Doki-Doki - rozdział 9
Hej~
Na początek... tak, wiem, że mnie zabijecie >.<
Szczególnie za to, co ja tu robię naszemu biednemu Hinacie... hehe... hehehehe... he...
Dobra, a tak na poważnie... miało się potoczyć lekko inaczej, ale żem jest szalona i ciągle mi coś strzela do łba *wskazuje na swoje kocie uszka* to wyszło inaczej niż wyszło i mam już plan na połowę opowieści *-* Jeśli myśleliście, że wiem, co będzie dalej tak w 100%, albo chociaż w 90%, to muszę Was rozczarować >.<
Szczególnie za to, co ja tu robię naszemu biednemu Hinacie... hehe... hehehehe... he...
Dobra, a tak na poważnie... miało się potoczyć lekko inaczej, ale żem jest szalona i ciągle mi coś strzela do łba *wskazuje na swoje kocie uszka* to wyszło inaczej niż wyszło i mam już plan na połowę opowieści *-* Jeśli myśleliście, że wiem, co będzie dalej tak w 100%, albo chociaż w 90%, to muszę Was rozczarować >.<
Hm, hm... co jeszcze? Ach, zupełnie niespodziewanie pojawił nam sięęęęęęęę... Kenma~! Bosz, uwielbiam tego dzieciaka *-* Rly
I nie bić mnie, ale
tak - zachowanie bohaterów może być nawet w dużym, bardzo dużym stopniu
oddalone od oryginału... no ale czego się nie robi dla dobrego
opowiadania... Bosz, już mnie ciekawi, jak zareagujecie na resztę, ale
jak teraz Wam powiem, co będzie dalej, to nie będę dobrą autorką ;-;
Muszę poczekać *siada czekająco a jej ogonek macha za nią*
No dobra, a teraz już Was nie przynudzam i.. i.. i...
No dobra, a teraz już Was nie przynudzam i.. i.. i...
Miłego czytania :)
Neko~
Neko~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Spoglądałem po
przyjaciołach z drużyny. Rozmawiali między sobą. Jeszcze do końca nie
wiedzieli, co się stało, ale już układali wspólny plan "morderstwa"
Kageyamy-kun. Westchnąłem i spojrzałem w niebo, myśląc... sam nie wiem
nawet, o czym. Wzdrygnąłem się, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
Spojrzałem na jej srebrnowłosego właściciela, który przyglądał mi się ze
zmartwionym wyrazem twarzy.
-Powiedz nam, co się stało?
Poprosił, a ja na chwilę
się zamyśliłem, odtwarzając w myślach zdarzenie sprzed kilkunastu
minut. Westchnąłem cicho i patrząc na leniwie płynące po błękitnym
niebie obłoki, zacząłem opowiadać.
-Nauczyciel dobrał nas w
pary do projektu, oczywiście mnie jak zwykle przydzielił do
Kageyamy-kun. Jednak on się zbuntował. Nie chciał. Gdy nauczyciel po raz
któryś zadał mu pytanie "dlaczego", powiedział... powiedział przy całej
klasie, że nie będzie się zadawać z pedałem.
Nawet nie wiem, kiedy po
moich policzkach popłynęły łzy, a mimo to wciąż się lekko uśmiechałem.
Taki nawyk. Uśmiecham się zawsze. By nie martwić nikogo. Mój przyjaciel
z dzieciństwa mnie tego nauczył. Kiedyś dużo płakałem. Szczególnie za
niego. On miał w domu ciężko, ojciec alkoholik nie raz się na nim wyżył,
jednak on zawsze chodził z uśmiechem na twarzy. Któregoś razu, gdy
płakałem, powiedział mi coś takiego.
-Shoyo, płacz tylko gdy
jesteś sam i gdy nie dajesz rady. Choćby było nie wiem jak źle,
uśmiechaj się. Ci, którzy powinni, zauważą nawet wtedy, że ich
potrzebujesz. Siostrzyczka zawsze tak mówiła.
Uśmiechnął się do mnie
szeroko, mimo rozciętej wargi. Jego siostra kilka miesięcy temu
popełniła samobójstwo, bo nie wytrzymywała tego, co robił jej ojciec.
Mieliśmy wtedy po dziesięć lat. Parę dni później, mój przyjaciel już nie
żył. Słyszałem gdzieś tylko, że umarł z uśmiechem na ustach. Od tamtej
pory zawsze się uśmiecham. Nie chcę go zawieść. Wiem, że jest gdzieś tam
i mnie obserwuje.
Czasem płaczę, tak jak teraz, a mimo to się
uśmiecham, bo nauczyłem się już, że ludzie z reguły o wiele bardziej
wierzą w twój uśmiech niż w twoje łzy. Tak, jakbyś oczy miał schowane za
ciemnymi szkłami i jakby widzieli przez to tylko twoje, wykrzywione w
niezbyt udanym uśmiechu wargi.
Poczułem, jak oplatają mnie ciepłe
ramiona i przyciągają do czyjejś klatki piersiowej. Podniosłem głowę
nieznacznie w górę i zobaczyłem nad sobą Noye-senpai'a, który marszczył
brwi.
-Hinata-kun, przy nas nie musisz udawać. Płacz, jeśli chcesz.
Wiedziałem, że mówił to
szczerze. Cała drużyna, która nie wiadomo kiedy się tutaj zebrała,
pokiwała twierdząco głowami. Jednak ja nie chciałem już płakać. Otarłem
rękawem łzy i usiadłem z powrotem po turecku. Nawet Tsuki-kun zaniechał
swoich zgryźliwych tekstów, chociaż podejrzewam, że to raczej z powodu
gróź "taty" niż jego własnej woli.
-No, to jak go załatwimy?
Zapytał Tanaka-senpai,
przerywając ciszę i uderzając pięścią w otwartą dłoń. Przestraszyłem
się. Wiem, że nie powinno mnie to teraz obchodzić, ale nie chciałem,
żeby krzywdzili Kageyamę-kun. Chciałem, aby po prostu zostawili go w
spokoju. Nie wiedziałem, co mam zrobić, więc na razie tylko
przysłuchiwałem się, jak Noya-senpai wraz z Tanaką-senpai obmyślają plan
pobicia Kageyamy-kun lub ośmieszenia go publicznie.
-Przestańcie.
Powiedziałem w pewnym momencie. Zdawało mi się, że zrobiłem to cicho, ale nagle wszyscy zamilkli i spojrzeli na mnie.
-Skrzywdził cię a ty i tak go bronisz?
Zapytał Tanaka-senpai, a ja spuściłem wzrok, zasłaniając twarz rudymi włosami.
-Nie chcę, żebyście go krzywdzili. Zostawcie to... po prostu.
Poprosiłem. Na kilka
długich chwil zapanowała wręcz dzwoniąca, przynajmniej jak dla mnie, w
uszach cisza. Po chwili usłyszałem pisk i ktoś rzucił się na mnie,
przytulając mocno i mocząc łzami włosy.
-Achhhh! Mój biedny, mały chłopiec! Tak skrzywdzony a i tak broni swojego oprawcy! Jesteś na prawdę szlachetny, Hinata-kun!
Noya-senpai niemal
rozpływał się nade mną, ale ja w cale nie czułem się taki dobry, jak
twierdził. Chciałem po prostu, by wszyscy w końcu dali mi spokój. Czy ja
wymagam aż tak wiele?
Komentarze
Prześlij komentarz