Zatańczysz? - Rozdział 16
Jurij doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ich relacje uległy znacznej zmianie, jednak od czasu ich pierwszego i z pewnością nie ostatniego razu, prawie w cale o tym nie myślał. Po prostu było dobrze tak, jak jest - kochali się, spędzali razem czas, mieszkali razem, zarządzając ogromnym majątkiem i spali ze sobą. Dobrze się rozumieli i nigdy nie nudzili się w swoim towarzystwie. Co więc miało być nie tak?
No właśnie niestety okazało się, że bardzo wiele może pójść nie tak i przekonali się o tym dość szybko. Niemal wszystkie drzewa straciły już swoje liście, zwiastując nadchodzące znaczne oziębienie się pogody, jak to bywa na jesień, gdy blondyn wracając do domu otrzymał jakieś pismo do nieznanego mu prawnika. Na początku zlekceważył je i postanowił zająć się nim dopiero w domu - w końcu znał osobiście wszystkich liczących się prawników w promieniu stu kilometrów, nie musiał więc przejmować się taką płotką w prawniczym świecie, jednak później się za to w duchu - i nie tylko - przeklinał.
-Zabiję. Zabiję, zabiję, zabiję, powieszę i zabiję.
Warczał wściekle, chodząc w kółko po salonie i na zmianę zaciskając i rozluźniając pięści ze złości. Beka wszedł do pomieszczenia, zdejmując z głowy swój kask motorowy i spojrzał z rozbawieniem ale jednocześnie niepokojem na swojego męża.
-Ale wiesz, że wieszając kogoś jednocześnie go zabijasz?
Wiedział, że ten tekst był bezdennie głupi ale właśnie o to mu chodziło - chciał wyrwać blondyna z tego dziwnego stanu i otrzymać odpowiedzi na temat tego, co się stało. Błękitne oczy zmierzyły go wściekłym spojrzeniem, od którego niemal można było zginąć, jednak ta złość nie była skierowana na niego i Kazach doskonale zdawał sobie z tego sprawę, po czym ledwo złapał plik jakiś dokumentów, rzucony w niego przez łyżwiarza - amatora.
-Co to jest?
Zapytał, przeglądając pobieżnie pismo i zauważając tylko jakieś pojedyncze słowa, kompletnie nie rozumiejąc, o co chodzi w tym długim na prawie czterdzieści stron dokumencie.
-Ta suka nas pozywa. Nas obu i każdego z osobna. Jutro przyjdzie ktoś, kto będzie sprawdzał, czy w ogóle jesteśmy małżeństwem. O ósmej rano.
Westchnął Plisetsky, opadając w końcu bez sił na kanapę i rozmasował sobie skronie, czując nadchodzący ból głowy. Co on komu zawinił? No właśnie nic. Ale teraz musiał się przygotować. Nie da jej tej satysfakcji. Nie przegra tej walki.
Komentarze
Prześlij komentarz