mnie do krzesła naprzeciwko biurka, na którym mnie usadził.
-Not a problem, sir. What can I help you with? /Nie ma problemu. Z czym mogę panu pomóc?/
Odetchnąłem z ulgą. Najwyraźniej więcej osób, niż sądziłem, ptrafiło tu mówić płynnie po angielsku. To mi wiele ułatwiało.
-I want to buy two cell phones and make an abonament for it, and also I need internet... /Chciałbym kupić dwa telefony komórkowe i dołaczyć do nich abonament, i potrzebuję również internetu.../
Zajęło nam to niemal godzinę, ale w końcu udało nam się znaleźć odpowiednią ofertę. Z dwoma telefonami w ręce, kupionymi za resztę moich oszczędności, które udało mi się wcześniej jeszcze w Niemczech wypłacić, umową na abonament i na internet - router miał dojść w przeciągu tygodnia - wyszedłem z salonu z poczuciem, że w końcu coś się ruszyło. Wiedząc, że nie ma mnie już dość długo w domu, ruszyłem przez wielką salę marketu, uprzednio biorąc ze sobą wielki wózek. Pakowałem do niego wszystko, bo w domu nie mieliśmy nic - jedzenie, środki czystości i środki higieny. Uważałem na to, żeby brać jak najtańsze rzeczy i nie przesadzać z wypadkami, ale rachunek i tak wyszedł dość duży. Pocieszałem się tylko tym, że większość z tych rzeczy starczy nam na dość długi czas. Kupiłem przy okazji kilka mrożonek, żebyśmy mogli mieć coś na czarną godzinę w zamrażarce, i z wielkimi siatami wracałem do domu, gdzie czekał na mnie bój kochany Billy. Po drodze wstąpiłem jeszcze do apteki i kupiłem jakieś leki przeciwbólowe i przeciw gorączce, chcąc jakoś o niego zadbać. Całe szczęście w domu mieliśmy czajnik, więc na spokojnie mogłem zaparzyć mu jakiejś herbaty, którą kupiłem. Wydawało mi się, że kupiłem zwykłą czarną herbatę, ale nie mam pojęcia czy na pewno - w końcu wciąż nie miałem pojęcia o języku holenderskim. Z tego co w czasie podpisywania umowy na telefon zdołałem wywnioskować z tej całej teczki, którą nam dano - dopiero od nowego miesiąca mieliśmy rozpocząć kurs językowy.
Wróciłem do domu po niemal trzech godzinach nieobecności i szczerze mówiąc, cholernie się denerwowałem stanem Billa. Pocieszałem się tylko tym, że gdyby faktycznie coś złego mu się działo, to Sir Thomas z pewnością dałby mi znać. Wpadłem do domu jak burza, zostawiając wszystkie torby w kuchni i od razu pobiegłem do salonu, kompletnie zapominając o ściągnięciu butów i kurtki. Od razu stanąłem w drzwiach jak wryty, wpatrując się z wielkim uśmiechem w postać leżącą na kanapie. Billy skulił się pod kocem i wtulając się mocno w poduszkę, spał najlepsze. Wyglądał tak uroczo, że nie miałem serca go budzić ale wiedziałem, że musi wziąć leki i coś zjeść. Postanowiłem jednak dać mu jeszcze odrobinę czasu. Westchnąłem cicho i zamknąłem za sobą drzwi do salonu, po czym wróciłem do kuchni. Rozpakowałem wszystko, przy okazji podłączając oba telefony do ładowania i po rozpakowaniu wszystkiego w kuchni i w łazience, zabrałem się za robienie obiadu. Nie miałem ochoty długo gotować, więc postanowiłem przyrządzić coś prostego i szybkiego. Wrzuciłem więc szybko makaron na wodę i próbowałem po angielsku zrozumieć opis jakiegoś sosu do makaronu, ale średnio mi to szło - nie wiem, czy to mój angielski jest tak tragiczny, czy też napisali to w tak niezrozumiały sposób, ale koniec końców pachniał i smakował dość dobrze, więc tylko go podgrzałem. Nastawiłem wodę na herbatę i po kilku minutach z kubkiem ciepłej herbaty w dłoni wróciłem do salonu, siadając na kanapie i dotykając ramienia mojego małego Billa. Potrząsnałem nim lekko i obserwowałem, jak przeciągnął się niczym rasowy kociak i spojrzał na mnie, wciąż zaspanym wzrokiem. Uśmiechnąłem się do niego czule i pogładziłem jego policzek palcami.
-Hej. Dobrze spałeś?
-Mhm.
Zamruczał cicho i wtulił się w mój brzuch, obejmując mnie rękami w pasie. Pogłaskałem go po głowie i schyliłem się, składając pocałunek na jego skroni.
-Wstawaj, kochanie. Mam dla ciebie ciepłą herbatę a za kilka minut będzie gotowy obiad.
Spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie i nie mogłem dojść do tego, o co mu chodzi, a gdy zobaczył kubek w mojej dłoni jeszcze wyżej uniósł swoje brwi.
-Byłeś na zakupach?
Roześmiałem się, słysząc to pytanie, czym jeszcze bardziej go zdziwiłem.
-Musiałeś być bardzo zmęczony. Nie było mnie przeszło trzy godziny i zdążyłem wszystko rozparcelować. Twoja mała drzemka przeciągnęła się do prawie czterech godzin.
-I co ja teraz zrobię? W nocy nie będę spać! Mogłeś mnie zabrać ze sobą.
-Musisz dużo spać, żeby szybko wyzdrowieć, Billy. Jutro mają nam przywieźć jeszcze trochę ubrań, więc musisz być gotowy na przymiarki i w ogóle.
Chłopak podniósł się do siadu skrzyżnego i wziął ode mnie herbatę, ogrzewając na kubku zimne dłonie. Zaciągnął się aromatem najtańszej herbaty ze sklepu i spojrzał na mnie lekko nieprzytomnie. Widziałem, że trybiki w jego głowie pracują na pełnych obrotach a że wciąż był rozespany, nie było to w cale takie proste.
-Jakie nowości?
Zapytał a ja doskonale wiedziałem, o co mu chodzi. Westchnąłem cicho i zerknąłem na drugi komplet kluczy, leżący na stole, który należał właśnie do Billa.
-Wszystkie moje oszczędności wydałem na nowe komórki dla nas. Wykupiłem nam dość dobry abonament u operatora, będzie nas to łącznie z internetem kosztować 90 euro miesięcznie, router przyjdzie w ciągu tygodnia. Kieszonkowe dla nas obu to 700 euro miesięcznie. Na zakupy dzisiaj wydałem już 90 euro na pierwszy rachunek za telefon, 230 euro na zakupy i 15 euro w aptece na leki dla ciebie. W sumie 335 euro, więc do przyszłego miesiąca zostało nam jeszcze 365 euro do dyspozycji. Pocieszające jest to, że najdroższe były środki czystości i w ogóle to, co się kupuje normalnie w drogerii, więc starczy nam tego na trochę, jedzenie w cale aż tyle nie kosztuje. Jakoś sobie poradzimy, jeśli nauczymy się tym gospodarować. Za niecałe dwa tygodnie, od pierwszego, zaczynamy kurs języka hollenderskiego, ale jest to finansowane przez państwo, więc nie musimy się o to martwić.
Widziałem, jak Bill wpatruje się w jakiś punkt przed sobą i oblizuje wargi po upiciu pół kubka herbaty, intensywnie o czymś myśląć. Za chwilę miał mnie czymś oświecić i byłem niezmiernie ciekaw, co to będzie.
-700 euro miesięcznie... przydałoby się coś oszczędzać. Opłaty stałe, 90 euro miesięcznie. Załóżmy, że uda nam się zmieścić w 50 euro tygodniowo na jedzenie dla nas obu, to daje 290 euro w sumie. Plus 50 euro miesięcznie na zakupy w drogerii. Daje to 340, powiedzmy że 350 euro, zostałoby nam więc drugie tyle do oszczędzenia. Byłeś w sklepie, jest to możliwe?
Zapytal i spojrzał na mnie a ja w myślach przebiegłem na powrót przez cały market, próbując przypomnieć sobie wszystkie ceny. Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową.
-Prędzej założybym 70 euro na jedzenie tygodniowo, czyli jakieś 280 euro miesięcznie.
Pokiwał powoli głową i przekalkulował to na nowo, mrucząc pod nosem.
-280 plus 50 plus 90... 420 euro minus 700... zostanie nam 280 euro miesięcznie... w optymistycznym scenariuszu w momencie, gdy będziemy musieli się stąd wyprowadzić, będziemy mieć maksymalnie jakieś 13 i pół tysiąca euro na start... nie taka zła opcja.
Wiedziałem, że Bill bardzo martwił się o przyszłość i planował wszystko na wyrost. Objąłem go ramieniem i pocałowałem w czubek głowę, chcąc teraz odgonić od niego te niepotrzebne w tym momencie myśli. Na razie powinniśmy się skupić na tym, żeby się tu zadowomowić.
-Chodź. Obiad gotowy.
Powiedziałem i pociągnąłem go za sobą do kuchni.
*pov. Bill*
Widziałem, jak Tom starał się mnie czymkolwiek zająć i odciągnąć moje myśli od finansów, ale po całym życiu w bidulu nie było to takie proste. Martwiłem się o przyszłość, musieliśmy mieć jakąś poduszkę finansową, gdybyśmy mieli jakiś wypadek no i oczywiście chcę jak najszybciej pójść do pracy ale bez znajomości języka mam na to aktualnie marne szanse. No i Marta... na pewno umiera ze strachu a ja nawet nie dałem jej znać, że żyję. Wiedziałem, że nie mogę do niej zadzwonić, na pewno jest w kontakcie z policją i od razu by się zorientowali, że coś wie. Westchnąłem cicho, grzebiąc w talerzu z obiadem i odsunąłem go od siebie, nie jedząc nawet połowy. Czułem zaskoczone spojrzenie Toma na sobie i wiedziałem, że nie jest zadowolony ale nie skomentował mojego zachowania. Chyba podskórnie czuł, że się zamartwiam. No cóż, taka moja natura, co?
