Other universe - Rozdział 7
Treningi z Itachim były serio NAJ-LEP-SZE! Co prawda zawsze byłem po nich kompletnie wykończony i zawsze przegrywałem, jednak przynajmniej czegoś się uczyłem i mogłem podziwiać jego umiejętności. Miałem świadomość, że Itachi mógłby mnie zabić nawet przez sen, gdyby miał na to ochotę i chyba to mnie trochę bardziej motywowało do tego, żeby kiedyś mu dorównać i być tam samo silnym, jak on. Może nawet silniejszym, jeśli mi się poszczęści - nawet, jeśli nigdy nie przebudzę Sharingana, bo nie płynie to w mojej krwi. Co mam powiedzieć? Trochę szkoda, ale może jeśli uda mi się walczyć z tą specjalną umiejętnością nie posiadając jej, to będę w stanie dorównać Itachi'emu?
Z takimi myślami wstałem z łóżka po raz... sam nie wiem który, odkąd znalazłem się w siedzibie Akatsuki i zamieszkałem tu z moją nowaą rodziną - wyklętymi z innych wiosek, takmi samymi, jak ja. Wiedziałem, że przecież większość z nich chciałaby mojej głowy ale miałem świadomość, że Itachi i Pain skutecznie wybili im to z głowy. Mówili coś o tym, że mogę być bardziej przydatny żywy czy jakoś tak... Sam nie wiem. W każdym razie wszedłem w końcu do kuchni i zauważyłem mojego ulubionego nauczyciela robiącego... czy on właśnie robił cholerne naleśniki? Całe wieki nie jadłem takiego śniadania! Ostatnio gdy Haku zrobił je na swoje urodziny, zanim...
-Już wstałeś? Dzisiaj nie będzie treningu, Naruto.
Zaskoczył mnie tak bardzo, że na moment zapomniałem języka w gębie. Wpatrywałem się w niego jak ciele w malowane wrota i zastanawiałem się, czy przypadkiem nie mam omam słuchowych? Nie wyglądało na to, no ale kto wie. Itachi odwołujący trening i robiący naleśniki to dla mnie nowość. Czy przez ten czas jak spałem, świat stanął na głowie? Chyba tak, bo nie widzę na to innego wyjaśnienia.
-Dlaczego?
Wydusiłem z siebie w końcu i aż usiadłem z wrażenia na krześle, bo chyba padnę jak usłyszę jeszcze jedną abstrakcyjną odpowiedź z ust mojego nauczyciela. Ten odwrócił się do mnie i przez chwilę wpatrywał się we mnie bardzo uważnie, nim w końcu westchnął ciężko.
-Naruto, czy wiesz, jaki jest dzisiaj dzień?
Zamrugałem szybko i przeleciałem w pamięci wszystkie ważne daty - a dużo ich nie było - jednak dzisiejszy dzień absolutnie nic mi nie mówił.
-Dzień na opak?
Zapytałem głupio i widziałem po jego minie, jak się wewnętrznie załamał, jednak chyba nie miał mi tego za złe, bo potarmosił mi włosy i kucnął przede mną, przyglądając mi się bardzo uważnie.
-Dzisiaj, dokładnie rok temu, trafiłeś do nas, Naruto. I dokładnie rok temu w walce zginęli twoi przyjaciele.
Zatkało mnie. Przeliczyłem to w pamięci dobre pięć razy, ale... Itachi miał rację. Jak zwykle z resztą. Dokładnie rok temu Zabuza i Haku zginęli, walcząc z... sam nie wiem z kim tak właściwie. Wiem tylko, że Deidara i Sasori znaleźli kiedyś ich ciała. W jakimś ludzkim odruchu przynieśli mi na pamiątkę hustkę zabuzy i maskę Haku. Odpychałem od siebie myśl o tym, że ich już nigdy więcej nie zobaczę od momentu, gdy zacząłem uciekać z naszej wspólnej kryjówki. To prawda, że byliśmy dziwni ale... przez ten czas staliśmy się niemal rodziną. Byliśmy jak rodzina i chyba... Nie chciałem myśleć o ich stracie, bo wtedy musiałbym przyznać się do tego, że zginęli. Pamiętam, że gdy Deidara i Sasori wrócili z ich rzeczami i powiadomili nas o ich śmierci, przepłakałem całą noc. Nie mogłem tego znieść...
