Doki-Doki - rozdział 11
Siedziałem po turecku na
dachu szkoły i patrząc w leniwie sunące po niebie ciemne chmury
myślałem. Myślałem, co powinienem zrobić. Jak przyjmą to koledzy z
drużyny? Na pewno nie będą zbyt zadowoleni. Rodziców już wybadałem i
wiem, że nie mają nic przeciwko, jeśli to ma mnie uszczęśliwić.
Cieszyłem się, że nie robili z tego powodu żadnych problemów,
przynajmniej na razie. Wiem, że mama potrafi zrobić niezłą aferę o nic.
Mam tylko nadzieję, że jeśli zdecyduję się na zmianę szkoły i
zamieszkanie w Tokio, będą mnie wspierać i nie będą robić problemów.
Nagle usłyszałem dźwięk
otwieranych drzwi i rozmowy przyjaciół. Zwróciłem twarz z lekkim
uśmiechem w ich stronę, a oni wesoło się ze mną witali, kończąc temat o
którym jeszcze chwilę rozmawiali. Rozsiedli się obok mnie, wyciągając z
toreb swoje bento.
-Co tam, Hinata-kun?
Zapytał z wielkim
wyszczerzem Noya-senpai. Nie miałem żadnych dobrych wieści. Dziś ledwo
uniknąłem pobicia a moja ławka została popisana obraźliwymi napisami,
ale nie zrobiłem z tym nic.
-Nic nowego, tylko...
Zawiesiłem głos i wszyscy wtedy na mnie spojrzeli, zaprzestając jakichkolwiek czynności. Czekali, co im powiem.
-...zastanawiam się nad zmianą szkoły.
Wszyscy przez chwilę milczeli, aż w końcu Suga-senpai westchnął i podrapał się po karku.
-Wiedzieliśmy, że tak będzie.
Spojrzałem na nich zaskoczony, a nasz wicekapitan dalej tłumaczył.
-Czuliśmy, że skoro
sytuacja jest aż tak zła i ani trochę się nie poprawia, to w końcu
będziesz chciał się wynieść i to przerwać. W cale ci się nie dziwimy.
Już nawet o tym dyskutowaliśmy i jeśli chodzi o nas, to masz pełne
wsparcie i zawsze będziemy starać się ci pomóc.
Uśmiechnął się a ja spojrzałem po każdym po kolei. Wszyscy uśmiechali się i kowali głowami. Odetchnąłem cicho.
-Dzięki, chłopaki.
Uśmiechnąłem się do nich
szeroko. Cieszyłem się, że nie przeszkadza im moja decyzja a co więcej,
chcą dalej mnie wspierać. Jestem im na prawdę wdzięczny.
-Masz już jakąś szkołę na oku?
Usłyszałem naszego Kapitana. Zamyśliłem się na moment i skinąłem po chwili głową.
-Tak. Myślałem o Nekomie.
Niektórzy coś mruczeli,
reszta kiwała głowami. Uśmiechnąłem się i wszyscy znów rozpoczęli
rozmowy i jedzenie drugich śniadań. Czułem się prawie jak dawnej. Często
siedzieliśmy razem na dachu i jedliśmy bento w miłej atmosferze.
Chociaż tu mogę odetchnąć od złośliwych komentarzy i poczuć się tak, jak
dawniej.
Ciesze się, że mam przy sobie ludzi, którzy mimo wszystko mnie wspierają.
-I jak? Powiedziałeś im.
Odczytałem wiadomość od Kenmy.
-Tak. Dobrze to przyjęli. Cały czas mnie wspierają.
Odpisałem szybko.
-To dobrze.
-Chcę pójść do Nekomy.
-Ekstra.
Taaa... z Kenma-kun rozmowa nigdy nie jest normalna. Ale i tak go lubię.
Komentarze
Prześlij komentarz