Wróciłem do salonu i włączyłem telewizor, chociaż nie rozumiałem ani słowa z tego całego gadania, ale przynajmniej miałem na co się gapić. Wtuliłem twarz w poduszkę i skrzywiłem się, czując zapach proszku do prania. Chciałem się przytulić do Toma, ale nie miałem zamiaru się o to dopraszać tym bardziej, że grzebał właśnie coś na nowym telefonie i pewnie powinienem był zająć się tym samym, ale jakoś nie miałem do tego sił. W końcu Tom wszedł do salonu i postawił przede mną na stoliku kilka rzeczy. Zerknąłem na niego, widząc je.
-Telefon jest naładowany. Masz w nim numer mój i tej pani urzędniczki, która nam pomogła. Mamy nielimitowane minuty i wiadomości, ale tylko 10 GB internetu na głowę, więc za bardzo poszaleć nie możemy. No i powinieneś wziąć w końcu leki przeciwgorączkowe, bo nigdy nie wyzdrowiejesz.
Wyjaśnił siadając obok mnie i po chwili jego ciepła dłoń zaczęła gładzić moje plecy. Przymknąłem oczy, rozkoszując się tym uczuciem i wtuliłem mocniej w poduszkę. W ogóle nie miałem ochoty się ruszać ani brać leków. Po prostu chciałem przespać cały czas, aż poczuję się w końcu lepiej, ale nie mogłem się zmusić do snu. Miałem wrażenie, że już nigdy nie pójdę spać a bardzo bym tego chciał.
-Hej, Billy, co się dzieje?
Jego miękki głos wywołał dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Ale co miałem mu odpowiedzieć? Sam nie miałem pojęcia, o co mi właściwie chodzi. Mamy nowe mieszkanie, udało nam się uciec, dostaliśmy opiekę i nowe obywatelstwo, ktoś o nas dba a w dodatku jesteśmy w kraju, gdzie legalnie możemy być razem. Powinienem skakać ze szczęścia a tymczasem czułem się tak wykończony psychicznie, jakbym właśnie przechodził ciężką depresję. Czułem się niemal tak jak wtedy, gdy przez kilka tygodni nie widziałem się z Tomem.
-Sam nie wiem.
Odpowiedziałem w końcu i usłyszałem ciche westchnięcie ze strony mojego ukochanego. Chciałbym móc zmazać tą troskę z jego twarzy i udzielić mu jakiejś zadowalającej odpowiedzi. Nawet udawać, że się cieszę. Ale nawet nie miałem siły żeby podnieść się do siadu, a co dopiero udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Usłyszałem ruch a po chwili poczułem przygniatający mnie do wersalki ciężar, który dawał przyjemne ciepło i pachniał nieziemsko. Pachniał po prostu Tomem... domem. Kiedy otworzyłem oczy zauważyłem, że chłopak przytula mnie do siebie - co musiało z boku wyglądać cholernie dziwnie skoro na mnie leżał, ale to nie było teraz ważne. Wtuliłem się w niego i pozwoliłem, by przygniatał mnie tym wszystkim. W cale nie czułem się tak, jakby to jego ciało na mnie leżało. Czułem, że przygniata mnie ciężar jego miłości, troski i tego wszystkiego, przez co razem przeszliśmy. To było dziwne uczucie ale dałbym sobie rękę uciąć, że gdyby zważyć te wszystkie uczucia to faktycznie byłby to ten sam ciężar.
-Nie pozwolę, żeby kiedykolwiek więcej stała ci się krzywda. Obiecuję.
Wyszeptał mi wprost do ucha a ja... po prostu nie wytrzymałem. Sam nie wiem dlaczego, po prostu się rozpłakałem w jego ramionach. A on cierpliwie, niczym anioł który został mi zesłany z nieba w ramach jakiejś niezrozumiałej dla mnie nagrody, głaskał mnie po plecach i szeptał mi do ucha, jak bardzo mnie kocha i jak ważny dla niego jestem. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem otulony jego obecnością.
To było tak piekne, romantyczne i delikatne, że aż miło się czytało :) Mimo, że notka dosyć długa to i tak za krótka, bo chce się czytać więcej i wiecej ❣️
OdpowiedzUsuńOczywiście z niecierpliwością czekam na kolejną część ;)
Weny życzę - Twoja wierna czytelniczka ASIA 💋
Trochę płakałam, jak to pisałam ale taki był cel tego rozdziału :)
Usuń