Gdzie się podziałeś? - Rozdział 5
Czekałem jak na szpilkach, obserwując Yurija z okna i modliłem się, by nic nagle nie poszło nie tak i chłopak wrócił do domu w jednym kawałku. Serce niemal wyskoczyło mi z piersi, gdy w pewnym momencie jego matka weszła do pokoju a ja szybko ale cicho zszedłem z drzewa, starając się, by mnie nie zauważyła. Westchnąłem cicho i oparłem się o ścianę pod jego oknem, nasłuchując.
-Nie możesz mnie tu trzymać!
Krzyk a potem ciche jęknięcie. Zacisnąłem dłonie w pięści. Domyśliłem się, że kobieta uderzyła blondyna i miałem ochotę natychmiastowo to przerwać. Ale nie mogłem. W końcu usłyszałem z daleka syrenę policyjną i odetchnąłem z ulgą, gdy zajechali przed dom, pod którym stałem. Podszedłem do nich i przywitałem się.
-Prywatny ochroniarz, Otabek Altin. Jurij jest przetrzymywany w tym domu na pierwszym piętrze.
Wyjaśniłem, na co pokiwali głowami i zapukali do drzwi, więc by nie wywołać awantury ustawiłem się tak, by kobieta otwierając drzwi nie mogła mnie zauważyć.
-Dobry wieczór. Możemy wejść?
-O co chodzi?
-Musimy sprawdzić pani dom. Otrzymaliśmy informację, że nielegalnie przetrzymuje tu pani Yurija Plisetskiego.
-To bzdura! Nie widziałam go od ponad 10 lat, niby jak miał się tu znaleźć?
-Proszę nas wpuścić, przeszukamy dom i wszystko się wyjaśni.
-Nie, nie pozwalam wam wejść. Jeśli chcecie wejść to musicie mieć nakaz.
W tym momencie się wkurzyłem. Wszedłem między policjantów a nią i odsunąłem ją od drzwi, wchodząc na siłę.
-Na szczęście ja nie potrzebuję, bo mam pozwolenie od ojca Yurija na podjęcie wszelkich środków.
Blefowałem, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili. Siedzący na górze blondyn był najważniejszy.
-Panie Altin, nie może pan tak...
-Nie obchodzi mnie to!
Rzuciłem, nie pozwalając policjantowi dokończyć i pobiegłem na górę, słysząc stukot stóp i krzyki za sobą. Dopadłem do pokoju, w którym na 90% był Yurij, bo w końcu mogła go szybko przenieść do innego, ale drzwi były zamknięte na klucz.
-Yuri? Jesteś tam?
Zapytałem przez drzwi a za mną ustawiła się cała trójka. Czekaliśmy w napięciu na rozwój sytuacji.
-B... Beka? Pomóż mi, proszę!
Dało się słyszeć przytłumiony, płaczliwy głos. Spojrzałem na policjantów a gdy skinęłi głowami wywarzyłem drzwi, wpadając do pomieszczenia. Zauważyłem blondyna, siedzącego na ziemi ze związanymi rękami i nogami, z zapłakaną twarzą. Od razu do niego dopadłem i zacząłem go rozwiązywać.
-Nie ma go tutaj, co?
Warknął jeden z policjantów, od razu rozpoznając zaginionego chłopaka. W końcu jego zdjęcia miał każdy policjant w tym mieście, odkąd zaginął.
-Nie wiem, skąd on się tu wziął.
Po zdjęciu więzów zauważyłem otarcia na bladej skórze i czerwone ślady tam, gdzie liny nie mogły ich zrobić.
-Beka, ona mnie biła... Powiedziała, że dostanie to, czego chce i zemści się na ojcu i na mnie!
Jurij używał karty przetargowej. Po jego ułożeniu na krótką chwilę palców u dłoni w serduszko wiedziałem, że kobieta nie znęcała się nad nim i prawdopodobnie zadrapania i siniaki były spowodowane zwykłą szarpaniną albo sam je sobie specjalnie nabił, ale chciał, żeby karma ją dopadła. Przytuliłem go i podniosłem na księżniczkę, czego nienawidził, ale w końcu to on grał tu rolę ofiary.
-On kłamie! Jak możesz, szczeniaku!
-Pani pójdzie z nami.
Policjant bez najmniejszego problemu zakuł ją w kajdanki i wyprowadził, podczas gdy drugi policjant został z nami.
-Panie Altin, zabierze pan pana Plisetsky do domu?
-Tak, poradzę sobie już.
Przytaknąłem i zacząłem kierować się ku wyjściu, gdy usłyszałem więcej kłócących się głosów. Po chwili rozpoznałem, że to mój szef.
-Jak mogłaś go porwać! Jak mogłaś to zrobić?!
Wrzeszczał, żywo gestykulując, ale gdy tylko zauważył nas na schodach od razu się uspokoił.
-Co z nim?
Zapytał, jakby blondyn był nieprzytomny albo w cale go tu nie było.
-Ma kilka otarć i siniaków, jest wystraszony ale tak to wszystko w porządku.
Zapewniłem, na co pokiwał głową i pokazał na drzwi, za którymi zniknęła przed chwilą jego żona.
-Zabierz go do domu. Jutro obejrzy go lekarz.
Przytaknąłem i wykonałem jego zadanie, więc już po chwili siedzieliśmy razem z blondynem w moim aucie i odpalałem silnik.
-Szukałeś mnie.
To nie było pytanie a stwierdzenie. Zerknąłem krótko na siedzącego na miejscu pasażera chłopaka i pokiwałem głową.
-Tak.
-Tata nie szukał.
Westchnąłem cicho i wjechałem na główną ulicę, która o tej porze była nadzwyczajnie pusta.
-Szukał. Ale dostaliśmy groźbę. Tak naprawdę to ja narażałem cię na niebezpieczeństwo, twój ojciec działał powoli i po cichu.
-Ale nie znalazł mnie. Za to ty tak.
-Bo mi zależało na tym, żeby cię znaleźć.
-Zatrzymaj się.
Rozkazał w pewnym momencie, więc rozejrzałem się. Dookoła nie było niczego, dokąd mógłby chcieć iść o tej porze. Zjechałem na pobocze i zatrzymałem samochód, zgodnie z jego prośbą. Słyszałem, jak wierci się na fotelu i odpina pas a po chwili nachylał się nade mną, patrząc mi prosto w oczy.
-Dziękuję.
Powiedział bardzo cicho, po czym musnął delikatnie moje usta swoimi, nim znów się odsunął i usiadł na fotelu, a ja przez chwilę nie wiedziałem, co powinienem zrobić ani jak się zachować. W końcu odchrząknąłem, uśmiechając się lekko i ruszyłem w dalszą drogę do domu.
-Nie ma za co.
Odpowiedziałem i zastanawiałem się, co się właśnie stało.
Komentarze
Prześlij komentarz