Opiekun - rozdział 21


Chodziłem i świrowałem, miałem wrażenie, że zaraz coś mnie trafi. A tak w sumie to Hanji się ze mnie śmiała, że niedługo zrobię wgłębienie w kamiennej podłodze w miejscu mojej wytyczonej "ścieżki świrowania", jak to nazwała, i będzie mi wystawać jedynie czupryna. Cholerna okularnica! A co ja mogę, że Eren od tygodnia jest nieprzytomny a mnie szlak trafia? Nosz cholera, mógłby się już obudzić! Po tym, jak wróciliśmy do domu, reszta Zwiadowców wybiła resztki tytanów, którzy wtargnęli na teren wewnątrz muru Maria a uciekinierzy próbowali znaleźć gdziekolwiek miejsce do spania, co nie było w cale takie proste. Cieszyłem się, że tknięty jakimś impulsem kupiłem dom wewnątrz muru Rose, bo inaczej Eren nie miałby dokąd wrócić. Hanji dotarła do nas tak szybko, jak mogła i zajęła się badaniem tego nieprzytomnego bachora. Miał pękniętą czaszkę i  z tego tytułu miał wstrząs mózgu, ale nie zagrażało to jego życiu. Jego plecom nic się nie stało, oprócz obtarć i siniaków, z kolei lewa noga, za którą trzymał go tytan, miała złamany piszczel. Ale jednak się nie budził. Według Czterookiej, wstrząs którego doznał w skutek uderzenia o dom był tak wielki, że Eren w jakiś sposób nie może się obudzić, i jedynym, co powtarzała, było tylko tyle, że się obudzi i mam się nie denerwować. A czy ktoś łaskawie może mi zdradzić tę sekretną sztukę i powiedzieć mi, jak ja do cholery mam się nie denerwować, skoro ten bachor leżał nieprzytomny już 8 dzień z kolei?! Przysięgam, że jak ktoś jeszcze mi powie, że mam się uspokoić bo Eren się obudzi, to wyjebię temu komuś w twarz i wypierdolę przez okno, serio. Nie widzę innej metody, żeby w końcu przestali mnie wkurwiać swoim gadaniem, jakobym nie miał czym się denerwować, ale nie widzą, że denerwują mnie tym jeszcze bardziej. Zdałem sobie sprawę, że wędruję po pokoju już od dobrej godziny, jeśli nie dłużej, więc z westchnięciem usiadłem na krześle przy jego łóżku i ująłem ciepłą dłoń w swoje. Jego skóra była zdecydowanie cieplejsza od mojej, ale nie miał gorączki, to było u niego naturalne. Mimo, że ma on dopiero 16 lat, jego dłonie były odrobinę większe od moich a palce o kilka milimetrów dłuższe. Zauważyłem, że jego karnacja była o ton ciemniejsza od mojej, ale nie było to jakoś bardzo widoczne, a przynajmniej według mnie, no i nie sądzę, by jaśniejsza cera pasowała do jego typu urody. Ale kto tam wie, nie jestem znawcą, prawda? Przytknąłem jego dłoń do swojej i musnąłem wargami wierzch jego dłoni, wpatrując się w jego spokojną, pogrążoną w głębokim śnie twarz, a jego klatka piersiowa delikatnie i miarowo unosiła się i opadała. Spojrzałem na zegarek i zorientowałem się, że jest już południe, a jeszcze nikt mi nie przeszkadzał, co było niespotykane, ale cieszyło mnie to, że miałem spokój i nikt nie narzucał mi swojego towarzystwa. Mimo to, byłem cholernie zmęczony i czułem, jak powoli moje powieki stają się coraz cięższe. Tak, jak codziennie od tygodnia, ułożyłem swoją głową na łóżku Erena, opierając się o twardy materac i pozwoliłem powieką opaść, postanawiając, że muszę w końcu się wyspać. Nie wiem, kiedy odpłynąłem, ale gdy się obudziłem, czułem, jak czyjeś długie palce bawiły się kosmykami moich włosów. Zdenerwowało mnie to, bo pozwalałem na to jedynie dzieciakowi, który przecież leżał obok mnie nieprzytomny. Poderwałem się do siadu z zamiarem opieprzenia tego, kto to robił, ale w pokoju nie było nikogo oprócz mnie i tego bachora. Ale jestem pewien, że ktoś bawił się moimi włosami, nie przyśniło mi się to. Czyżby..? Skierowałem wzrok na łóżko, przy którym siedziałem, i po chwili natknąłem się na spojrzenie intensywnie zielonych oczu, które wpatrywały się we mnie z czułością i iskierkami radości w tęczówkach. Miałem wrażenie, że czas zwolnił a moje serce niemal zaprzestało bicia. Porwałem go w ramiona i przytuliłem do siebie, widząc, że się obudził, a jego ciepłe ramiona objęły mnie w niezbyt silnym uścisku. Obudził się! Jeny, jak dobrze, jak ja się cieszę... co ja bym zrobił, gdyby Eren się nie obudził? Gdyby umarł albo... sam nie wiem, co jeszcze. Ale teraz to nie jest ważne, najważniejsze jest to, że w końcu się obudził. Odsunąłem go od siebie na odległość ramienia i przyjrzałem mu się, ale na jego twarzy malował się delikatny uśmiech, który roztapiał lód w moim sercu.

-Nastraszyłeś mnie, bachorze.

