Jabłko - Rozdział 9
Chociaż zakupy na ulicy Pokątnej minęły im w bardzo szczęśliwej i rodzinnej atmosferze, to dzień rozstania z opiekunami i jednocześnie ukochanymi wujkami był bolesny zarówno dla jedenastolatka jak i dla obu mężczyzn. Brunatnowłosy chłopiec spojrzał na swoich opiekunów, którzy szli tuż obok niego. Remus zdecydowanie gorzej ukrywał smutek, jaki ogarniał go coraz bardziej z każdą chwilą. Po jego twarzy widać było, że nie chce rozdzielać się ze swoim podopiecznym i bardzo się o niego martwił. Nie mieli również nikogo w Hogwartcie, kogo mogliby prosić o opiekę nad nim i informowanie ich o wszystkim w każdej chwili. Musieli więc liczyć na częste kontakty z Harry'm.
Cała trójka przystanęła po oddaniu bagaży chłopca przy jednym z filarów i obaj mężczyźni uklękli, zaglądając prosto w zagubioną i odrobinę przerażoną twarz dziecka. Serce im się krajało, widząc jego strach i myśląc o nieuchronnie zbliżającym się rozstaniu ale decyzja została podjęta i nie było odwrotu.
-Pamiętaj, żeby do nas pisać. Możesz pisać nawet codziennie. Jeśli tylko poprosisz, od razu przyjedziemy cię zabrać do domu.
Zaczął Syriusz, kładąc dłonie na ramionach swojego podopiecznego i uśmiechając się lekko przez jeszcze ukrywane łzy. Nie miał pojęcia, jak to dziecko poradzi sobie z nową sytuacją i współlokatorami. Miał nadzieję, że wszystko jednak dobrze się skończy.
-Nie zapomnij, że jak przez kilka dni nic od ciebie nie usłyszymy, to Syriusz wpadnie do Hogwartu niczym huragan.
Zażartował wilkołak, ledwo mogąc cokolwiek wypowiedzieć przez ściśnięte gardło. Westchnął ciężko i odgarnął mu włosy z czoła, próbując zmusić się do jakkolwiek pocieszającego uśmiechu. Chłopiec patrzył po nich zielonymi oczami w których powoli wzbierały łzy. Nagle po prostu rzucił się na swoich opiekunów, wtulając się w nich i pozwalając sobie na jeszcze chwilę bycia dzieckiem, zanim będzie mierzyć się z trudami codzienności z dala od domu.
-Kocham was.
Powiedział w końcu i wbiegł do pociągu, słysząc ostatnie wezwanie konduktora. Syriusz i Remus stali ramię w ramię na peronie jeszcze przez bardzo długi czas, wpatrując się w ślad za pociągiem, który już dawno zniknął im z oczu. Żadne z nich nie mogło zmusić się, by odejść i wrócić do domu, chociaż już nadszedł na to czas.
-Myślisz, że sobie poradzi?
Zapytał w końcu Remus, przerywając panującą między nimi ciszę. Chociaż nie minęła nawet godzina, zdecydowanie czuł już pustkę po zniknięciu Harry'ego. Nie wyobrażał sobie nawet, jak czuje się teraz jego przyajciel.
-Jest synem James'a i Lili a do tego my go wychowaliśmy. Poradzi sobie. Nie ma innej opcji.
Zapewnił wilkołaka i z bladym uśmiechem na twarzy chwycił go za nadgarstek, prowadząc ich z powrotem do wyjścia z dworca i chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Harry nie był głośny i nie sprawiał problemów, ale dziwnie się czuli ze świadomością, że przez najbliższe tygodnie go nie zobaczą.
Chociaż obaj przez resztę dnia starali się zachowywać normalnie, nie mogli przejść nad tym wszystkim całkiem obojętnie. Syriusz nie mogąc spać tej nocy, postanowił odwiedzić sypialnię swojego przyjaciela i zabić z nim jakoś czas. Jednak ku swojemu zaskoczeniu nie znalazł Lunatyka tam, gdzie się go spodziewał. Zdezorientowany sprawdził jeszcze łazienkę, kuchnię i salon, jednak i w tych pomieszczeniach nie znalazł szukanej przez niego osoby ale wiszący w przedpokoju płaszcz dobitnie świadczył o tym, że nie opuścił on domu. W końcu postanowił sprawdzić sypialnię ich podopiecznego i był to strzał w dziesiątkę. Zauważył Remusa, siedzącego przy pustym łóżku i wpatrującego się w nie. Był na tyle zamyślony, że o tym iż nie jest sam zorientował się dopiero, gdy poczuł ciepłą dłoń na swoim ramieniu.
-Nie możesz spać?
Zapytał Syriusz, siadając na materacu naprzeciwko przyjaciela i uśmiechając się jakoś pocieszająco. Lunatyk westchnął, spuszczając wzrok i splatając ze sobą palce w dłoni, jak to zawsze miał w zwyczaju.
-Martwię się o niego.
Czarnowłosy nie mógł zaprzeczyć, że nie wie, o co chodzi. Westchnął ciężko i po chwili zastanowienia przytulił swojego przyjaciela, chcąc w jakikolwiek sposób dodać mu otuchy ale jednocześnie chcąc jakoś samego siebie zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Nie miał pojęcia, jak bardzo obaj tego potrzebowali.
Komentarze
Prześlij komentarz