-Och... faktycznie.
Mruknąłem i zwlokłem się z krzesła. Nagle cała energia, którą czułem jeszcze zaledwie pięć minut temu, uleciała ze mnie niczym z pękniętego balonika. Chciałem tylko zakopać się w swoim ciemnym pokoju pod kołdrą i żeby cały świat zostawił mnie raz na zawsze w spokoju.
-Dokąd idziesz? Śniadanie zaraz będzie gotowe.
-Przepraszam, nie jestem głodny. Wybacz, Itachi.
Mruknąłem i wyszedłem z kuchni, po czym jak najszybciej wróciłem do swojego pokoju. Tam uklęknąłem przy komodzie i otworzyłem dolną szufladę, której od niemal roku nie ruszyłem. Wpatrywałem się w leżące tam przedmioty - hustkę i maskę - jedyne pamiątki po osobach, które jako pierwsze dały mi poczucie bezpieczeństwa, zaopiekowały się mną i sprawiły, że poczułem się chciany i kochany w jakikolwiek sposób. Tak bardzo za nimi tęskniłem...
-Naruto?
Dopiero słysząc głos Itachi'ego za plecami zorientowałem się, że po moich policzkach płyną łzy. Byłem na siebie zły o to, że zacząłem płakać a jednak nie potrafiłem przestać. Nie rozumiałem sam swoich uczuć ale wiedziałem, że bardzo tęsknię za Haku i Zabuzą. Chciałem... chciałem coś odpowiedzieć, bo w końcu Itachi nic złego nie zrobił, jednak nie potrafiłem. Tak samo, jak nie potrafiłem oderwać wzroku od pozostałych po mojej rodzinie pamiątek.
-Och, Naruto...
Bardziej wyczułem niż zauważyłem, że Itachi przyklęknął obok mnie i po chwili poczułem obejmujące mnie opiekuńczo ramię. Bardzo rzadko zdażało się, żeby mój nauczyciel mnie w jakikolwiek sposób pocieszał - w ciągu tego roku zdażyło się to tylko dwa razy, razy gdy uwolniłem czakrę lisa przez przypadek i raz, gdy zmarł zaadoptowany przeze mnie królik po tym, jak pod moją nieobecność wkicał do laboratorium Orochimaru i... sam do końca nie wiem, co tam się stało i może tak jest lepiej - dlatego było to dla mnie trochę dziwne ale byłem bardzo wdzięczny za to, że właśnie przy mnie jest.
-Wiesz, strata bliskich zawsze boli. Nie ważne, czy zginą bohatersko w walce, zostaną zamordowani przez złodzieja, umrą z przyczyn naturalnych czy w wyniku wypadku. To zawsze boli tak samo, każdego z nas.
-Ciebie też?
Zapytałem cicho, pociągając nosem i próbując się uspokoić, chociaż nie szło mi to w tym momencie najlepiej. Muszę przyznać sam przed sobą, że w takich momentach byłem najzwyczajniej w świecie mazgajem i bardzo się tego wstydziłem ale wiedziałem, że Itachi mnie nie wyśmieje.
-Tak, mnie też, Naruto. Do tej pory bardzo boli mnie strata rodziny, chociaż minęło już tak wiele lat. I wciąż tęsknię za byłymi przyjaciółmi, którzy teraz zobowiązani są do zabicia mnie przy pierwszej nadażającej się okazji. Tęsknota i smutek z powodu straty kogoś bliskiego jest jak najbardziej normalna, Naruto. Ale wiesz, nie musisz z tego powodu płakać. Pomyślałem, że skoro jest to taki ważny dla ciebie dzień, to uczcimy pamięć Haku i mistrza Zabuzy, co ty na to?
