Blackie - Prolog
Nastolatek siedział na parapecie, spoglądając na malujący się za szybą krajobraz nocnego miasta, powoli wypalając kolejnego tego wieczora papierosa. Jego farbowane na czarno, długie włosy opadały miękko na ramiona a brązowe oczy sprawiały wrażenie człowieka znudzonego i zmęczonego życiem. Westchnął cicho do swoich własnych myśli i po raz kolejny zaciągnął się trującym dymem. Niemal podskoczył, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Szybko odwrócił wzrok w tamtą stronę, zauważając kpiący uśmiech na twarzy jego rodzicielki. Nie zwiastowało to dla niego niczego dobrego.
-Znalazł się ktoś chętny. Jutro zwolnię cię z dwóch ostatnich lekcji, szofer cię zawiezie w odpowiednie miejsce. Nie przynieś mi wstydu.
Pogroziła mu jeszcze na koniec palcem po czym roześmiała się cicho, widząc przerażenie na twarzy syna. Odrzuciła długie do pasa, farbowane blond włosy na plecy i wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi a jej śmiech dzwonił w uszach nastolatka jeszcze przez długi czas. Przez kilka chwil wpatrywał się w zamknięte już drzwi, za którymi zniknęła, nie odważając się nawet oddychać. Nie zwrócił uwagi na fakt, że popiół z papierosa opadł mu na spodnie. A potem... jego oczy wypełniły się łzami i nie mógł opanować cichego szlochu. Doskonale wiedział, co go jutro czeka, chociaż zrobiłby wszystko, by było inaczej. Pragnął, by to wszystko się skończyło ale nie miał pojęcia, jak ma to zrobić. Matka miała nad nim całkowitą władzę.
W innym domu w Hamburgu jego rówieśnik siedział na łóżku, układając na gitarze nową melodię i z rozdrażnieniem odgarniając blond dredy na plecy. Niestety ale gumka, którą je spinał, pękła a zapasowe wciąż były w którymś z kartonów a on nie miał pojęcia, w którym. Jego mama weszła do pomieszczenia niemal niezauważona i obserwowała go z uśmiechem na twarzy.
-Jutro pierwszy dzień w nowej szkole... denerwujesz się?
Zapytała, gdy jej syn wziął znów do ręki ołówek, zapisując coś i wystawiając przy tym koniuszek języka. Spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, najwyraźniej do tej pory jej niezauważył, po czym obdarzył ją szerokim uśmiechem.
-Szkoła jak szkoła. Będzie dobrze. Ale dalej nie rozumiem, czemu przenieśliśmy się z Monachium.
Kobieta westchnęła i usiadła na skraju łóżka obok syna, patrząc mu przez chwilę w twarz. Wyrósł na przystojnego młodzieńca i w myślach dziękowała Bogu, że go w ogóle ma. Okres ciąży i porodu był dla niej istnym koszmarem i samo wspomnienie wywoływało u niej płacz, mimo że minęło już 16 lat.
-To moje rodzinne strony, skarbie. Wiem, że wychowałeś się w Monachium ale ty również tutaj się urodziłeś. Chciałam ci to wszystko pokazać... nie karzę ci tu zostawać. Gdy skończysz szkołę możesz mieszkać, gdzie tylko chcesz. Poza tym... wiesz, babci się pogorszyło ostatnio. Chcę być w pobliżu, gdyby mnie potrzebowała.
Chłopak pokiwał głową i odłożył instrument ostrożnie na łóżko, nie przestając się uśmiechać, chociaż w jego brązowych oczach widać było lekki cień żalu.
-Cóż... będę tęsknić za przyjaciółmi ale pewnie znajdę tu sobie nowych. Babcia najważniejsza, wiadomo. Dam sobie radę, nie martw się.
Zapewnił. Nawet nie wiedział, jak wiele zmieni w jego życiu ta przeprowadzka. Ale miał się tego dowiedzieć już wkrótce.
Komentarze
Prześlij komentarz