Opiekun - rozdział 16








Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Westchnąłem cicho, stojąc przy oknie i obserwując wyłaniające się powoli zza horyzontu Słońce, popijając moją poranną herbatę. Nie mogłem spać i miałem głowę pełną myśli. Za dwie godziny mamy wyruszyć na kolejną misję. Tak, dla mnie kolejna, ale dla nowych Kadetów pierwsza. I dla Erena też. Martwię się o niego i mimo, że jestem pewien jego umiejętności, nie miałem pewności, czy poradzi sobie za murami. Nie mogę pozwolić, żeby coś mu się stało. Z rozmyślań wyrwał mnie cichy śmiech rozbrzmiewający mi w uszach, więc odwróciłem się w stronę drzwi, gdzie stał Eren, ubrany już w swój mundur i ze sprzętem do trójwymiarowego manewru, z wielkim uśmiechem na ustach i iskierkach rozbawienia w jego oczach. Zakłopotałem się tym, że go nie usłyszałem, ale po chwili prychnąłem, odkładając filiżankę na biurko i mierząc go beznamiętnym, mam nadzieję, spojrzeniem.

-Czego chcesz, bachorze?

Zapytałem zaczepnie, nie chcąc pokazać po sobie, że  w jakikolwiek sposób mnie to ruszyło. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do mnie, siadając na krześle naprzeciwko mojego biurka i rozwalając się na nim, jak pan na swoim fotelu. Takie życie nie jest dla nas i nie jest nam dane, czy tego chcemy czy nie.

-Nie mogłem spać i pomyślałem, że przyjdę.

Jego głos był taki lekki i wesoły, że od razu poprawił mi humor. Usiadłem naprzeciw niego, układając dłonie przed sobą w piramidkę i spojrzałem na niego z zaciekawieniem, unosząc lekko jedną brew.

-Ach tak.

W odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami, po czym sięgnął pod koszulkę i wyciągnął klucz, który wciąż nosił na rzemyku, ten sam, który dałem mu trzy lata temu, po czym położył go na oddzielającym nas biuru, a ja kompletnie nie rozumiałem, o co mu chodzi.

-Byłem tam raz.

Co on gada? W życiu tam nie był! Kupiłem ten dom wracając z jednej z misji, żeby mieć pewność, że razem z Erenem mamy jakieś miejsce, do którego możemy się udać, jeśli coś pójdzie nie tak, ale nigdy nie zabrałem tam Erena, objaśniając mu jedynie na mapie, gdzie znajduje się nasz nowy dom. Więc o czym on opowiada? Spojrzałem na niego z niezrozumieniem i zobaczyłem, że jego twarz spoważniała, a on sam nie patrzył na mnie, wpatrując się w jakiś punkt za oknem za mną.

-Gdy byłem w Korpusie Treningowym, doszła nas plotka, że zostałeś ciężko ranny i zwolniony z służby zwiadowczej. Że już nigdy nie będziesz należał do Zwiadowców i od teraz będziesz prowadził normalne życie. Przeraziłem się i uciekłem z Korpusu Treningowego, po czym dotarłem do tego domu. Stał pusty, ale na tabliczce było nazwisko Ackerman, więc byłem pewien, że się nie pomyliłem. Nie było cię tam. Bałem się, że obrażenia były zbyt duże i nie żyjesz. Przenocowałem tam, bo ból, jaki czułem w sercu, na samą myśl, że może cię już nie być na tym świecie, był nie do wytrzymania. Następnego dnia przyjechałem tutaj. Nie było cię. Jedynie ten rysunek na ścianie... stąd wiedziałem, że to jednak twój pokój. Wpadłem do gabinetu Erwina a potem do Hanji, ale nikogo nie było. Czułem, że zaraz zwariuję, jeśli nie dowiem się, czy wszystko z tobą w porządku. W końcu wpadłem na Petrę, która najpierw opieprzyła mnie, że uciekłem z Korpusu Treningowego, a potem zapewniła, że nic ci nie jest i jesteś na wyjeździe do jednej z pobocznych posiadłości razem z Erwinem i Hanji. Poczułem tak wielką ulgę, że jak stałem przed nią, to padłem na kolana i zacząłem płakać. Gdy się uspokoiłem, obiecała, że nic nikomu nie powie, ale kazała natychmiast wracać do Korpusu Treningowego. Nie chciałem. Bałem się, że następnym razem to nie będzie tylko plotka a rzeczywistość. Ale namówiła mnie. Wiesz, co mi powiedziała? Że będziesz zawiedziony, jeśli sobie odpuszczę szkolenie.

Czułem się źle. Bardzo źle. Dobrze wiem, jak okropnie się czuł. Sam zachowałbym się dokładnie tak samo i czułbym się jeszcze gorzej, niż on. Westchnąłem cicho, wiedząc, że jest tu jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia.

-Dlaczego nie zostałem o tym poinformowany?

Przecież musieli zauważyć nieobecność Erena przez dwa dni z rzędu. Uśmiechnął się smutno i spuścił wzrok na swoje splecione palce, którymi się bawił, jakby w cale nie był tu i teraz, w tej chwili, tylko jakby znów był w tamtym momencie, gdy myślał, że coś mi się stało.

-Gdy wróciłem, Keith strasznie się na mnie wydarł. Tydzień błagałem go, żeby ci nie mówił. Za ten tydzień minęła już moja kara. Gdy znów go o to poprosiłem, spojrzał na mnie, jakby chciał mnie zamordować, i wywiózł samego, jednego do środka lasu, w którym nigdy nie byliśmy. Powiedział, że mam dwa dni na powrót do domku, który mi pokazał. Jeśli wrócę, nic ci nie powie, bo zobaczy, że nie zaszkodziło to mojemu treningowi. Wróciłem w jeden dzień, czym go mocno zaskoczyłem, ale zgodnie z informacją, nic ci nie powiedział.

Wyjaśnił, nie odważając się podnieść na mnie wzroku. Za to ja wstałem z krzesła i podszedłem, stając przed nim i patrząc na niego z góry, mierząc go spojrzeniem. Widziałem, że czuł się zakłopotany tym wszystkim, ale nie miałem mu tego za złe. Wiedziałem, że ja na jego miejscu postąpiłbym dokładnie tak samo. Westchnąłem i przytuliłem go, a on po pierwszej chwili zaskoczenia objął mnie, wtulając się w moją klatkę piersiową. W końcu odsunąłem go ode mnie i zmusiłem, by spojrzał mi w oczy.

-Doceniam, że sam mi o tym powiedziałeś. Fakt, nie powinieneś był tego robić, ale rozumiem twoje motywy.

Widziałem, jak w jego oczach zaiskrzyło szczęście i wdzięczność, po czym przytulił się do mnie raz jeszcze, dużo krócej niż poprzednio i spojrzał na mnie z ustami rozciągającymi się w szerokim, wdzięcznym uśmiechu. Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem, po czym zająłem swoje miejsce przy biurku, odchylając się lekko na krześle i splatając dłonie na klatce piersiowej, a jego zielone oczy mierzyły mnie spojrzeniem.

-Powinniśmy iść na śniadanie.

Komentarze

Popularne posty