Miłość leczy rany - Rozdział 17
TOM
Widziałem, jak Bill bardzo boi się wizyty u lekarza. Westchnąłem cicho, widząc, jak sztywny jak patyk przechadza się w tę z powrotem po naszym szpitalnym pokoju, który nam przydzielono. W sumie pokój był całkiem spoko, jak w jakimś średnim hotelu - czysty, białe ściany, drewniana podłoga, 2 dość duże, pojedyncze łóżka z wygodnymi materacami, wielka szafa, dwa biurka, okno na dziedziniec, dość spora łazienka z prysznicem i dwa telewizory a do tego lodówka, do której od razu wpakowałem swoje ulubione napoje - energetyki, mrożona kawa i inne takie. Zrobiłem sobie zapas bo znając mnie to w cale nie będzie mi się chciało chodzić do tego sklepu po drugiej stronie ulicy, skoro mamy tu spędzić tylko tydzień. Wróciłem wzrokiem do mojego bliźniaka, który właśnie wyłamywał sobie palce ze stresu.
-Bill.
Jak do ściany. Nie zareagował ani wcześniej, jak go wołałem, ani teraz. Wstałem z łóżka i podszedłem do niego, przytrzymując go za ramiona i patrząc mu prosto w oczy, w których skrywało się przerażenie.
-Spokojnie. Jestem tu z tobą.
Pokiwał sztywno głową ale wydawało mi się, że trochę się uspokoił. Nagle weszła pielęgniarka w szerokim uśmiechem na ustach i teczką w ręce.
-Panowie Kaulitz, zapraszam na pomiary.
Bill rzucił mi przerażające spojrzenie ale ruszył za nią a ja krok za nim, w duchu lekko śmiejąc się z zaistniałej sytuacji. Wyglądał, jakby pomiary oznaczały co najmniej operację. Weszliśmy do jednego z pokoi i od razu zauważyłem wagę i miarkę. Spojrzałem na bliźniaka i wyglądał, jakby trochę się rozluźnił, co mi poprawiło humor.
-Zapraszam na wagę, który pierwszy?
Czarny po kilku sekundach jakby wyrwał się z transu i zaczął zdejmować buty, kurtkę, pasek i całą swoją biżuterię, którą odkładał na stojące obok biurko i po dłuższej chwili stał już na wadze.
-57 kilogramów, dobrze, teraz proszę się nie ruszać, zmierzę pana.
Zaszczebiotała pielęgniarka i zaczęła wspinać się na palce mierząc mojego brata, co trochę mnie bawiło.
-180 cm. To daje... BMI 17,59. Masz niedowagę, wiesz o tym?
-Tak.
-Masz jakieś problemy z odżywianiem?
-Nie.
-W porządku. Może pan zabrać swoje rzeczy. Zapraszam.
Z ostatnim zdaniem zwróciła się do mnie, więc wszedłem na wagę jak stałem i uśmiechnałem się lekko do brata, widząc jego wzrok na mnie.
-178 cm wzrostu, 65 kg. Waga prawidłowa, świetnie. Możecie wrócić do pokoi, za chwilę przyjdzie do was inna pielęgniarka pobrać wam krew.
Bill automatycznie zbladł słysząc o pobieraniu krwi i miałem wrażenie, że zaraz zemdleje, gdy tak sunął po korytarzu do naszego pokoju. Gdy zamknąłem za nami drzwi, przytuliłem go mocno i pocałowałem najpierw w czoło a potem w usta, dzięki czemu trochę się rozluźnił.
-Nie cierpię szpitali.
Syknął, wtulając się we mnie, na co się zaśmiałem.
-Wiem.
BILL
Wiedziałem, że zbyt gwałtownie reagowałem, ale nie potrafiłem inaczej - panikowałem na samą myśl o tym, że ktoś inny niż Tom miał tak po prostu mnie dotykać. Nie chciałem tego. Ale cieszyłem się, że nie byłem tutaj sam i miałem w nim tak ogromne oparcie. Odsunąłem się od niego dopiero po kilku minutach i usiadłem na swoim łóżku, wzdychając ciężko.
-W cale mi się tu nie podoba. Mam nadzieję, że ten tydzień szybko minie.
Spojrzałem na wyraźnie rozbawionego tą sytuacją Toma, który próbował ukryć uśmiech odwracając się do mnie tyłem i grzebiąc w lodówce, wybierając sobie energetyka, którego chce wypić.
-Ani się obejrzysz.
