Blackie - Rozdział 1
Tom stał niepewnie obok nauczycielki, przypatrując się swojej nowej klasie. Z reguły aż biło od niego pewnością siebie ale ta klasa wydawała się wręcz... dziwna. Chyba tylko tak potrafił to określić. Miał wrażenie, że wrzucono tu mix ludzi z każdej możliwej subkultury. Jedna dziewczyna miała na sobie bluzę z jakimiś koreańskimi napisami. Inna z kolei wyglądała tak cukierkowo, że aż zęby bolały go od patrzenia na jej uroczą twarzyczkę. Jeden chłopak miał tatuaże nawet na szyi i w cale ich nie ukrywał. Znalazła się nawet para gothów! Westchnął w duchu i starał się z całych sił, by nikt go nie przyłapał na tej chwili niepewności i uśmiechnął się lekko do nowych kolegów i koleżanek.
-Klaso, to jest Tom Kaulitz. Przeprowadził się tutaj z Monachium. Przywitajcie go ciepło. Tom, możesz zająć osobną ławkę albo siąść obok Billa lub obok Matta. Zdecyduj.
Dredziarz rozejrzał się po klasie, skanując wzrokiem wolne miejsca. Co prawda siedzenie samemu mu nie przeszkadzało ale zdecydowanie potrzebował przewodnika po szkole, poza tym izolowanie się od innych tak od samego początku byłoby zdecydowanie złą zagrywką. Pod ścianą siedział krótko ścięty blondyn, który przyglądał mu się z czymś dziwnym w oczach. Nie wiedział, czy była to niechęć czy ciekawość i chyba nie chciał się dowiadywać. Powiósł więc wzrokiem do siedzącego pod oknem chłopaka, bo że to chłopak mógł mieć pewność już z słów nauczycielki, mimo że długie włosy niemal całkowicie zakrywały jego twarz. Wpatrywał się w okno, jakby zupełnie nie był zainteresowany tym, co się dookoła niego dzieje ale... Tomowi zdało się, że jest niezwykle smutny. Zanim zdążył nawet pomyśleć, po prostu się do niego dosiadł, jakby podświadomie podjął wybór. Zarobił sobie tym zaskoczone spojrzenie nowego współlokatora z ławki, na co odpowiedział uśmiechem. Nie odezwał się jednak aż do przerwy, podczas której niemal od razu odwrócił się do czarnowłosego.
-Hej, jestem Tom.
Poczuł na sobie zdziwione spojrzenie brązowych oczu. Znowu. Dredziarz zauważył, że chłopak podkreślił je czarną kredką, ale w cale mu to nie przeszkadzało. Kąciki ust czarnowłosego poszły lekko do góry, jednak ten lekki uśmiech wyszedł jakoś tak... smutno? Bez życia? Tom nie był pewien, jak to określić.
-Bill.
Głos był cichy i zachrypnięty - zupełnie, jakby chłopak niezbyt często mówił i przez to miał z tym jakieś trudności, co zdziwiło Kaulitza ale nie skomentował tego.
-Mógłbyś na długiej przerwie oprowadzić mnie po szkole i trochę opowiedzieć? Nic tu jeszcze nie widziałem i czuję się trochę zagubiony.
Przyznał szczerze, chcąc nawiązać jakiś kontakt. Jednak zaczął czuć się niepewnie, gdy przez dłuższy moment nie otrzymał odpowiedzi.
-Jeśli chcesz.
Odetchnął z ulgą, słysząc tę cichą zgodę. Chciał jeszcze się o coś zapytać, ale do klasy znowu wszedł nauczyciel - tym razem od historii.
Czas do długiej przerwy minął Tomowi zdecydowanie szybko, co go bardzo cieszyło i nie miał zamiaru na to narzekać. Zarzucił sobie na ramię plecak i spokojnie poczekał na Bill'a, który spojrzał na niego, jakby się nad czymś zastanawiał.
-W tym budynku jest osiem sal lekcyjnych. Jak zauważyłeś, to sala numer 3. Mamy tutaj godzinę wychowawczą, historię i wiedzę o społeczeństwie. W tym budynku mamy jeszcze salę językową, w której uczymy się angielskiego i niemieckiego. Numer 7. Resztę lekcji mamy w innych budynkach.
Wyjaśnił zwięźle po czym wziął książki do ręki i podszedł do szafek, które znajdowały się za nimi. Tom uświadomił sobie, że pozostali też już z nich skorzystali.
-Na końcu każdej sali są szafki, w których możemy zostawić książki i inne rzeczy potrzebne nam na dane lekcje. Klucz jest uniwersalny do każdej szafki w każdej sali, w której mamy lekcje, dlatego musisz zapamiętać numer. Masz cztery do wyboru, więc sobie wybierz.
Dodał, chowając książki do szafki z numerem 48. Tom spojrzał na rząd szarych szafek i zauważył te, o których mówił Bill - puste, czekały na niego. Były to numery 3, 14, 27 i 36. Bez zastanowienia wybrał 3 stwierdzając, że najłatwiej ją zapamięta. Włożył szybko do niej książki, od których jego plecak się uginał - w końcu przed zajęciami dostał wszystkie w sekretariacie - i odetchnął ciężko, czując jak jego plecak zrobił się odrobinę lżejszy.
-Dzięki. Bez ciebie pewnie nawet bym o tym nie pomyślał i taszczył to do domu.
