Chokehold - Otayuri - songfick
Piosenka: Chokehold
Wykonawca: Adam Lambert
Ship: Otayuri
Staring at the ceiling in the dark
Sheets are in a knot
My heart is like a rock, hey
Obudziłem się w środku nocy w sam tym wielkim, hotelowym łóżku. Westchnąłem ciężko i w tej ciemności wpatrywałem się w sufit, wspominając wydarzenia dzisiejszego wieczoru - albo raczej tego, co się stało po imprezie, na której się trochę upiłem. Ah, te imprezy, w trakcie których trenerzy w końcu nas nie pilnowali i nawet ja, pomimo moich zaledwie 18 lat na karku, mogłem sięgnąć po alkohol. Cała pościel jest w nieładzie i w cale mnie to nie dziwiło po tym, co tu się działo. Zawsze powtarzałem sobie, że moje serce jest jak skała ale dzisiaj udowodniłem, że w cale tak nie było. Wkurzało mnie to ale jednocześnie nie potrafiłem żałować tego, co się stało.
Pictures flashing by inside my head
I’m hanging by a thread
But I’d do it all again, yeah
Gdy tylko zamykałem oczy, w głowie migały mi obrazy dzisiejszej nocy. Tego wszystkiego, co robiliśmy i na co mu pozwoliłem. Musiałem przyznać, że wyobrażenia nie umywały się do tego, co dzisiaj przeżyłem a wspomnienia pozostawiały niedosyt. Powtarzałem sobie, że gdy w końcu do tego dojdzie, po wszystkim w końcu nie będę tak bardzo pragnął jego obecności, jego uwagi... a jednak jestem tu, wisząc na włosku. Zupełnie, jakbym zakochał się w tym czarnowłosym chłopaku, ale przecież to niemożliwe, prawda? Mama zawsze mi powtarzała, że ktoś taki jak ja nie jest w stanie kochać. Zastanawiałem się więc, jakim cudem moje serce tak bardzo przyspieszało swoje bicie, gdy tylko o nim myślałem i o spojrzeniu ciemnych oczu, przepełnionym pożądaniem? Zadrżałem, gdy nieświadomie wypowiedziałem jego imię a słowo to w ciemności odbijało się od ścian. Nie, nie bałem się... i nie żałowałem. Może to było złe, ale zrobiłbym to wszystko jeszcze raz. Zupełnie, jakby jego dotyk i bliskość były moim narkotykiem.
I keep running away, running away, running away from you
But I can’t stand breaking the chains
Breaking the chains, breaking the chains
It’s too good
Wstałem z łóżka i ubrałem na siebie jedynie cienki szlafrok, kompletnie nie przejmując się tym, że dużo było w nim widać. O tej porze nie spodziewałem się spotkać kogokolwiek na korytarzu. Miałem tylko szczęście, że wiedziałem, w którym pokoju jest zameldowany i nie miałem dalekiej drogi. Uciekam... całe swoje życie tylko uciekam. Od zobowiązań, od przywiązywania się... a jednak przetrwałem do tego momentu i nie potrafiłem się nie uśmiechać na myśl o nim. Chociaż w głowie miałem istne tornado i sam na ten moment do końca jeszcze nie wiedziałem, co takiego czuję, zapukałem w drewniane drzwi. Na moment wstrzymałem powietrze, gdy w drzwiach stanęła oczekiwana przeze mnie osoba a wypity parę godzin temu alkohol w cale mi nie pomagał. Wziąłem głęboki wdech, próbując się uspokoić, chociaż niezbyt dużo to dało.
-Uciekam od ciebie, ale nie potrafię zerwać łańcuchów...
Zanim się zorientowałem, słowa same z siebie opuściły moje usta. Widziałem malujące się na twarzy Kazacha zaskoczenie ale nie widziałem zniesmaczenia ani nic takiego. Miałem wrażenie, że nie potrafię zerwać łańcuchów, które mnie do niego przywiązały.
-To jest za dobre... ty jesteś za dobry!
Wykrzyczałem, ledwo zdając sobie w ogóle sprawę z faktu, że podniosłem głos. Beka objął mnie ramieniem i wprowadził do swojego pokoju, zamykając za nami drzwi i usadził mnie na łóżku, jak troskliwy chłopak, jakim z resztą był - chociaż nikt nie powiedziałby o nim tego, gdyby widział wszystko, co mi robił chwilę wcześniej.
-Dlaczego tak po prostu wyszedłeś, gdy spałem?
Zapytałem oskarżycielsko, nie mogąc tego zrozumieć. Od zawsze dobrze się dogadywaliśmy i spędzaliśmy wspólnie wiele czasu a mimo to, gdy w końcu doszło między nami do czegoś więcej, po wszystkim po prostu uciekł, zostawiając mnie całkiem samego. Może to irracjonalne, ale czułem żal z tego powodu i miałem wrażenie, że w cale nie jestem dla niego ważny.
'Cause I know the second you go
Want you to bring it on back
Bring it on back, bring it on back to me
-Jurij... kiedy ostatnio związałeś się z kimś na stałe?
Myślałem, że się przesłyszałem, ale wpatrując się w Otabeka uświadamiałem sobie z każdą sekundą, że pytanie zostało zadane bardzo poważne. Oczywiście, że nigdy nie byłem w dłuższym ani tym bardziej poważniejszym związku. W końcu zostałem wychowany w przekonaniu, że na zawsze pozostanę sam. Dlaczego więc miałem się starać? Ale przy Bece to wszystko się zmieniało i chciałem zmienić też siebie, chciałem z nim zbudować coś prawdziwego.
-Nigdy, ale jakie to ma znaczenie?
Zapytałem, na co westchnął ciężko i oparł się o biurko naprzeciwko łóżka, zakładając ręce na piersi i mierząc mnie trochę zbolałym spojrzeniem.
-Dlatego uciekłem... Nie chcę niczego z tobą budować, bo w sekundzie gdy odejdziesz, będę chciał, żebyś mi to wszystko zwrócił.
Nie mogłem już dłużej wytrzymać tego dystansu między nami. Poderwałem się z łóżka, ignorując zawroty głowy i uwiesiłem mu się na szyi, czując ciepłe dłonie obejmujące mnie w pasie.
-Z tobą chcę zbudować wszystko... przysięgam.
Wymruczałem ale już sekundę potem nie mogłem nic mówić, zatapiając się w namiętnym pocałunku.
Komentarze
Prześlij komentarz