Opiekun 2 - Rozdział 1
Siedziałem przy biurku w swoim pokoju, przeglądając jeszcze notatki ze szkoły, gdy ktoś wszedł do mojego pokoju. Po lekkich krokach od razu rozpoznałem, że był to pierworodny moich opiekunów a gdy tylko się odwróciłem ogromne, zielone oczy wpatrywały się prosto we mnie. Zamknąłem zeszyt i skipiłem się na chłopcu.
-Levi, pobawisz się ze mną?
Wiedziałem, że o to poprosi. Mogłem się wręcz założyć, że tak będzie. Westchnąłem cicho i spojrzałem na mój grafik. Za niedługo miała być kolacja a po niej szedłem na dodatkowy trening. Może być ciężko.
-W porządku ale tylko do kolacji, dobrze? W co chcesz się pobawić?
Nie wiedziałem dlaczego, ale miałem dziwne uczucia co do Erena. Nie potrafiłem tego nawet dokładnie określić, były to po prostu inne uczucia, niż się spodziewałem. Nie widziałem go jako mojego brata ale nie był mi też obojętny. Nie poświęcałem jednak temu wielu przemyśleń, bo nigdy nie dochodziłem do żadnych większych wniosków. Jednak ten wielki uśmiech na twarzy ośmiolatka rozlewał ciepło w moim sercu i tyle mi wystarczało. Jeśli on czuł się dobrze, to ja też mogłem być spokojny.
-Mam nową planszówkę! Tata mi przywiózł!
Pochwalił się, wyciągając ręce zza pleców, więc wstałem z krzesła i chwyciłem jego dłoń, dając się poprowadzić do jego pokoju. Gra okazała się być dosyć ciekawa ale nie mieliśmy okazji nawet dobrze zacząć partii, gdy zauważyłem jego matkę w progu, przyglądającą się nam z uśmiechem.
-Przykro mi, chłopcy, ale kolacja na stole. Jutro dokończycie grę.
Zarządziła widząc, że ją zauważyliśmy, czym wywołała jęk zawodu u swojego syna ale ten nie kłócił się z nią i po prostu odszedł od gry, więc chwilę później cała nasza czwórka siedziała przy kuchennym stole, zajadając się gulaszem. Musiałem przyznać, że Carla potrafiła bardzo dobrze gotować.
-Wiesz już, do jakiego liceum się dostałeś?
O tym, że nie słuchałem rozmów przy stole zorientowałem się dopiero, gdy dotarło do mnie to jedno pytanie. Oboje dorosłych wpatrywało się we mnie, oczekując odpowiedzi. Odłożyłem więc łyżkę i sięgnąłem po szklankę z wodą.
-Tak, wszystkie licea, do których aplikowałem, mnie przyjęły.
-Gratuluję! Wiesz już, dokąd pójdziesz?
Uśmiech Carli bardzo przypominał ten, którym zawsze obdarzał nas jej syn - jednak jej był już o wiele bardziej łagodny i przygaszony. Zupełnie, jakby została kiedyś bardzo zraniona.
-Pójdę na profil medyczny do siódemki ale dalej będę uczęszczał na treningi. Chcę pójść w ślady Grishy i zostać lekarzem. Mają też małą drużynę pływacką, więc chyba do nich dołączę.
Odpowiedziałem, jakby to było coś zupełnie najnormalniejszego na świecie, jednak doskonale wiedziałem, dlaczego zaraz potem Carla i Grisha wymienili znaczące spojrzenia. Większość piętnastolatków wybierała zawsze opcję, w której mieli jak najwięcej czasu wolnego. Ja już od czasu podstawówki zawsze brałem sobie dodatkowe zajęcia i miałem pełny grafik. Być może wydawało się to głupie ale była w tym pewna metoda - chciałem mieć jak największe szanse na dostanie wysokiego stypendium na studiach, aby móc się wyprowadzić i dłużej na nich nie żerować. Źle się czułem z tym, że nic nie wnosiłem do tego domu a oni zajmowali się mną jak swoim własnym dzieckiem, za co byłem im niezmiernie wdzięczny.
-Nie przepracowuj się, dobrze?
Poprosiła w końcu kobieta, uśmiechając się do mnie troskliwie, na co po prostu cicho przytaknąłem. Zwróciłem uwagę na to, że siedzący tuż obok mnie dzieciak wpatrywał się we mnie wielkimi oczami a jego buzia umazana była gulaszem. Pokręciłem głową, widząc jak się pobrudził i zacząłem wycierać mu twarz serwetką.
-Musisz bardziej uważać, jak jesz, Eren. Nie możesz się ciągle tak brudzić.
Powtórzyłem po raz nie mam pojęcia który w przeciągu tych ostatnich ośmiu lat. Chociaż w tym domu nikt nie był pedantem, ja nadmiernie dbałem o czystość wszystkiego i wszystkich - chociaż oczywiście nikt nie był tu też brudasem, może poza Erenem, który zawsze znalazł sposób, żeby się pobrudzić.
-Tak jest, Levi!
Krzyknął ze śmiechem, dopadając do szklanki mleka a ja już oczami wyobraźni widziałem, jakie za chwilę będzie mieć piękne, białe wąsy. Westchnąłem cicho i wróciłem do kolacji, zanim mi wystygnie.
Kilka godzin później wracałem do domu z treningu. Było już ciemno a ja wiedziałem, że w domu zastanę jedynie Carlę ze śpiącym już Erenem - Grisha wspominał coś, że ma nockę w szpitalu i musiał wyjść przed moim powrotem. Nie spieszyłem się zbytnio ale nie chciałem też wrócić o wiele później, bo wiedziałem, że kobieta o wielkim sercu jest w stanie siedzieć przez całą noc i na mnie czekać, martwiąc się, czy wszystko ze mną w porządku. Nie chciałem jej tego robić, więc kierowałem się wolnym krokiem w stronę domu, rozmyślając o tym, jak w ogóle tam trafiłem i co się stało, że nigdy nie mogłem być tak beztroski, jak Eren. Zazdrościłem mu tego. Jednak nie było się w sumie co dziwić. Gdy miałem cztery lata, moja mama została zamordowana na moich oczach przez swojego kochanka. Przez jakiś czas mieszkałem z wujkiem, który jednak podrzucił mnie któregoś dnia pod drzwi Jeagerów i odszedł, nigdy nie wracając. Miałem 6 lat, gdy trafiłem pod ich skrzydła. Trochę ponad rok później na świat przyszedł Eren i całe życie domowe zaczęło się kręcić wokół niego. Z resztą nawet ja czułem się w obowiązku dbania o jego szczęście i bezpieczeństwo. Pomyśleć, że ten mały szkrab miał już 8 lat. Kiedy się wyprowadzę na studia, będzie miał ledwie 11 urodziny. Wciąż będzie za mały, żeby zrozumieć moją decyzję ale mam nardzieję, że dalej będzie chciał się ze mną bawić, gdy będę go odwiedzać - bo nie zamierzałem się od nich odciąć, o nie. Zbyt dużo im zawdzięczałem. I miałem nadzieję kiedyś się im odwdzięczyć.
Komentarze
Prześlij komentarz