-W jaki sposób?
Uniosłem wzrok na Itachi'ego, który uśmiechnął się do mnie pocieszająco i wstał, po czym pomógł mi wstać. Wcisnął mi w rękę husteczkę i za chwilę wyszliśmy z kryjówki i poszliśmy dość głęboko w las. Nie zatrzymywaliśmy się, dopóki nie znaleźliśmy się nad rzeką, którą przecież już doskonale znałem. Nie zamieliśmy też ani słowa ale za to byłem akurat wdzięczny, bo miałem czas żeby się trochę uspokoić i już tak nie płakać. Itachi przystanał na skraju rzeki i patrzył na mnie wyczekująco, jednak ja sam nie miałem pojęcia, czego oczekuje ode mnie mój nauczyciel.
-Mówiłeś, że Haku pochodził z Kraju Wody, tak? Opowiedz mi o nim. Jaki był?
Zapytał, rozsiadając się pod drzewem wygodnie. Usiadłem nad rzeką i wpatrywałem się w wodę, gdy myślałem o moim przyjacielu i bracie, za którym tak bardzo tęskniłem.
-Haku był... bardzo delikatny. Początkowo myślałem, że to dziewczyna. Wszystko w nim wydawało się na pierwszy rzut oka takie delikatne... jego wzrok, twarz, ciało, głos. Jakby można było go zniszczyć samym przywitaniem się z nim. Był bardzo mądry i opiekuńczy. Dużo nauczył mnie o zielarstwie kiedy z nimi mieszkałem. Zawsze zajmował się ranami Zabuzy i moimi i był bardzo cierpliwy. Nigdy nie powiedział złego słowa na to, że ciągle musi się nami zajmować. Dbał o nas, zupełnie jakbyśmy byli prawdziwą rodziną. Zawsze chodził uśmiechnięty ale dla Zabuzy byłby w stanie poświęcić swoje własne życie. Kiedyś... kiedy obchodziliśmy moje urodziny powiedział, że jesteśmy braćmi. Że zawsze chciał mieć brata i cieszył się, że go dostał przez taki zbieg okoliczności.
Mówiłem, bawiąc się źdźbłami trawy i nie odrywając wzorku od płynącej wody. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem się uśmiechać. Oczami wyobraźni widziałem te wszystkie dobre chwile przeżyte z Haku i Zabuzą. Tęskniłem za nimi ale byłem wdzięczny za czas, jaki z nimi spędziłem.
-Śpiewał. Kiedy zachorowałem lub miałem koszmary, śpiewał dla mnie. Miał piękny głos. Mogło się go słuchać godzinami a i tak nie miało się go dosyć. Podziwiałem go. Był niezwykły z charakteru ale i z umiejętności. Walka lodem i igłami, to było zabójcze połączenie. Oczywiście szybko wyszło, że nie mam do tego stylu walki absolutnie żadnego talentu, ale on i tak ze mną ćwiczył i zachęcał, powtarzał że w końcu kiedyś będę w stanie to opanować. Wiem, że byliśmy dziwną rodziną ale... byliśmy szczęśliwi. Zabuza często wyjeżdżał ale Haku zazwyczaj zostawał ze mną przez ten czas. Powtarzał ze śmiechem, że Zabuza jest na tyle duży, by sam móc o siebie zadbać.
Cichy śmiech Itachi'ego potoczył się po polanie, na której siedzieliśmy. Sam nie mogłem się nie zaśmiać, bo uwielbiałem to wszystko w Haku i zastanawiałem się, czy kiedykolwiek będę w stanie myśleć o tym bez poczucia bólu w sercu.
-A jak było z Zabuzą? Jaki był jeden z mistrzów miecza?
Zastanowiłem się chwilę, słysząc to pytanie. Może...
