Doki-Doki - rozdział 7
Nie chciałem wstawać.
Nie chciałem się z nikim widzieć. Przez cały tydzień udało mi się jakoś
zostać w domu. Uprosiłem mamę, żeby nie wpuszczała do mnie nikogo. Nie
odbierałem telefonu. Nie odpisywałem na wiadomości. Nie chciałem. Nie
czułem takiej potrzeby. W ogóle nic nie czułem.
Na początku... na
początku racja, nie wiedziałem, czemu moje serce robi doki-doki, ale
wciąż traktowałem to poważnie. Potem, gdy Noya-senpai mi to wyjaśnił,
byłem tym zafascynowany, ale gdy zadawał mi ważne pytania, odpowiedź
zawsze wskazywała na to, że po prostu zakochałem się w Kageyamie-kun.
Jednak on odrzucił mnie w najgroszy możliwy sposób. Nawet siatkówka
straciła dla mnie znaczenie. Dlatego napisałem rezygnację. Dlatego nie
chcę już nigdy zakładać stroju klubu siatkarskiego Karasuno #10.
Jednak
tydzień chorobowy szybko minął, i nie mogłem już dłużej siedzieć w domu i
udawać, że źle się czuję ale poza tym wszystko w porządku. Tak więc,
zrezygnowany, nie mający na nic ochoty, idę właśnie dobrze znaną sobie
drogą, wpatrując się w chodnik pod moimi stopami i nie zwracając uwagi
na nic dookoła mnie. Przez to kilka razy potknąłem się i wpadłem na
jakiegoś chłopaka, ale nie zwróciłem na to specjalnej uwagi. Chyba
zaczęło padać, ale w cale mi to nie przeszkadzało, nawet nie jestem
pewien, jak mocno pada.
-Oi, Hinata-kun! Zaczekaj!
Usłyszałem za sobą
znajomy głos, a gdy się odwróciłem, zobaczyłem biegnącego w moją stronę,
skrytego pod ogromnym parasolem Sugę-senpai. Przystanąłem i stojąc w
strugach deszczu próbowałem uśmiechnąć się tak, jak dawniej.
Srebrnowłosy podbiegł do mnie i zasłonił przed deszczem.
-Matko, jesteś cały mokry!
Załamał się, a ja tylko
wykrzywiłem usta w marnej imitacji dawnego uśmiechu, jakim obdarzałem
wszystkich jeszcze zaledwie tydzień temu. Suga-senpai uśmiechnął się do
mnie, i podążając do szkoły przypatrywał mi się uważnie zmartwiony.
Udawałem, że tego nie zauważam. W pewnym momencie usłyszałem ciche
westchnięcie, ze strony przyjaciela.
-Hinata-kun, wszystko w porządku?
Zapytał, a ja spojrzałem na niego z wymuszonym uśmiechem.
-Pewnie.
Odparłem, ale chyba niezbyt przekonująco.
-Odszedłeś z drużyny.
Usłyszałem i tym razem
to ja westchnąłem. Chciałem unikać tego tematu, ale chyba się nie da.
Byłem naiwny, jeśli sądziłem, że coś takiego się stanie.
-No tak.
-Wróć.
Poprosił, gdy stanęliśmy już pod szkołą i zamykał swój ogromny parasol. Uśmiechnąłem się do niego lekko.
-Nie.
Odparłem i podążyłem do
swojej klasy. Usiadłem na swoim miejscu i nie zważając na ludzi dookoła i
na to, że kilka osób mnie zaczepiało. Oparłem brodę na dłoni, drugą
ręką rysując nic nieznaczące wzroki na jednej z kartek zeszytu. Byłem
strasznie nieobecny. Koledzy z drużyny przychodzili do mnie i próbowali
namówić do powrotu do klubu. Jednak nawet nie jestem pewien, kto to był,
bo cały czas wpatrywałem się w mój zeszyt, myślami będąc daleko. Gdy
wychodziłem ze szkoły, wciąż padało, ale nie czułem tych zimnych kropli
uderzających w moje ciało. Sam nie wiem, kiedy, znalazłem się w parku w
centrum Tokio, ale musiałem długo iść. Usiadłem na krawężniku czując się
słabo i wpatrywałem się w czubki moich butów. Po jakimś czasie zdałem
sobie sprawę, że po moich policzkach spływają gorące łzy.
-Huh, Hinata-kun?
Usłyszałem czyiś znajomy
głos. Podniosłem wzrok, ocierając mokre policzki. Nade mną stał,
osłonięty parasolem i w czerwonej bluzie blondyn z ciemnymi odrostami.
Jego obojętne, kocie oczy wpatrywały się we mnie i zabłysły lekko, gdy
na niego spojrzałem. Podszedł do mnie i kucnął naprzeciwko, skrywając
mnie przed deszczem.
-Więc to serio ty. Co tu robisz? I czemu płaczesz? Nie powinieneś być na treningu kruków?
Zasypał mnie pytaniami, a
ja wpatrywałem się w niego, obejmując kolana ramionami. Moja warga
zadrżała, a po policzkach wciąż płynęły nowe łzy.
-Ja... ja odszedłem z drużyny.
Powiedziałem w końcu cicho. Przez chwilę panowała między nami cisza.
-Żartujesz?
Zapytał, ale chyba zrozumiał, że nie, kiedy zadrżałem z zimna i od duszonego szlochu. Położył mi dłoń na ramieniu.
-Chodź, nie będziemy moknąć na tym deszczu.
Mówiąc to, wyprostował
się, a ja spojrzałem na niego i po chwili też wstałem. Podążyłem za nim w
milczeniu i po kilkunastu minutach znaleźliśmy się przed jego
mieszkaniem.
-Nie będę przeszkadzać?
Spytałem cicho, ale chłopak tylko pokręcił głową i otworzył przede mną drzwi. Szybko podał mi ręcznik i jakieś suche rzeczy.
-Mam nadzieję, że będą pasować. Tam jest łazienka, idź się przebrać.
Podążyłem w tamtym kierunku i już nic nie mówiąc zniknąłem w tamtym pomieszczeniu.
Komentarze
Prześlij komentarz