Powiedziałem, ale jedynie go tym rozbawiłem. Nie beształem go, wyraźnie słyszał w moim głosie troskę i ulgę, ale ktoś, kto mnie nie zna, nie wychwyciłby tego, i wiem o tym doskonale, zawsze tak było. Jego wdzięczny śmiech rozbrzmiał w moich uszach i musiałem się powstrzymywać, żeby się nie uśmiechnąć, ale gdy obdarzył mnie tak ciepłym uśmiechem i czułym spojrzeniem, nie mogłem już wytrzymać i pozwoliłem kącikom moich ust unieść się delikatnie w imitacji uśmiechu. Usiadłem na łóżku obok niego i spojrzałem mu w twarz, mierzwiąc mu dłonią włosy.

-Przepraszam, Levi.

Jego głos był delikatnie zachrypnięty, ale wciąż ciepły i miękki, taki, jakim zawsze się zwracał do mnie i tylko i wyłącznie do mnie. To było miłe, świadomość, że jestem jedynym, do którego Eren zwraca się w taki sposób i jedynym, który może tego doświadczyć. Chciałbym, by tak zostało na zawsze, ale kiedyś Eren znajdzie sobie dziewczynę i nie będę już miał go na wyłączność. Westchnąłem cicho, ale zrzuciłem to zwinnie na winę tego, że martwiłem się o tego dzieciaka i teraz mi ulżyło, więc nie musiałem się z niczego tłumaczyć.

-Jak się czujesz?

Opuściłem dłoń i uważnie spojrzałem mu w twarz, szukając jakichkolwiek oznak kłamstwa, bo wiem, że nie chcąc mnie martwić jest w stanie zacisnąć zęby i znieść każdy ból, byleby tylko nie przyznać się do tego, że nie wszystko jest okay.

-Głowa mnie trochę boli i plecy, ale najbardziej noga.

Po chwili zastanowienia i wahania w końcu odpowiedział na moje pytanie i cieszyłem się, że jest ze mną szczery i skinąłem głową, przytakując mu. Zgadzałoby się to z jego obrażeniami, więc raczej nie kłamał, w dodatku jego uszy nie zrobiły się czerwone, więc nie miałem się o co martwić.

-Masz pękniętą czaszkę, nic groźnego, ale będziesz przez kilka tygodni odczuwać zawroty i ból głowy. Plecy są jedynie obite, pewnie bardziej cię bolą od długiego leżenia. Ale noga jest złamana, na szczęście bez komplikacji, więc będzie cię boleć jeszcze dość długo.

Wyjaśniłem, na co w jego oczach zabłysło zrozumienie, ale widziałem, że ma jakieś pytanie i coś go zastanawia, tylko go nie zadawał. Ale jakie pytanie? Przecież wie, że może mnie pytać o wszystko i że nigdy nie zostawię go ani nie będę na niego zły, więc nie musi się bać.

-Jak długo byłem nieprzytomny?

Wreszcie wykrztusił z siebie to, co go dręczyło. Najwyraźniej zorientował się, że musiało minąć więcej niż zaledwie kilka godzin. Zerknąłem za okno, zastanawiając się, jakie jest drugie dno tego pytania. Bo że jakieś było, byłe pewien. Jak się zachowa, gdy mu odpowiem?

-Osiem dni.

Kątem oka widziałem, jak na jego twarzy maluje się szok, a potem spuszcza głowę i patrzy na swoje dłonie, którymi miętosił świeżą, białą pościel, która była zaledwie wczoraj wymieniona, bo dbałem o to, by wszystko było w jak najlepszym porządku. Zdziwiony odwróciłem się w jego stronę i po chwili ułożyłem palce na jego podbródku i uniosłem jego głowę, by spojrzeć mu w oczy. Widziałem, jak zagryza swoją malinową wargę i poczucie winy w jego tak pięknych, intensywnych oczach.

-Co się dzieje, Eren?

Nie potrafiłem go zrozumieć. Nie potrafiłem wydedukować, dlaczego czuł się winny, dlaczego tak dziwnie się zachowywał. Westchnął i spojrzał w bok, ale i tak nie pozwoliłem mu spuścić głowy. Chciałem widzieć każdą zmianę na jego twarzy i chciałem móc wpatrywać się w nią jak najdłużej.

-Przepraszam.

Jego głos był cichy ale rozbrajająco szczery. Uniosłem pytająco jedną brew, dając mu znać, że ma mówić dalej, ale chwilę zajęło, nim podjął temat.

-Sprawiłem ci wiele problemów i zmartwień.

Więc to mu siedziało w głowie i tak bardzo go martwiło? On naprawdę jest jeszcze dzieciakiem, skoro zaprząta sobie myśli czymś tak mało ważnym. Chociaż... czy to było takie niecodzienne? Tylko w stosunku do niego bym się tak zachował i tylko o niego tak bardzo bym się zamartwiał, o nikogo innego. Co poradzę? Kocham go i znam go od małego, więc to chyba nic dziwnego. Przytuliłem go krótko, a gdy znów spojrzałem mu w twarz, widziałem zaskoczenie malujące się na jego licu, co było dosyć urocze.

-Nie przejmuj się. Cieszę się, że się obudziłeś i wrócisz do zdrowia.

Wyznałem a on obdarzył mnie tak wspaniałym uśmiechem, że cały świat mógł dla mnie przestać istnieć, byle on nigdy nie przestał się tak uśmiechać.

Komentarze

Popularne posty