Blackie - Rozdział 2


 Następnego dnia Bill zjawił się w szkole dopiero na drugiej lekcji, którą była chemia. Nowy uczeń znów zajął obok niego miejsce, przypatrując mu się o wiele uważniej niż poprzedniego dnia. Nie było w tym w sumie nic dziwnego - oczy mimo makijażu były wyraźnie podkrążone od braku snu i rzewnego płaczu, usta popękane mimo pomadki. W kąciku ust miał niewielką ranę, której dzień wcześniej zdecydowanie tam nie było a jego szyję zdobił widoczny bandaż - niestety rano okazało się, że skóra na szyi jest obdarta do krwi i nie było żadnego sposobu, żeby to zamaskować. Chociaż korciło go, żeby od razu zapytać, musiał cierpliwe poczekać aż do przerwy, nim w końcu mógł zadać nurtujące go pytanie.

-Co ci się stało?

Zapytał prosto z mostu, gdy tylko nauczycielka wyszła z klasy. Czarny spojrzał na niego lekko nieprzytomnie a jego oczy były puste, co wywołało zimny dreszcz na plecach Dredziarza. Zupełnie, jakby patrzył w oczy lalki. 

-W drodze do domu zaczepiło mnie kilku chłopaków. Zdarza się.

Odparł cicho a jego głos był jeszcze bardziej zachrypnięty niż poprzedniego dnia, o ile to w ogóle było możliwe. Tom pokręcił głową, nie mogąc w to uwierzyć. Hamburg jest aż tak niebezpieczny? Do tej pory był tu jedynie kilka razy w odwiedzinach ale nigdy by się tego nie spodziewał. Słowa czarnowłosego zajmowały jego głowę aż do końca dnia. Gdy w końcu wychodził ze szkoły, zauważył swojego kolegę idącego do jakiegoś czarnego samochodu. Już chciał za nim biec, gdy ktoś go zatrzymał. 

Bill wsiadł powoli i ostrożnie do czekającego na niego samochodu i wypuścił powoli z ust powietrze, po czym zapiął pasy. Oparł głowę o zagłówek fotela i zamknął oczy, czując lekkie zawroty głowy.

-Mogę się zdrzemnąć?

Zapytał cicho szofera, który przyglądał mu się ze współczuciem w lusterku. Sam nie był do końca pewien, co się działo w miejscach, w które zawoził Billa na polecenie jego matki. Nie miał się nawet jak dowiedzieć, gdyż z reguły służba nie wpuszczała go nawet do środka a gdy chciał się wkręcić mówiąc, że idzie do łazienki - odprowadzano go do danego pomieszczenia i z powrotem. Chłopak nie chciał nigdy nic powiedzieć a jego matka uparcie twierdziła, że to prywatne lekcje albo sesje zdjęciowe. O dziwo jednak zdjęcia jej syna nigdy nigdzie się nie pojawiły.

-Oczywiście.

Odpowiedział równie cicho i obserwował, jak chłopak układa się wygodniej na siedzeniu, wkładając sobie swoją szkolną torbę pod głowę. Po chwili już jego klatka piersiowa równomiernie unosiła się i opadała. Musiał być wykończony, skoro zasnął niemal od razu. Mężczyzna odpalił samochód i powoli ruszył, decydując się pojechać na jeden z parkingów, gdzie mogli zostać na jakiś czas. Znajdował się stosunkowo niedaleko a przy okazji młody panicz nie musiał martwić się o to, że ktoś zakłóci jego sen. W duchu kierowca cieszył się, że jego szefowa nie kazała mu dzisiaj nigdzie zawieźć chłopaka - po wczorajszym był w takim stanie, że nie miałby serca tego zrobić.

Bill nie wiedział, jak długo spał. Wiedział jednak, że gdy znów otworzył oczy, za oknem było już ciemno. Westchnął ciężko i przeciągnął się, podnosząc się do siadu, po czym wygrzebał z torby butelkę wody i paczkę papierosów i wysiadł z auta. Jego kierowca siedział na ławeczce niedaleko, więc podszedł tam i zajął obok niego miejsce, stękając cicho. Całe ciało go bolało i nie miał się co dziwić.

-Fajki mi się kończą. I leki przeciwbólowe. Możesz je załatwić?

Zapytał, odpalając papierosa i powoli zaciągając się dymem. Czuł na sobie badawcze spojrzenie szofera, jednak nie zaszczycił go tym samym. Nie miał na to siły. Narzucił sobie kaptur na głowę i skulił się bardziej na swoim miejscu.

-Nie powinieneś palić.

Od czasu do czasu rzucał takim tekstem, gdy czarnowłosy chłopak znów prosił go o kupno papierosów. Miał nadzieję, że któregoś dnia znowu usłyszy tę samą odpowiedź, jaką uzyskał poprzednim razem. Było to niecałe dwa lata temu, gdy on i jego matka na stałe zamieszkali w domu jego chlebodawcy i został szoferem nastolatka. Usłyszał od niego wtedy prychnięcie i trochę przekorne a trochę wesołe "Daj spokój, zlituj się nad człowiekiem". Niestety, dzisiaj nie był ten dzień. Nie usłyszał absolutnie żadnej odpowiedzi. Westchnął ciężko i oparł się łokciami o uda, patrząc na płynącą przed nimi rzekę.