Zaśmiał się ale w odpowiedzi zauważył jedynie blady uśmiech na twarzy towarzysza. Zebrali się i jako ostatni z klasy ruszyli dalej. Bill oprowadził go po szkole bardzo szybko i sprawnie, pokazując kolejno budynek sztuki, jak to określił, gdzie odbywały się zajęcia plastyczne i muzyczne, budynek od nauk przyrodniczych, halę gimnastyczną z przylegającym do niej boiskiem, budynek w którym zjandowały się sale komputerowe, biblioteka i gabinet pielęgniarki oraz kilka innych budynków, w którym były różne przedmioty i sekretariat. Na koniec zaszli pod najniższy bo jedynie jednopiętrowy budynek, przy którym kręciło się najwięcej uczniów.
-Tu jest stołówka. Mamy jeszcze pół godziny, więc zdążysz coś zjeść. Jeśli nie masz wyrobionej karty, poproś ich o to, zajmie to może z 5 minut. Rodzice mogą ci ją doładowywać wedle uznania przelewem. Inaczej musisz płacić gotówką.
Zakończył zwiedzanie, po czym skierował się na ławkę pod pobliskim drzewem, gdzie rozłożył się ze swoją torbą i wyjął z niej jakąś książkę. Tom automatycznie podreptał za nim ale trochę go to zastanawiało.
-Ty nie idziesz?
Spojrzenie brązowych oczu spoczęło na nim tylko na kilka sekund, nim wróciło do trzymanej na kolanach lektury.
-Nie.
-Dlaczego?
-Nie jadam w szkole.
-Aż tak źle gotują?
-Nie, gotują całkiem dobrze.
-Więc dlaczego?
Czarnowłosy westchnął, odgarniając niesforne kosmyki za ucho jednak nie zaszczycił swojego nowego kolegi kolejnym spojrzeniem.
-Po prostu... nie jestem głodny.
Dredziarz wyczuł, że to kłamstwo, jednak nie miał zamiaru naciskać. Nie znali się na tyle, żeby była to jego sprawa a jednocześnie czuł, że nacisk mógłby zadziałać wręcz odwrotnie. Westchnął cicho i usiadł obok Billa, który jednak zignorował ten fakt.
-W sumie ja też nie. Chyba za bardzo przejmuję się tym pierwszym dniem w szkole. Na kogo muszę tutaj uważać?
-Z nauczycieli to na chemiczkę i matematyka. Chemiczka ma wredny charakter ale o ile jej nie podpadniesz, nie będziesz miał z nią problemu. Matematyk jest po prostu sztywny ale póki widzi, że chociaż próbujesz, zrobi wszystko, żeby ci pomóc. Jak olejesz naukę to oboje urządzą ci z życia piekło, wierz mi. Jak chodzi o uczniów to polecam uważać na Tinę i jej koleżaneczki i na chłopaków Matta.
-Tego od nas z klasy?
-Uhm.
-Dlaczego?
Bill na moment spojrzał na siedzącego obok szesnastolatka a Dredziarz aż zadrżał. Nie wiedział, czy to był tylko ten moment czy też wcześniej po prostu tego nie zauważył, ale to spojrzenie nie należało do nastolatka. Zdecydowanie bardziej pasowało do zmęczonego życiem i czekającego na śmierć człowieka.
-Zobaczysz. I tak nie byłbym w stanie ci tego dobrze wytłumaczyć.
-Okay... a co z tą Tiną?
Czarnowłosy wzruszył lekko ramionami, przewracając stronę w książce.
-W sumie to zależy od ciebie. Ona i jej trupa uwielbiają zaliczać każdego chętnego. Są od nas starsze o rok. Nie obchodzi ich, czy ktoś jest hetero czy nie. Jak już raz im dasz jakikolwiek sygnał albo zajmiesz się jedną z nich, będą za tobą chodzić aż dostaną to, czego chcą.
Wyjaśnił krótko. Nie odezwał się już do końca przerwy a Tom ze zdziwieniem odnotował, że część uczniów rzucała mu dziwne spojrzenia, jednak nie przejął się tym. Prawdopodobnie wzbudzał po prostu ciekawość przez to, że był nowy i tyle. Nie należało się nad tym rozwodzić.
Zdecydowanie jednak zdziwił go fakt, że po następnej lekcji Bill jakby zapadł się pod ziemię. Nie wiedzieć czemu czuł się trochę winny z tego powodu, jednak gdy tylko zniknął jego lokator z ławki inni zaczęli wciągać go w rozmowy i okazało się, że w jego nowej klasie jest przynajmniej kilka spoko osób. Dopiero wtedy pomyślał, że może ta szkoła w cale nie jest taka zła.
Czarnowłosy chłopak z kolei wrócił do domu dopiero późnym wieczorem - roztrzęsiony, z makijażem i łzami rozmazanych na całej twarzy, czerwonymi od płaczu oczami, potarganymi włosami i pomiętymi ubraniami. Z premedytacją wszedł bocznym wejściem, nie chcąc natknąć się na nikogo po drodze i najszybciej jak mógł przemknął po schodach do swojego pokoju na drugim piętrze. Tam od razu zamknął za sobą drzwi na klucz i rzucił się na łóżko, zbyt obolały i zmęczony, by się znów podnieść. Po raz kolejny tego dnia po jego policzkach popłynęły łzy. I po raz sam nie wiedział który marzył, by to wszystko się po prostu skończyło.
Komentarze
Prześlij komentarz