Zapewnił mnie i w tym momencie do pokoju weszła pielęgniarka z zestawem igieł i pojemniczków na krew i miałem wrażenie, że zemdleję.
***
Przetrwałem pobieranie krwi tylko dlatego, że Tom usadowił się za mną na łóżku i obejmował mnie przez cały czas - od samego początku do końca - a i tak o mało nie zemdlałem, widząc jak czerwona ciecz wypływa ze mnie wprost do probówki. Podobno zbladłem na tyle, że chcieli mi dać jakąś kroplówkę, ale jakoś tego nie zarejestrowałem.
Niedługo później przyszła do nas kolejna pielęgniarka z jakimiś urządzeniami w ręku i stetoskopem na szyi.
-Zmierzę wasz puls, ciśnienie, ilość tlenu we krwi i temperaturę, dobrze?
Zapytała a gdy pokiwaliśmy głowami podeszła do nas oczywiście zaczynając... ode mnie. Rozłożyła urządzenia na stoliku nocnym po czym wzięła jedno z nich i wsadziła mi do ucha. Dopiero gdy piknęło zorientowałem się, że to termometr i zauważyłem teczkę na stole.
-35,9. Czasem w szpitalu temperatura się obniża lub podwyższa, więc nie ma się czym martwić.
Uśmiechnęła się i założyła mi pulsoxymetr na palec prawej ręki, po czym wzięła moją lewą rękę i zaczęła mierzyć mi ciśnienie.
-Puls 60, zawartość tlenu 98%, ciśnienie 100/80. Trochę niskie wartości, ale w granicach normy.
Skomentowała i zabrała się za maltretowanie mojego brata.
-Temperatura 36,8, puls 75, zawartość tlenu 100%, ciśnienie 130/80. Wszystko w normie. Teraz zadam wam kilka pytań, dobrze? Odpowiadajcie na nie na spokojnie i bez stresu.
Dodała po kilku minutach, uśmiechając się do nas przyjaźnie, po czym zadała pierwsze pytanie.
-Więc powiedzcie mi, najpierw Bill, z jaką płcią się identyfikujesz, czy jesteś aktywny seksualnie, jaką masz orientację seksualną, czy jesteś aktualnie w związku i czy dobrze czujesz się ze swoim ciałem. Tom, możesz odpowiadać zaraz po nim.
Spiąłem się lekko, bo nie sądziłem, że pytania będą aż tak prywatne, ale wiedziałem, że się nie wykręcę.
-Jestem aktywnym seksualnie homoseksualnym mężczyzną, dobrze czuję się w sowim ciele i mam partnera.
Trochę się uśmiechnąłem, gdy po chwili Tom powtórzył tę samą formułkę słowo w słowo po mnie powtarzając.
-Czy było ostatnio coś, co was zaniepokoiło w waszym stanie zdrowia?
Obaj zaprzeczyliśmy.
-Bierzecie na stałe jakieś leki?
-Mam przepisane leki uspokajające na bazie opioidów, biorę je jedynie doraźnie. Tom mi je dozuje, bym nie przedawkował w razie napadu paniki.
-Mieliście jakieś operacje?
-Nie.
-Jak wygląda z waszym odżywianiem?
-Bill mało je, ale on ma mały apetyt, obaj jesteśmy wegetarianami.
-Macie problemy ze snem? Z chodzeniem? Ze wzrokiem?
-Nie.
-Jakieś nałogi? Papierosy, alkohol?
-Obaj jesteśmy palaczami, alkohol pijemy okazyjnie, czasem też do kolacji, nie bierzemy narkotyków.
-Problemy z oddychaniem?
-Nie.
Zapisywała skrupulatnie wszystkie nasze odpowiedzi, po czym przejrzała kartkę i uśmiechnęła się do nas miło, ale w cale mnie to nie uspokajało. Bałem się, że znowu zada jakieś dziwne pytanie.
-W porządku, na teraz to tyle. Dzisiaj możecie już odpocząć, około 18 przyjdzie do was lekarz żeby się przywitać. Jutro po śniadaniu od 9 do 11 jesteście na rentgenie szczegółowym całego ciała. Zostawię wam też tutaj kubeczki na mocz z waszymi imionami, uzupełnijcie je, proszę, i przynieście nam do dyżurki. Śniadanie jest o 7, obiad o 13, kolacja o 18. W międzyczasie możecie korzystać z kafejki, jeść i pić wszystko, co tam jest. Na razie macie wolne.
Wyjaśniła i wyszła a ja w końcu opadłem na łóżko, mogąc odetchnąć z ulgą.
Komentarze
Prześlij komentarz