-Powiesz mi, co się dzieje na tych spotkaniach, na które matka cię wysyła?

Zapytał wprost, nie mogąc znieść tego widoku. Chłopak gasł w oczach i bardzo się o niego martwił, nic nie mógł na to poradzić a niewiedza była przyczyną jego złości. 

-Nie mogę.

-Dlaczego?

-To za trudne. Poza tym... to by nic nie dało.

-Pomógłbym ci!

Bill powoli pokręcił głową, gasząc peta o ziemię pod ławką i upijając kilka łyków wody z butelki. 

-Nie możesz. Jeśli ci powiem, będziesz chciał coś z tym zrobić ale jest to niezgodne z twoją umową o pracę. Poza tym, moja matka i tak by się z tego wywinęła a ja skończyłbym w psychiatryku. Już raz tak było i nie zamierzam ryzykować ponownie.

Wytłumaczył cierpliwie, chociaż głos mu się łamał. Widać było, że chce się zwierzyć, że chce tej pomocy. A jednak strach był silniejszy. Czarny rzadko mówił o swojej przeszłości czy o sobie w ogóle. Był niezwykle skryty i nie ufał innym. Szofer tylko dzięki takim sytuacją miał jakiekolwiek mgliste pojęcie o wcześniejszych latach panicza.

-Ona nie jest twoją rodzoną matką, prawda?

Zapytał cicho, zerkając na nastolatka. Ten pokiwał powoli głową i wyciągnął z kieszeni bluzy jakieś tabletki. Jak się okazało - przeciwbólowe. Zażył jedną i popił ją wodą, nim kontynuował.

-Nie. Dobrze pamiętam dzień, gdy mi o tym powiedziała. Byłem załamany. To, co robię, nazwała zapłatą za to, że się mną zajmuje i co musiała przeze mnie przejść.

-To jest chore!

Chłopak jednak wzruszył jedynie ramionami. Tego dnia już więcej się nie odezwał.

Tom z kolei w tym samym czasie siedział w jadalni przy ogromnym stole, dziubiąc w swoim talerzu ale nic nie jedząc. Aż podskoczył na krześle, gdy poczuł dłoń rodzicielki na swoim ramieniu.

-Wołałam cię już chwilę ale nie odpowiadałeś.

Wyjaśniła, zajmując swoje miejsce przy stole i po chwili i jej podano posiłek. Z uśmiechem podziękowała służącej i zabrała się za jedzenie, wciąż obserwując uważnie swojego syna, który dalej się do niej nie odezwał.

-Co ci tak zajmuje myśli? Problemy w szkole?

Zapytała z lekkim uśmiechem na twarzy, który miał zachęcać do zwierzeń. Chłopak westchnął i odłożył widelec.

-Sam nie wiem... siedzę z takim jednym chłopakiem w klasie, Bill. Ogólnie wydaje się spoko, ale... coś jest nie tak, tylko nie wiem, co. No i dzisiaj przyszedł z ranami na twarzy i na szyi. Mówił, że podobno ktoś go zaczepił wczoraj w drodze do domu ale coś mu nie wierzę. No i te dziewczyny... jest taka klika u nas i dzisiaj po szkole się mnie doczepiły. Cudem udało mi się je zbyć bo już się pakowały do samochodu. Ian się trochę denerwował, czy nie zarysowały lakieru ale chyba nie.

Kobieta przez chwilę analizowała przekazane jej przez syna informacje ze zmarszczonymi brwiami, po czym sięgnęła po szklankę z wodą i upiła kilka łyków.

-Wiesz... nie sądzę, żeby ten chłopak ufał ci po dwóch dniach. Może faktycznie nie ma się czym przejmować. No i uważaj na te dziewczyny. Czasem potrafią być gorsze niż chłopcy.

Poradziła mu, zajmując się na powrót swoim posiłkiem a ich rozmowa zeszła na zupełnie inne tematy dnia codziennego i nie wracali już więcej do dziwnych sytuacji w nowej szkole chłopaka. 

Podczas, gdy Tom po kolacji i odrobieniu lekcje zabrał się za grę na swojej ukochanej akustycznej gitarze, jego rówieśnik siedział skulony na ziemi w swojej własnej łazience, która przylegała do jego pokoju, płacząc bezgłośnie. Mimo świadomości, że jest w tym ogromnym domu sam, nie licząc służby, nie odważył się płakać głośniej. Czuł się okropnie i znowu załamała się jego psychika a on nie miał sił, aby cokolwiek na to poradzić. Chciał wierzyć, że wszystko będzie dobrze ale... nie wierzył. Już dawno porzucił swoje marzenia i nadzieje a życie raz po raz dobitnie udowadniało mu, że nigdy w życiu nie powinien ich mieć. Otarł łzy z policzków, chociaż nie przyniosło to efektu, bo ich miejsce od razu zajęły nowe, po czym odwrócił się i sięgnął po coś, co znajdowało się na brzegu wanny, o którą opierał się plecami. Podciągnął rękaw swojej czarnej bluzy i zamknął oczy, czując uspokajający chłód stali. Przynajmniej to, chociaż chwilowo, dawało mu ukojenie.

Komentarze

Popularne posty