Doki-Doki - rozdział 18
Pierwsze trzy dni
szkoły, bo rozpoczęcie było w środę, minęły bardzo szybko i nareszcie
nadszedł upragniony weekend. Byłem bardziej zmęczony szkołą niż
kiedykolwiek - w życiu, nawet wtedy, gdy biegałem dziennie kilkanaście
kilometrów i robiłem treningi nie byłem tak wykończony psychicznie, jak
teraz. Męczyłem się tu nie dlatego, że było źle w tej szkole czy coś,
tylko dlatego, że brakuje mi i kogoś i czegoś: siatkówki i Kageyamy.
Przynajmniej tak tłumaczy mi to Noya.
Przeciągnąłem się na łóżku i sięgnąłem po telefon, zauważając, że świeci. Odczytałem wiadomość.
Przeciągnąłem się na łóżku i sięgnąłem po telefon, zauważając, że świeci. Odczytałem wiadomość.
Noya: Jesteśmy
w pociągu, będziemy za godzinę na stacji! Wyrobisz się, czy mamy gdzieś
przyjść? Będzie Suga, Daichi, Asahi, Tanaka, Tsuki, Yamaguchi i ja.
Reszta ma dziś karny trening od Ukai'a, który powiedział, cytuję "reszta
się z nim tak bardzo nie przyjaźni, więc przyjdą na trening. Kageyama
może jechać."
Uśmiechnąłem się i zabrałem się za odpisywanie.
Hinata: Wbijcie
do mnie, okey? Bo dopiero się obudziłem :P Cieszę się, że się spotkamy
^^ Ukai chce was zabić ;-; Kageyama nie przyjedzie?
Trochę mi było smutno. Miałem nadzieję, że jednak się z nim spotkam... że mu minęło...
Noya: Przykro mi, Hinaś ;-; Wiem, że cierpisz, więc jak przyjedziemy to cię przytulę i Twój senpai poprawi Ci humor ^^
Hinata: To czekam na Was ^^ Wyślę Ci zaraz adres, tylko muszę sobie przypomnieć, jak się nazywa nasza ulica ^^"
Noya: Hahahahhahahaha! >.< Czekam na adres, papa~!!
Uśmiechnąłem się i w
końcu podniosłem się z łóżka, kierując się do łazienki. Wziąłem
prysznic i przy myciu zębów przypomniałem sobie mój adres, więc szybko
wysłałem go do chłopaków, po chwili wracając do łazienki. Hmmm... chyba
zapomniałem coś zrobić, ale nie wiem, co. Wzruszając ramionami i
poszedłem do kuchni, robiąc jajecznicę na śniadanie. Nuciłem i zjadłem,
zrobiłem herbatkę z miodkiem i wypiłem, poczytałem nowy magazyn
sportowy, podumałem i wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Poderwałem się z
krzesła a w korytarzu natknąłem się na blondyna.
-Idź się ubierz a ja otworzę.
Powiedział, a ja
zacząłem się zastanawiać, o co mu chodzi. Spojrzałem na siebie i szybko
pobiegłem do pokoju. Od godziny paraduję w samych czerwonych bokserkach!
Ubrałem czarne jeansy i biały T-shirt, na co narzuciłem czarną bluzę i
wszedłem do salonu, gdzie siedzieli chłopaki a Kenma właśnie wychodził.
Chwycił w dłonie moją bluzę.
-Powinieneś ubrać czerwoną. Teraz jesteś kotem a wyglądasz jak kruk.
Powiedział i wyminął
mnie, idąc do kuchni. Nie zdążyłem otworzyć ust, gdy coś , a raczej
ktoś, rzuciło mi się na szyję i przytuliło mocno. Po chwili mignęły mi
postawione włosy Noyi, więc odwzajemniłem uścisk.
-Mój mały kouchai! Już tu jestem i pomogę ci ze wszystkim, nie opuszczę cię! No, do jutra, bo jutro
o 18 mamy pociąg powrotny...
Ostatnie zdanie
powiedział już z mniejszym zapałem i spojrzał na mnie. Popatrzyłem po
twarzach wszystkich. Uśmiechali się a ja... po prostu się rozpłakałem.
-Hinata?
Usłyszałem zatroskany
głos Sugi-mamy i po chwili ktoś mocno mnie przytulił i kołysał mnie w
swoich ramionach. Rozpłakałem się na dobre. Usłyszałem westchnięcie i
głos taty.
-Wiedziałem, że tak to się skończy...
Pociągnąłem nosem i spojrzałem na tulącego mnie srebrnowłosego. Uśmiechnął się pocieszająco i pogłaskał mnie po głowie.
-Wiemy, że ci ciężko. To wszystko za dużo dla naszego słoneczka.
Powiedział miękko, uśmiechając się i prowadząc mnie na kanapie, nie wypuszczając mnie z objęć. Spojrzałem po nich.
-Brakuje mi was, chłopaki. Chciałbym wrócić...
Wyznałem, na co wszyscy spojrzeli po sobie.
-My też chcemy, żebyś wrócił, ale wiemy, że to dla ciebie trudne i nie będziemy tego od ciebie żądać.
Wyjaśnił Asahi. Spojrzałem po nich z wdzięcznością.
-Jesteście wspaniałymi przyjaciółmi.
-Którzy codziennie z
tobą piszą i mają nadzieję, że nie załamiesz się nam do końca. W końcu
oświetlasz nasze życia, więc nie możemy cię stracić.
Odpowiedział Noya, uśmiechając się szeroko. Odwzajemniłem uśmiech i otarłem łzy.
-Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że przyjechaliście.
Powiedziałem, po czym brzuch milczącego dotąd Tanaki zaburczał i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
-Poczekajcie, zrobię śniadanie.
Oznajmiłem i wstałem, kierując się do kuchni. Po dwóch minutach ktoś wszedł i usiadł przy stole.
-Wiesz, że masz w nas wsparcie kiedy tylko chcesz, prawda?
Zapytał, na co pokiwałem głową.
-Więc nie martw się, bo wszystko będzie dobrze. Jeszcze będziesz szczęśliwy.
Obiecał mi Suga z uśmiechem i poczochrał mnie po włosach, na co się uśmiechnąłem.
-Już jestem trochę szczęśliwszy.
Powiedziałem a kuchnie oświetliło poranne słońce.
Komentarze
Prześlij komentarz