Papieros - rozdział 13




Tydzień minął szybko i w piątek rano zostałam obudzona przez moją świergoczącą rodzicielkę, która wpadła do mojego pokoju, odsłaniając żaluzję w oknach i budząc mnie, za co miałam ochotę wywalić ją z pokoju. Nienawidzę być budzona przez światło wpadające przez okno i powinna już doskonale o tym wiedzieć. Westchnęłam cierpiętniczo i przetarłam oczy, po czym spojrzałam na nią, co było dość trudne z uwagi na to, że stała pod oknem.

-Wstawaj, wstawaj! Idź coś zjeść a potem zawiozę cię do salonu kosmetycznego, stamtąd przejdziesz do fryzjerki, potem do wizażystki a potem cię odbiorę i pojedziemy cię ubrać!

Wyśpiewała, a mnie prawie zemdliło.

-Mam 10 godzin siedzieć u tych wszystkich makijażystek i u kogo jeszcze?

Zapytałam cierpiętniczo, bo w cale nie podobała mi się ta wizja. Wszystko jest dla ludzi, racja, ale nie uśmiechało mi się spędzić cały dzień na tego typu czynnościach.

-Oczywiście, że nie! Odbiorę cię o 14 i coś zjemy, do stylistki idziemy na 16 a potem prosto na randkę!

Ta wizja w cale nie była lepsza, ale nie mogłam nic na to poradzić. Wszystko było już ustalone. Zwlekłam się z łóżka i poszłam na dół w pidżamie, decydując się, że najpierw zjem śniadanie. W kuchni przy stole siedział Adam, równie zaspany co ja, najwyraźniej wczoraj do późna oglądał telewizję albo gadał  z Markiem.

-Ciebie też obudziła?

Zapytałam, siadając obok niego i sięgając po jedną z kanapek. Spojrzał na mnie nieprzytomnie, jakby w ogóle nie rejestrował, że tu jestem i zajęło mu kilka sekund, nim ogarnął, o co go pytam.

-Ta.. Mam z tobą łazić po tych wszystkich tych, żebyś się nie nudziła czy coś.

Mruknął, zabierając się za dalsze przeżuwanie kanapki a ja spojrzałam morderczo na moją mamę, pełną energii i wigoru. No ja rozumiem, mam randkę i budzi mnie i organizuje mi cały dzień, ale po co wciąga w to Adama? Nie wiem, ale pół godziny później siedziałam już na fotelu jej samochodu a obok mnie przysypiający Adam z puszką energetyka w ręce.

-Mamo, Adam tam zaśnie, po co go ciągać?

Zapytałam po raz kolejny, bo póki co nie uzyskałam satysfakcjonującej mnie odpowiedzi.

-Bo tak.

Oczywiście! Standardowa odpowiedź rodziców! Bo tak i bo nie. Gez... a ja tylko chciałam dowiedzieć się, na co mi mój braciak w salonie kosmetycznym. W każdym razie mama wywaliła nas pod drzwiami salonu i zarządziła, że widzimy się o 14. Westchnęłam cicho i zaprowadziłam Adama do środka, podchodząc do recepcji.

-Dzień dobry, mam na dzisiaj termin na nazwisko Kruk.

Przywitałam się a kobieta wystukała coś na klawiaturze komputera i spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem. Co denerwujące, miała równie dużo energii co mama i wyglądało, jakby urwały się z tej samej bajki.

-Proszę iść na lewo, najpierw zajmie się panią manikiurzystka.

Poinstruowała mnie, więc poszłam w danym kierunku. Posadziłam Adama na kanapie i usiadłam przy stanowisku, gdzie czekała już na mnie kobieta o równie pięknym i wkurzającym uśmiechu.

-Przyszła pani ze swoim chłopakiem?

Zagadała, oglądając uważnie moje dłonie. Ta, chłopakiem, jeszcze czego.

-To mój brat.

Wyjaśniłam, na co pokiwała głową i zabrała się za zmywanie czarnego lakieru z moich paznokci.

-Zaczniemy od wycięcia skórek, potem wyrównamy paznokcie i nałożę pani hybrydy. Rozmawiałam z pani mamą i stylistką, paznokcie powinny być czerwone, może pani wybrać spośród trzech wzorników.

Oznajmiła, podsuwając mi rzeczone wzorniki przed nos. Czy moja mama nigdy się nie nauczy, ze nie cierpię, jak się za mnie podejmuje decyzję? Chociaż, całe szczęście, czerwony jest w porządku, ale gdyby wybrała jakikolwiek inny kolor, byłabym dosyć zła. Westchnęłam i wskazałam na winną czerwień, po czym zapatrzyłam się za okno, pozwalając profesjonalistce robić, co chce.

-Wybiera się pani na randkę?

-Uhm.

-Nie wydaje się pani zbyt szczęśliwa.

-Nie wydaję się zbyt szczęśliwa, bo na randki przygotowuję się sama, a tu nagle mama karze mi zrobić całodzienną rundkę po salonach piękności.

Moja odpowiedź na szczęście uciszyła kobietę, która nic już nie odpowiedziała, jedynie zerkając od czasu do czasu za mnie na Adama, więc w końcu i ja tam zerknęłam. Adam w najlepsze rozłożył się na kanapie i spał.

-Takiemu to dobrze.

Westchnęłam, czym wywołałam u kobiety śmiech. Po godzinie skończyła swoją robotę i wysłała mnie na stanowisko obok, do pedikiurzystki, więc musiałam obudzić chrapiącego na kanapie braciszka i zawlec go na inną kanapę.

-I nie warz się zasypiać, masz tu być dla mojej rozrywki.

Burknęłam, sadzając go na innej kanapie, na co zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie.

-Tak jest, wasza wysokość.

Skłonił się jak jakiś idiota i ma szczęście, że babka właśnie zaczęła zajmować się moimi stopami, bo inaczej już bym rzuciła w niego butem. Po pedikiurze zrobiłam jeszcze rundkę do fryzjerki i kosmetyczki, która zadbała o moją cerę i w końcu mogłam wyjść z tego więzienia. Zerknęłam na zegarek. 13:50.

-Mamy 10 minut zanim mama przyjedzie, zapalimy?

Zapytałam, opierając się o szybę salonu, z którego właśnie wyszliśmy i wyciągając z torby paczkę fajek, po chwili zaciągając się dymem.

-To było męczące. Nie wiem, jak dziewczyny mogą tak całymi dniami.

Skwitowałam to nowe doświadczenie, wywołując śmiech u mojego brata.

-No fakt, wyglądałaś komicznie.

Ta... nie ma to jak wsparcie, co nie?

Komentarze

Popularne posty