-Zabuza był kompletnie inny. Na początku mnie przerażał i zdecydowanie nie chciał mnie w swoim domu. Mało mówił i nawet mi groził, ale pozwolił mi zostać ze względu na Haku. Jednak gdy się do mnie przekonał... Chyba tak wyobrażałem sobie ojca. Zawsze starał się wrócić jak najszybciej ze swojej pracy, żebyśmy nie byli sami w razie zagrożenia. Opiekował się nami. Walczył ze mną ale te walki zawsze kończyły się śmiechem. Oczywistym jest, że ze mną zawsze wygrywał. Był bardzo poważny ale jednocześnie najczęściej żartował. Traktował nas obu jak swoich synów i wiem, że za każdym z nas wskoczyłby w ogień. Zawsze czekał na nas w domu i przynosił nam różne rzeczy do jedzenia, których nie znajdzie się po prostu w lesie. Owoce, warzywa, mięso, makaron... czasem nawet przynosił nam słodycze i zawsze przy tym groził nam palcem, że mamy się ze sobą podzielić po czym wybuchał śmiechem. Potem razem z Haku rozdzielaliśmy je na swój sposób a Zabuza lubił przy tym być. Kiedyś powiedział, że daliśmy mu rodzinę, jakiej nigdy nie miał. Często tak o nich myślałem.
-Przykro mi, że ich straciłeś, Naruto. I przykro mi, że nie mogę ich poznać.
Uśmiechnąłem się smutno do Itachi'ego i chciałem się rozłożyć na plecach na trawie, gdy poczułem niezbyt silne uderzenie w nogę. Spojrzałem na swojego nauczyciela i zauważyłem, że trzyma w rękach dwa, dość sporej wielkości kamienie.
-O co chodzi, Itachi?
-Zapisz ich imiona na tych kamieniach.
Dał mi zadanie i czekał cierpliwie, aż wykonam jego polecenie, chociaż było to cholernie trudne. W końcu jednak mi się udało ale wtedy Słońce zachodziło już za horyzont. Spojrzałem zadowolony z siebie na Itachi'ego, który z uznaniem skinął mi głową.
-Teraz wrzuć je do rzeki.
Zaskoczył mnie tym poleceniem i przez chwilę przyglądałem mu się, nie będąc pewnym czy mówi na poważnie. Wydawało się jednak, że jest całkowicie poważny. Westchnąłem cicho, spojrzałem jeszcze po raz ostatni na wyryte w kamieniach imiona i z żalem wrzuciłem je do rzeki, gdzie opadły na dno.
-Widzisz? Rodzina i przyjaciele to ciężka praca nad relacjami. Są one jednak tak bardzo ważne, że zawsze dajemy z siebie wszystko, aby je utrzymać i pragniemy je jak nic innego na świecie. Czasem ludzie nam bliscy znikają nam z oczu ale to nie znaczy, że o nich zapominamy. Prawda?
Zapewnił mnie Itachi a ja nie mogłem się nie zgodzić. Wpatrywałem się w rzekę i przysięgałem sobie, że nigdy w życiu nie zapomnę o mojej pierwszej rodzinie. Haku i Zabzua na zawsze pozostaną ze mną.
Hejka mam pytanie nie wiem czy już o tym mówiłaś ale czemu nie jesteś aktywna na wattpadzie?
OdpowiedzUsuńHej hej
UsuńWiesz co, kiedyś dostałam powiadomienie o nieznanym logowaniu na moje konto na Wattpad, próbowałam potem odzyskać konto ale koniec końców zabrało to tyle czasu, że byłam już wtedy bardzo do tyłu z publikacjami i dużo czasu zajęłoby mi opublikowanie wszystkiego na Wattpadzie, żeby wszystko zaczęło w końcu być mniej-więcej na bieżąco... Po prostu brakuje mi na to czasu, dlatego mnie tam nie ma.
Mam nadzieję, że jednak zostaniesz ze mną tutaj :)